TKS

Czołgi rozpoznawcze TKS (TK-S)

Polska konstrukcja pancerna opracowana przez rozpoczęciem II Wojny Światowej w pierwszej połowie lat 30. XX wieku. W walkach obronnych na terytorium II Rzeczypospolitej w 1939 roku stanowił podstawowy sprzęt pancernych Wojska Polskiego.

Czołg późnej serii produkcyjnej, wyposażony w peryskop odwracalny wz. 34 i uzbrojony w 7,92 mm karabin maszynowy Hotchkiss wz. 25 (chłodzony powietrzem)

Historia konstrukcji

Produkowany seryjnie w Polsce czołg rozpoznawczy TK-3 stanowiła podstawę rozwoju polskiej roni pancernej w Polsce mimo panującego wówczas światowego kryzysu gospodarczego. Wytworzenie w krótkim czasie trzystu egzemplarzy czołgu rozpoznawczego TK-3 oraz modelu TKF miało swój symboliczny charakter (ukazywanie siły militarnej i gospodarczej naszego młodego państwa), ale przede wszystkim pozwoliło na podtrzymanie dalszej działalności kluczowych dla wojska zakładów, czyli Państwowych Zakładów Inżynieryjnych. Podczas fabrykacji polskich czołgów rozpoznawczych przyznano jednak, że kontynuowanie dalszej serii nie może mieć miejsca bez przeprowadzenia licznych uprawnień technicznych wozu. Skala zgłaszanych wniosków i zmian była dość spora, co powoduje, że wszystko miało znamiona całkowicie nowego projektu. Jedną z pierwszych wskazówek, które mogą świadczyć o rozpoczęciu pierwszych prac konstrukcyjnych nad następcą TK-3 już nap przełomie 1931, a 1932 roku. Już w 1933 roku Warsztat Doświadczalny miał wykonać pierwszy wariant prototypowy wozu „Żelaznego” TKS (pojazd został wykonany z blach kotłowych, a nie pancernych) oraz drugiego modelu czołgu TKF z zamontowanym silnikiem Polski Fiat 122. Z wszystkich kalkulacji na całe zadanie poświęcono łącznie 5030 roboczogodzin, a wartość robocizny została określona na około 6700 zł. Samo zlecenie rozpoczęcia samych prac wydano jeszcze w 1932 roku (zamówienie o numerze 285/32). W kolejnych dwóch latach mówi o naprawach silników w prototypowych wozach TKS i TKF, co świadczy o intensywnych próbach marszowych. 27 stycznia 1933 roku kiedy zawarto pierwszą umowę na dostarczenie pierwszej partii zmodernizowanych czołgów rozpoznawczych TKS w liczbie 20 sztuk z blachami stalowymi – kotłowymi z terminem ich dostarczenia na 1 września 1933 roku. 1 kwietnia 1933 roku został odebrany przez władze wojskowe pierwszy „modelowy” doświadczalny czołg rozpoznawczy TKS z silnikiem Polski Fiat 122. Prace nad nim zostały ukończone 14 marca 1933 roku. Pierwszy prototyp czołgu TKS (STK) został uzbrojony w ciężki karabin maszynowy wz. 1930 Browning chłodzony wodą (kaliber 7,92 mm).

Pierwszy czołg rozpoznawczy TKS był tak naprawdę hybrydą wielu rozwiązań, dlatego że jako podstawę do jego budowy zastosowano podwozie czołgu rozpoznawczego TK-3 o numerze 1160 i kadłubie wykonanym z blach kotłowych (pojazd żelazny). Sama maszyna pochodziła z pierwszej partii wozów TK, zamówionych celowo w wariancie bez blach pancernych, aby łatwiej i taniej dokonywać na nich kolejnych modyfikacji technicznych, które miały zostać przeprowadzone po dokonaniu prób w terenie. Tworząc tym samym nową konstrukcję pancerną zachowano kilka rozwiązań – płyta denna o grubości 4 mm, boki o grubości 8 mm, zestaw płyt frontowych i tylnych, w zależności od kąta nachylenia od 6 do 8 mm. Tak jak w seryjnym czołgu TK-3, tylny otwór zapewniający lepsza cyrkulację powietrza zasłonięty był jeszcze jedną płytą mocowaną na jednym, szerokim zawiasie. Pojazd posiadał zainstalowany silnik Fiat 122AC, nr 862 o mocy 42 KM, ze skrzynią biegów zapożyczoną z samochodu ciężarowego typu 621 L. Brakowało szeregu drobnych detali, takich jak mocowania do zapasowych rolek czy oczekiwanego przez pododdziały sprawniejszego i bardziej niezawodnego gaźnika Zenith.

Czołg rozpoznawczy TKS z tzw. serii “żelaznej” – jedne z pierwszych 20 wozów, uzbrojony w 7,92 mm karabin maszynowy Browning wz. 30 (chłodzony wodą)

Już na samym wstępie przedstawiciele Wojska Polskiego zwrócili uwagę, że mechanizmu do podtrzymania i otwierania pokryw oraz zasuw szczelin wymagają przeprowadzenia korekt. Dodatkowo uznano, że zastosowane w czołgu gąsienice o szerokości 170 mm, a nie 163 mm mogą tworzyć problemy, zwłaszcza przy wykonywaniu ciasnych zwrotów wozu w zestawie z prowadnicą szynową. Zgłoszona uwaga nieco dziwi, zwłaszcza, że od 1932 roku prowadzone były prace nad zastosowaniem szerszych gąsienic w naszych czołgach rozpoznawczych. Różnica w zastosowanej gąsienicy o szerszych ogniwach według opinii komisji odbiorczej przeszkody uniemożliwiającej odbiór czołgu, zwłaszcza, że w najbliższym czasie planowano przeprowadzenie prób z szerszymi ogniwami gąsienicy. W ramach przeprowadzonych pierwszych jazd testowych czołg przebył około 500 km. Wojskowi przedstawiciele, którzy byli obserwatorami przeprowadzanych prób terenowych odnotowali, że wszystkie mechanizmy wozu działały sprawnie, a przyjęty przez Wojsko Polskie pojazd posiadał nadaną kategorię użytkową „A” i pozostawał w zasobie Warsztatów Doświadczalnych do dalszych prób w ramach WIBI. Już zaledwie kilka dni później, pomiędzy 4, a 10 kwietnia 1933 roku, zostały przeprowadzone szersze próby rozpoznawcze, znajdujących się w zasobie Wojska Polskiego czołgów rozpoznawczych TK-3, TKF i (STK) TKS. Z ramienia WIBI, nadzór nad działaniami prowadził rotmistrz Edward Karkoz, w asyście kapitana Jana Jesionka oraz inżyniera Edwarda Habicha. Kwietniowe próby będą stanowić początek serii intensywnych studiów nad zmodernizowanym czołgiem rozpoznawczym, które zakończą się dopiero wiosną kolejnego roku.

Nie tracąc czasu przystąpiono do ewaluacji możliwości czołgów oraz porównania występujących pomiędzy nimi zależnościami. W pierwszej kolejności zbadano nacisk jednostkowy na grunt, który dla testowanych czołgów TK-3 i TKF było identyczne i sięgało 0,51 kg/cm2, natomiast dla czołgu rozpoznawczego (STK) TKS wartość ta sięgała 0,43 kg/cm2. Różnica w masie wozu, w zastosowanych gąsienicach o większej szerokości czy zastosowanie silników o odmiennej mocy nie wypłynęły na pokonywanie przeszkód terenowych. Wszystkie pojazdy pokonywały wzniesienia pod kątem 29 stopni, a zdobywany teren był mocno piaszczysty. Rezultat ten nie zadowolił do końca Komisji, dlatego też próby były kontynuowane na wałach fortecznych w Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej w Modlinie, gdzie kąty wzniesienia wynosiły 38 stopni. Tutaj wyniki mogły tylko połowicznie zaspokoić oczekiwania wojskowych władz, gdyż zarówno czołg rozpoznawczy TKS i TK-3 po wspięciu się na wysokości kilku metrów, stawały mocno buksując na gliniastym podłożu pokrytym darnią.

Wszelkie uwagi członków komisji oraz przebywającego tam reprezentanta 3. Batalionu Pancernego brzmiały:

  • Ówczesny zarys opancerzenia dawał większa wygodę załodze wozu, umieszczenie okien obserwacyjnych dobre, natomiast sposób otwierania oraz zamykania wymaga dalszych prac. Brak szczelności bryły pancerza oraz występowały poważne prześwity.

  • Wymontowanie testowanego w wozie ciężkiego karabinu maszynowego Browning wz. 1930 z jarzma i osłony chłodnicy było mocno utrudnione i w polowych warunkach trwało ponad 12 minut, a wmontowanie dalsze 15 minut. Oczekiwano przymocowanie osłony ciężkiego karabinu maszynowego do jarzma, a nie do karabinu.

  • Obserwacja terenu przez lunetę oraz pryzmaty/szczeliny obserwacyjne była dobra (czołg TK-3 nie posiadał tego typu wyposażenia).

  • Ówczesny zastosowany gaźnik ni nadawał się, ponieważ jego częste zanieczyszczenia mocno utrudniały przeprowadzanie konserwacji przez załogę wozu.

  • Pożądane było ujednolicenie zastosowanej instalacji elektrycznej dla wszystkich czołgów rozpoznawczych, np. 6 V.

  • Skrzynia biegów była zbyt hałaśliwa, zwłaszcza przy zmianie biegów.

Opinie przedstawione przez uczestników testów nie były jednolite. Z jednej strony chwalono pewne rozwiązania, takie jak w zastosowanym podwoziu dla czołgu TKS, gdzie inżynier Żyński potwierdził, że zmiana rolek i gąsienic na większe wyeliminowało problem czołgów TK-3/TKF – problem odparzania ogniw gąsienic, co wpłynęło wyraźnie na poprawę pewności jazdy w trudniejszym terenie oraz zwiększenia prędkości marszowych na drogach. Nie wyeliminowano jednak skutecznie wady systemu napinania gąsienicy, którego prosta i sprawna obsługa przez członków załogi wozu, nie pozwalała na odpowiednie dopasowanie naciągu gąsienicy do terenu po którym porusza się czołg. W zaprezentowanym prototypie nie wyeliminowano też nadmiernego wysunięcie ku przodowi, głównej belki ramy zawieszenia, powodującej zakleszczanie się gąsienic w marszu terenowym. Zmiany w transmisji wozu otrzymały ocenę pozytywną z zastrzeżeniem, że nie wykonano z zastrzeżeniem, że nie wykonano odpowiedniego wału i przegubu Hardy’ego, co negatywnie wpłynęło na bezpieczeństwo załogi wozu. Bardzo mieszane były oceny nowego systemu chłodzenia silnika – nowe urządzenie chłodnicze wydawało się wystarczające, jednak na powrót wygenerowano poważny problem krążenia w wnętrzu wozu ogrzewanego powietrza, z czym długo walczono w czołgach TK-3. Sam producent wozu nie prowadził części postulowanych zmian, m.in. zmiany dotyczącej powiększenia tylnej klapy, co było w pełni możliwe wobec niestosowania resorowania haka holowniczego oraz braku siatek osłaniających wnętrze wozu. Pochwalono zmiany dotyczące systemu kierowania czołgiem (nowa kierownica w wozie), przy równoczesnym uwypukleniu wadliwego materiału zastosowanego do bębnów hamulcowych. W kwestii pancerza osprzętu i ogólnej oceny na temat przydatności czołgu (STK) TKS, oceny były na ogół pozytywne.

Żołnierze piechoty w zimowym umundurowaniu maskującym ciągnięci przez tankietkę TKS

Natomiast inna osoba – kapitan Karkoz także wydał kilka spostrzeżeń:

  • Należało nie wykonywać dodatkowych otworów w pancerzu bocznym dla potrzeb montowania lampy przenośnej (tzw. szperacza), ale wykorzystać istniejące otwory, śruby i kątowniki pancerza.

  • Dla potrzeb rozlokowania w czołgu 20 skrzynek amunicyjnych, zamontować należało specjalne gniazda wykonane z 2 mm płaskowników z tyłu za strzelcem i po prawej stronie na półce. Skrzynkę z rekwizytami umieścić należało po prawej stronie na dole, pod jarzmem z ciężkiego karabinu maszynowego, zbiornik z wodą pod ciężki karabin maszynowy wz. 1930 (Browning), pod osłoną przegubu Hardy’ego.

  • Zastąpić należało szpary obserwacyjne w klapach przeziernikowych , z wymiennymi wkładkami.

  • Należało zastosować wysuwane wklęsłe lusterka, umożliwiające obserwację do tyłu, gdzie problem ten zostanie wkrótce rozwiązany przez zastosowanie peryskopu odwracalnego wz. 34.

  • Rurę wydechową należało uszczelnić i dodatkowo pokryć matą azbestową.

  • Powiększyć należało skórzane odbojniki/poduszki przy peryskopie kierowcy (w trakcie jazdy terenowej utrzymanie łowy celem obserwacji było trudne).

  • Oparcie dla strzelca ciężkiego karabinu maszynowego powinno mieć formę wałka miękkiego, przymocowane do gniazd skrzyni amunicyjnej (stelaża).

  • Siedzenie kierowcy należało przerobić, zastępując je oparciem z pasem zamocowanym na dwóch drążkach mocowanych od postaw siedziska.

Mimo, że osoby, które były świadkami przeprowadzanych prób i oceniały nowy wóz, często miały inne koncepcje co do dalszego rozwoju samej maszyny, to jednak ich ogólne oceny były o wiele bardziej pozytywne, jeżeli porównać pojazd z modelem TK-3. Pojazd posiadał większy zasięg, przy nieco niższym spalaniu nowego silnika Zwiększyła się też prędkość wozu, który przy płaskiej, utwardzonej powierzchni mógł osiągnąć prędkość nawet 60 km/h.

Ostatnim ważnym elementem, który został zastosowany w nowym czołgu rozpoznawczym, oznaczonym też jako wz. 33, było zastosowanie nowego, zunifikowanego jarzma kulistego dla broni maszynowej. W porównaniu z czołgami wersji TK-3/TKF podnosiła ona wartość bojową czołgu TKS, dając możliwość prowadzenia ognia przez większe kąty ostrzału i możliwość skuteczniejszego używania przyrządu celowniczego. Prace nad rozwojem nowego jarzma oraz uchwytu pod lunetę celownicza prowadzone były już w 1932 roku (prace trwały 491 roboczogodzin, a ich rezultat planowano przedstawić na wrzesień 1932 roku) W pierwszych czołgach TK strzelanie odbywało się jeszcze metodą klasyczną, z wykorzystaniem muszki-szczerbinki, a teraz prowadzenie ognia było zdecydowanie bardziej ułatwione, luneta posiadała powiększenie widzianego obrazu, która była bezpośrednio wbudowana do broni. Po przeprowadzeniu badań wozu TKS, już po zakończeniu prób odnotowano, że zdecydowana większość podzespołów wozu jest w stanie bardzo dobrym, nie wymaga żadnych remontów nawet pracuje lepiej, niż w początkowym etapie przeprowadzanych prób. Silnik Fiat 122AC, który po przebyciu 800 km dotarł się i lepiej pracował oraz gąsienice wozu, które się dotarły, rozciągnęły gąsienice i wyeliminowaniu kilku słabszych ogniw gąsienicy posiadał nadal zawieszenie starszego wozu TK-3, a nie wariant znany z produkcji seryjnej.

24 kwietnia sprawę czołgu STK referowano bezpośrednio w gabinecie Szefa Departamentu Zaopatrzenia i Inżynierii – pułkownika Tadeusza Kossakowskiego. Pierwsze wyniki doświadczeń sprawiły, że można było już dyskutować nad wprowadzonymi zmianami, które dalej należało wprowadzić w nowo opracowanej konstrukcji. Na tym etapie ustalono, że siedzenie kierowcy oraz mechanizm napisania gąsienic pozostaną bez zmian (pochodząc z czołgu TK-3), choć dalsze prace nad nowszym systemem napinania gąsienic dalej trwały w Wydziale Doświadczalnym Państwowych Zakładów Inżynieryjnych w 1933 roku i poświecono tym badaniom około 180 roboczogodzin. Za konieczne uznano wówczas: modyfikację mechanizmu uchylania i domykania okienek obserwacyjnych (boczne okna okienek obserwacyjnych), rozmieszczenia skrzynek amunicyjnych wewnątrz samego wozu, które jak dotąd nie zostało wykonane, zaś zadanie to zostało powierzone zakładom Ursusa i zamontowania tylnej klapy na dwóch zawiasach. 10 maja Kierownictwo Zaopatrzenia Technicznego otrzymało zlecenie z korektą zamówienia, mówiące o dostawie 20 czołgów TKS, z zamontowanymi jarzmami kulistymi do ciężkich karabinów maszynowych wz. 1930 i peryskopami kierowców. Równocześnie wówczas Departament Zaopatrzenia Inżynierii, polecił opracować Warunki Techniczne na jarzma i peryskopy nie później niż na 20 maja tegoż roku. Zachowanych do dnia dzisiejszego dokumentów wiemy, że wraz z jarzmem kulistym dla najcięższego karabinu maszynowego Hotchkiss wz. 1930 kalibru 13,2 mm oraz odpowiednimi przeróbkami lunet celowniczych, przesłano dopiero pod koniec maja. Z rejestrów prac, które były prowadzone nad modelem, wynika jednak, że prace nad jarzmem kulistym dla francuskiego najcięższego karabinu maszynowego kalibru 13,2 mm prowadzono jeszcze w 1934 roku.

Wspomniana do tego optyka by przerobione lunety celowniczej Puteaux, które stosowane są do armatki piechoty typu czołgowego kalibru 37 mm (Puteaux SA. 18). Zmiana zastosowanego uzbrojenia była podyktowana trwającym wówczas procesem przezbrajania piechoty w nową broń maszynową, który otrzymał od Szefa Sztabu Głównego priorytet.

Eksponat muzealny – Warszawa, Muzeum Polskiej Techniki Militarnej

Pojazd w pełni sprawny technicznie

Niezwykle istotnym w historii tego symbolicznego dla historii polskiej broni pancernej pojazdu, dokumentem jest „Sprawozdanie z prób drogowych przeprowadzonych z czołgami TK-S, TK-F i „Vickers”, samochodem 6-kołowym Sauer oraz motocyklami CWS M-111”. Chcąc w możliwie jak najbardziej pełny zbadać wszystkie pojazdy biorące udział w rajdzie, wydzielono je na dwie grupy, przy czym czołgu rozpoznawcze TKF, TKS oraz czołg lekki Vickers tworzyły tzw. kolumnę ciężką. Zorganizowany przez personel WIBI przedsięwzięcie trwało od 16 do 27 maja 1933 roku Ogółem pokonano wówczas trasę o długości 1204 km, z czego 2/3 stanowiły drogi bite, pozostałe odcinki określane były jako drobi boczne oraz teren. Przeznaczony do udziału w tym rajdzie czołg rozpoznawczy TKS, to właśnie egzemplarz prototypowy, pozostający w zasobie Warsztatów Doświadczalnych WIBI. Pierwszy dzień rajdu rozpoczęto po przeprowadzeniu dokładnego przeglądu wszystkich pojazdów w Ursusie i wymarszu w kierunku na Ostrołękę, przez Radzyń, Wyszków (łącznie 140 km). Pogoda tylko w części była sprzymierzeńcem bardzo rozbudowanej załogi rajdu – było pochmurno, ale bezdeszczowo, a temperatura oscylowała w zakresie 12 stopni C. Drogi na północ od stolicy były słabej jakości i w dzienniku rajdu określono jako piaszczyste, pełne wybojów i na tyle słabymi mostami przeprawowymi nad rzekami, że większość z nich czołg angielski musiał przebywać w bród, gdzie najgłębsze miejsce sięgało do 60 cm. Kolejne trzy dni podporządkowano przemarszom dobowym na dystansie sięgającym średnio od 120 km do nawet 160 km. Pogoda bywała bardzo zmienna, podobnie jak jakość występujących dróg, dlatego też średnia prędkość tzw. kolumny ciężkiej nie przekraczała 11-12 km/h. Dnia 20 maja osiągnięto Wilno, gdzie wówczas w koszarach batalionu pancernego zarządzono jednodniowy postój.

Rozpoczęła się wiosna 1933 roku. W trakcie prowadzonych prac na świeżym powietrzu przeglądów i drobnych napraw odnotowano temperaturę 35 stopni C, w warsztatach trwało zamiast dorabianie dodatkowych resorów dla czołgów rozpoznawczych TK. Trasa powrotna przez Białowieżę, Brześć nad Bugiem i Siedlce, dała możliwość zwiększenia prędkości marszu zespołu czołgów, ale niebawem po opuszczeniu Wilna, czołg lekki Vickers został odesłany do Ursusa pociągiem towarowem, a to z racji nadmiernego przegrzewania się silnika oraz mocno niewydolnych do tego celu chłodnic. Zachowanie poszczególnych maszyn w trakcie trwania prób pominiemy. Przedstawiłem już czołg TKF, teraz skoncentruję się na wozie TKS, którego pod koniec rajdu starannie opisano stan zużycia najbardziej istotnych elementów i układów, starając się tutaj podkreślić ich wytrzymałość oraz stworzyć harmonogram prac utrzymania czołgu. W pierwszej kolejności w sprawozdaniu odnotowano jednak dość licznie występujące usterki, m.in.: przeciekanie smaru z krateru silnika, urwanie/gubienie śrub mocujących, pękanie piór resorów głównych oraz wózkowych w tym egzemplarzy nieseryjnych, które zostały w trakcie poprzedniego rajdu przez kowala w Radomiu. Pod koniec trwającego wówczas rajdu czołg rozpoznawczy TKS, odnotowano kolejny, także bardzo niepokojący mankament techniczny wozu; odparzania rolek wozu. W dokumencie jest potwierdzone, że po przejechaniu około 2017 km część rolek nie nadaje się do użycia, inne są natomiast w dobrym stanie. Także problemy występowały z zastosowaną instalacją elektryczną, które miewała liczne przecięcia. Także jakość wykonania gąsienic musiała być lepsza, ponieważ często musiano wymieniać na każdy z pasów gąsienic po jednym z ogniw. Powodem było nadmierne rozciąganie się pasów gąsienic. Problem też występował z wieńcem zębatym koła napędowego. Było ono wykonane ze stalichromowej , które na wskutek całkowitego zużycia po przebyciu wozu po około 1600 km, wymieniono na nowy model, który był wykonany z stali manganowej. Drugi oryginalny wieniec wykonany ze stali manganowej, po przebyciu blisko 2300 km został dopuszczony przez komisję do użycia w wozach seryjnych. Tutaj nieco dziwnym, ale dziś ciekawym pomysłem, jednak nie zrealizowanym była chęć zastosowania jednym egzemplarzu dwóch wieńców, każdy z innym wymiarem. Ostatecznie do mocnych stron czołgu rozpoznawczego TKS uznano:

  • Układ hamulcowy, który miał działać bez zarzutu. Taśmy szczęk hamulcowych produkcji krajowej, firmy Leonit, po przejechaniu 1200 km zużyte zaledwie w 15%-20%. Bębny hamulcowe nieznacznie zużyte, w sposób całkowicie równomiernie.

  • Rolki podtrzymujące, ośki wózków, prowadnice ze śladami normalnego zużycia, dopuszczone do dalszych prób technicznych.

  • Zastosowany gaźnik „Zenith” typu USL, jednak ze sugestiami, aby w prowadzonych dalszych pracach stosować inne rozpylacze, gdyż w miarę docierania silnika zauważono wzrost poboru zastosowanego paliwa.

  • Mechanizm wentylatora oraz zastosowanego systemu chłodzenia, które nawet w stosunkowo bardzo trudnych, piaszczystych i często mocno zakurzonych odcinkach dróg terenowych, nie dopuściły jednak do wzrostu temperatury w chłodnicy powyżej 85 stopni Celsjusza. Pamiętajmy, że w tym samym czasie z olbrzymimi problemami z chłodzeniem borykają się polskie czołgi lekkie Vickers E.

  • Stabilna praca silnika, skrzyni biegów oraz sprzęgła, które po przebyciu ponad 2000 km, pracowały bez zastrzeżeń.

W maju 1933 roku weryfikacji poddano również poprawki wprowadzone były wcześniej, z związku ze wszelkimi uwagami z badań prowadzonych prototypów czołgów TK, choć nie wszystkie spośród tych wymienionych w protokole z 13 kwietnia. Przedstawione zmiany miały być wprowadzone w wozach seryjnych. Zatwierdzono nowy typ siedziska dla kierowcy, zmieniono zapadkowy system zamknięć na przedniej klapie czołgu, odchylono drążek dźwigni zmiany biegów, tak aby nie doprowadzić do samoczynnego załączenia się biegu wstecznego oraz dodano blaszaną osłonę przy wentylatorze. Do łatwo rozpoznawalnych zmian można tutaj doliczyć powiększenie tylnej klapy czołgu wraz z jej zamontowaniem na dwóch zawiasach oraz zastosowanie specjalnej siatki ochronnej, chroniącej dostęp do wnętrza wozu. Komisja rajdowa oszacowała również, że przy średnim zużyciu paliwa na poziomie 35 litrów (szosa) i 54 litrów (teren), promień działania czołgu TKS wyniesie od 96 km do 148 km.

Wóz w trakcie trwania czterech godzin pracy, pokonywał średnio 100 km, zużywał około 1,5 l oleju silnikowego. Na tym etapie testów średnia prędkość badanego wozu na szosie wynosiła 12-18 km/h, a na drogach bitych średnio 24-26 km/h. Sprawozdanie majowych prób koncentrowało się na ogólnej ocenie wozu, chociaż też przedyskutowano występujące wady wozu i ogólnych planach na przyszłość. W testowanym wozie znajdowały się dwa małe zbiorniki paliwa (dolny i górny), które nie były ze sobą połączone, dopiero po rekomendacji zastosowany został jeden zbiornik paliwa o pojemności 69 litrów.

Równolegle do prac nad samym czołgiem nadal toczyła się dyskusja nad jego docelowym uzbrojeniem, a w gabinetach wojskowych oficjeli ścierały się dwie koncepcje. Pierwsza mówiła o zasadności utrzymania także czołgów rozpoznawczych TKS chłodzonych powietrzem ciężkich karabinów maszynowych Hotchkiss wz. 25, stosowanych już w starszych wozach TK-3 oraz TKF. Druga natomiast nastawiona była na przeprowadzenie standaryzacji broni maszynowej w całym Wojsku Polskim, co skutkować miało wprowadzeniem do broni pancernej chłodzonych wodą ciężkich karabinów maszynowych Browning wz. 30. Decyzja ta zapadła 8 czerwca 1933 roku, kiedy Departament Techniczny Ministerstwa Spraw Wojskowych informował zainteresowane strony, że zgodnie z poleceniem Szefa Sztabu Głównego odstępuje się od planów uzbrojenie czołgów w ciężkie karabiny maszynowe wz. 30 na rzec mniej nowoczesnych i bardziej zawodnych ciężkich karabinów maszynowych Hotchkiss wz. 25o niższej szybkostrzelności. Decyzja ta została utrzymana aż do zakończenia wojny, a w kolejnych latach decyzja o zmianie podstawowego uzbrojenia czołgów rozpoznawczych nie była brana szczególnie pod uwagę.

Zamówienie wydane państwowym zakładom, które miały być głównym wykonawcom nowego modelu czołgu rozpoznawczego. Jednak pierwotne plany poddano pewnej korekcie. Sama historia posiada w tle mały skandal lub pewną urzędniczą niesubordynację, kiedy to po między 8, a 11 lipca Szef Departamentu Technicznego podjął w zasadzie na własną rękę i bez oficjalnej wiedzy i zgody Szefa Sztabu Głównego dotyczącą rozpoczęcia produkcji seryjnej czołgów TKS. Dodatkowo w maju 1933 roku Minister Spraw Wojskowych przemianował Departament Zaopatrzenia Inżynierii na Departament Techniczny Ministerstwa Spraw Wojskowych, gdzie nadal pozostający pod dowództwem pułkownik Tadeusz Kossakowski. Postępowanie kierownictwa kluczowej dla polskiej broni pancernej jednostki ministerialnej będzie w późniejszym okresie powodem dysonansu w kręgach najwyższych władz wojskowych i politycznych. Sprawa nadspodziewanie szybko się skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy szybko się okazało, że ogólny koszt produkcji czołgów rozpoznawczych TKS, który okazał się wyższy niż początkowo kalkulowano. Stąd też podjęte bez szerszej konsultacji decyzje pułkownika Tadeusza Kossakowskiego, które budziły wśród wielu wyższych oficerów często nieskrywane oburzenie.

Najprawdopodobniej 11 lipca WIBI podjęło decyzję, że będąc w trakcie testowania czołgów TK-3 (TKF?) przystosowania ich do tzw. autotransportu, też dostosować do tego celu czołgi rozpoznawcze TKS, trwała też liczne dyskusje na temat rozpoczęcia produkcji seryjnej czołgu TKS, nadal jednak istniało kilka poważnych zastrzeżeń:

  • Chłodnica, pomimo pozytywnych ocen, nadal jednak budziła pewne zastrzeżenia w kwestii jej wydajności. Proponowano wstrzymanie bieżącego wytwarzania urządzeń i przyśpieszony zakup oraz przebadanie analogicznych konstrukcji francuskich o większej efektywności pracy i identycznych niemal wymiarach zewnętrznych. Strona wojskowa pozostawiła decyzję dla wykonawcy czołgu, zastrzegając jednak, że nie mogą ucierpieć terminy dostaw i funkcjonalność czołgów, dlatego docelowo wprowadzono do maszyn chłodnice typu SS.

  • Dyferencjał, którego nowa zdecydowanie wzmocniona wersja znajdowała się właśnie w produkcji i przeznaczona była zarówno dla nowych wozów TKS, jak i część zamienna dla wozów TK-3/TKF oraz powstającego przyszłego ciągnika gąsienicowego C2P. Kluczowe dla zgromadzonych było utrzymanie optymalnych wymiarów dla zachowania pełnej wymienności. Dowiadujemy się również, że znajdująca się w tym samym czasie na linii produkcyjnej pierwsza seria 20 wozów TKS posiadać miała jednak dyferencjały starszego typu.

  • Silniki Fiat 122, w liczbie dwóch egzemplarzy, w których zwiększono średnicę cylindrów, które w trybie pilnym zostały przekazane na hamownię wytwórni Polskiego Fiata celem przebadania i spisania charakterystyki (protokoły z badania gotowe były już w sierpniu). Tutaj mowa o silniku Fiat 122B z powiększoną średnice cylindrów.

  • Rozruch ręczny miał ulec przeróbce. Polegała ona na zastosowania układu z dwoma przegubami. Powodem wprowadzeniu innego typu mechanizmu było odkształcenie się dna czołgu (TK-3), w trakcie jazdy w trudniejszym terenie co z kolei doprowadziło do zacinania się rozruchu pojazdu. Propozycja ta uzyskała aprobatę.

  • Proponowane było też zmienienie częściowe opancerzenia wozu, chociaż na tym etapie nie ingerowano mocno w samą bryłę pojazdu, ponieważ była ona już zaakceptowana przez WIBI. Pewne uwagi kierowa jednak w pokryty otworów bocznych i szczeliny obserwacyjne.

Między 29 sierpnia, a 20 września na rozkaz Szefa Departamentu Technicznego, zostały przeprowadzone ćwiczenia doświadczalne z wykorzystaniem aż dziesięciu „żelaznych” czołgów TKS, które zostały podzielona na dwa plutony. Były to maszyny z pilotażowego zamówienia, liczącego 20 egzemplarzy z kadłubami wykonanymi z stalowych blach kotłowych, które zostały już uzbrojone w broń Hotchkissa.

Dziś trudno powiedzieć, czy umowę 443/32-33.Panc wykonano w terminie, czy w przyjętym harmonogramem tylko te 10 maszyn. Wozy podzielono na dwa plutony: pierwszy pluton autotransporterów, dowodzony przez rotmistrza Karkoza, zaś drugi pluton, ściśle terenowy (gąsienicowy), nadzorował porucznik Jelski.

Wejście wojsk polskich do Cieszyna. Na zdjęciu widoczne tankietki TK-3 i TKS

Co może być ciekawym spostrzeżeniem, jedną z uwag, jakie podczas tych ćwiczeń spostrzeżono, to okazało się, że dostarczone Wojsku Polskiemu czołgi rozpoznawcze, mimo wcześniej zgłaszanych pewnych zastrzeżeń, wozy posiadały montowane kierownice z brakiem odpowiednich wycięć. Poważnie utrudniało to wsiadanie oraz wysiadanie z wozu przez kierowcę, a komisja badająca sprawność maszyn szybko zobowiązała wytwórnię czołgów do pilnej wymiany podzespołu.

Pewne kwestie też obowiązywały, jeżeli chodzi o opancerzenie wozu. Dostarczone czołgi TKS, których bryła pancerna była łączona do podwozia za pomocą nitowania, a nie za pomocą śrub z podkładkami parcianymi. Część pokryw pancerza była źle pospawana i nie zamykała się właściwie, takie jak np. drzwiczki nad akumulatorem. Zastosowanie na górnych pokrywach czołgów uchwyty skórzane ulegały przepaleniu, gdyż po rozchyleniu znajdowały się w bezpośredniej bliskości tłumika. Ponadto w górnych pokrywach nie umieszczono od wewnątrz odpowiednich zasuwek, co nie pozwalało zalodzę na zamknięcie się w wozie. W nietypowy sposób zrezygnowano z haka holowniczego, ponieważ jego zastosowanie wymagało by znaczącego przebudowania tyłu wozu. Mianowicie zaproponowano, aby każda przyczepka towarzysząca posiadała specjalny orczyk, który byłby zakładany na istniejące boczne już haki czołgów TKS. W podłogach czołgu też nie został wykonany otwór o średnicy 40 mm, który miał służyć do usuwania zanieczyszczeń.

Następną omawianą grupą podzespołów było drobne wyposażenie wewnętrzne oraz jego rozmieszczenie w przekazanych armii czołgach. W pierwszej kolejności zauważono, że skrzynki amunicyjne za plecami strzelca mocno utrudniają napinanie pasa prądnicy. Należało ostatecznie podparcie strzelca nieznacznie podnieść, a gniazda skrzynek amunicyjnych przesunąć całkowicie do płyt pancerza bocznego, dla uzyskania swobodnego dostępu do urządzenia prądnicy. Kolejną sprawą było usytuowanie skrzynki amunicyjnej do podajnika dla ciężkiego karabinu maszynowego, co uniemożliwiało boczne wychylenie broni, a to z powodu dużej sztywności zastosowanej taśmy. Dlatego też uważano, że skrzynka amunicyjna powinna być bezpośrednio zaczepiona do karabinu maszynowego. Dla stworzenia już pełnowartościowego sprzętu bojowego, zdecydowano się na wprowadzenie kolejnych poprawek technicznych wozu:

  • Konieczne skorygowanie zestawu narzędziowego, gdyż przeznaczona dla niego torba nie mieści się w skrzynce narzędziowej. Komisja wnioskowała o skasowanie samej torby i umieszczenie narzędzi w metalowej skrzynce, która w tym celu powinna ulec przeróbce. Docelowo miała być to skrzynka ,która miała być w trakcie jazdy mocowana skórzanym paskiem, z dwoma prostopadłymi pokrywami i wnętrzem wyłożonym dykta, do której mocowane miały być narzędzia i uchwyty.

  • Skrzynka na spłonki taka sama jak w czołgach rozpoznawczych TK-3, mocowana w tym samym miejscu, z tyłu za akumulatorem, pod kątownikiem mocującym akumulator.

  • Uchwyty łomu i łopaty umieszczone wadliwie, gdyż sama łopata zawadzała o jarzmo broni. Trzeba było przesunąć uchwyty o około 60 mm.

  • Brak uchwytów do mocowania gaśnicy. Powinny się one znaleźć przy ściance gniazda skrzynek amunicyjnych za plecami strzelca od strony silnika, tak aby gaśnica zajęła położenie pionowe. W ten sposób gaśnica zabezpieczać miała możliwość wciągnięcia części umundurowania strzelca przez pas wentylatora.

  • Dodanie pojemnika za zapasowe wkładki do okien peryskopowych, najlepiej w skrzynce na rekwizyty broni. Dodatkowa komórka powinna się mieścić przynajmniej dwie zapasowe wkładki, otwierać się od strony kierowcy wozu i być wyłożona filcem.

W dniu zakończenia badań, który przypadł na 22 września Dowództwo Broni Pancernej zwołało grupę specjalistów mających ocenić stan wszystkich 10 pojazdów próbach. Trzy dni później uwzględniono, że wszystkie pojazdy (10 egzemplarzy) będą miały przeprowadzone generalne remonty, a łącznie wszystkie 19 (a nie 20) wozów testowych tzw. „żelaznych”, które miano zmodernizować, poprzez wprowadzenie wszystkich wyznaczonych poprawek i przeznaczaniem ich do dalszych prób. Ostatni 20 model był modelem produkcyjnym, który pozostał w PZInż.

Na początku listopada 1933 roku na terenie fabryki samochodów Ursus zorganizowano sprawdzian z prób terenowych czołgu rozpoznawczego TKS i przyszłego ciągnika gąsienicowego na bazie TK (C2P). Rzeczowe badania były nadzorowane przez kapitana Antoniego Popławskiego oraz inżyniera Jana Łapuszewskiego. Pierwszym zadaniem było pokonanie rowu strzeleckiego, którego przedpiersie i zaplecze było dodatkowo zabezpieczone deskami – w wariancie dla strzelca w podstawie stojącej., o szerokości 106 cm. Dla czołgu rozpoznawczego TKS pokonał rów chwytając przeciwległą ściankę powyżej jej górnej krawędzi i wspiął się na zaplecze, zapadając się jednak nieco tylną częścią wozu. Sama maszyna nie dotknęła dna rowu i samodzielnie wydostała się z rowu strzeleckiego. Podobnie zakończyły się próby w październiku, kiedy przekroczono ów o szerokości 111 cm. Jednak wtedy sam okop nie był dodatkowo zabezpieczony szalunkiem mocno ograniczającym obsypywanie się ścian roku okopu. Pojazd wprawdzie ostatecznie przebył tę przeszkodę, jednak kierowca wozu musiał się o wiele bardziej namęczyć i przez chwilę się wydawało, że wóz osiądzie nad rowu strzeleckim. Trzecie i czwarte podejście miało się odbyć na poszerzonych rowach strzeleckich do 126 cm i następnie do 132 cm i w tych próbach czołg rozpoznawczy udziału nie brał.

Kolejną cześć testów stanowiła próba wyznaczenia środka ciężkości obu pojazdów. Dla czołgu rozpoznawczego się okazało, że przechodzi ona dokładnie na linii pionowej, przechodzącej przez środek głównego resoru zawieszenia, a dla ciągnika był on przesunięty o 100 mm. Przez trwające niemal cały rok próby terenowe, prace badawcze, porównania z czołgami TK-3 i TKF, sprawę nowego pojazdu STK (TKS), przeniesiono na kolejny rok. 22 grudnia Biuro Sprzedaży PZInż., informowało KZT, że za około miesiąc do 25 stycznia 1934 roku, zakłady przygotowują jeden czołg TKS ze uwzględnieniem wszystkich zmian, jakie zostały wyznaczone podczas wszystkich przeprowadzonych prób, w tym przeróbkę dyferencjału. Długo zastanawiano się tutaj np. jakim materiałem miały być pokryte siedziska załogi, ponieważ zastanawiano się nad zastąpieniem skóry, tańszym i wytrzymałym materiałem takim jakim jest chociaż brezent. Wykonano także podparcia na łokcie wykonane z brezentu. Ostatecznie czołg rozpoznawczy TKS został wyznaczony jak osprzęt typowy jednostek pancernych Wojska Polskiego. Same czołgi rozpoznawcze w naszej armii cieszyły się nad wyraz dobrą opinią. Oczywiście wiele osób czytających ten tekst może wyrazić opinię, że sam sprzęt może się wydawać mało przydatne, patrząc na rozwój broni pancernej oraz panujące wówczas na świecie trendy, to jednak sam wóz w tym samym czasie aż tak mocno nie odbiegał od wielu, bardzo podobnych do niego konstrukcji, których znaczna cześć także miała swój rodowód z Wielkiej Brytanii.

Obsługa czołgu rozpoznawczego TKS

Nie wiemy dziś, kiedy dokładnie został wydany dokument pod tytułem: „Lekki szybkobieżny czołg zwiadowczy typ TK-S model 1933”. Należy przypuszczać, że wydano go już w połowie 1933 roku, prawdopodobnie na początku czwartego kwartału, sądząc po treści opracowania i ujętych w opisach zmianach niektórych elementów wyposażenia. W oficjalnym dokumencie stwierdzano, że w pełnym obciążeniu wóz może się poruszać po szosie z prędkością do 42 km/h, zaś w piaszczystym terenie do 22 km/h. Zasięg maksymalny czołgu STK (TKS) wynosić miał do 180 km, zaś średnie zużycie paliwa miało wynosić na dystansie 100 km 30-45 litrów. Także niektóre opisy zastosowanych blach pancernych, które posiadały grubości w zależności od miejsca zabezpieczała, np. o grubości 10 mm miała pozwolić na wytrzymanie ostrzału pociskami karabinowymi typu „S na wszystkich odległościach oraz typu „P” od 100 m, co jednak jak się okazało w praktyce nie zawsze się udawało osiągnąć ten parametr. Jest to bardzo ważne, ponieważ jak już kiedyś napisałem o bardzo rozczarowujących badaniach balistycznych pancerza czołgu rozpoznawczego TK-3. 25 stycznia 1934 roku Biuro Sprzedaży PZInż., poinformowało stronę wojskową WIBI, że model docelowy czołgu TKS jest gotowy i możliwy do odbioru. Przeprowadzono testy na przyzakładowym terenie Zakładu „Ursusa”. Badanym pojazdem był model o numerze rejestracyjnym 1496, model z partii tzw „żelaznej” – maszyna z pierwszej partii produkcyjnej liczącej 20 egzemplarzy. W protokole przedstawionym po przeprowadzonych testach, wóz o numerze rejestracyjnym 1496, punkt, po punkcie omówiono wszystkie zastrzeżenia, do których producent się zastosował. A oto najważniejsze z nich:

  • Zamontowanie w pojeździe koło kierownicze miało już kształt i odpowiednie wycięcie, oczekiwane przez armię, przy czym było ono wykonane z drewna. Komisja wojskowa zaakceptowała już tę formę, zastrzeżono jednak, że tylko fabryka otrzyma odpowiednie podzespoły, w każdym czołgu zamontowane zostały już koło kierownicy aluminiowe, kryte dodatkowo ebonitem.

  • Sam wóz nadal posiadał stary, dwuczęściowy zbiornik paliwa, który dopiero później po uruchomieniu produkcji czołgów seryjnych (bojowych), gdzie został zastąpiony tylko jednym większym, o pojemności 69 litrów.

  • Skrzynki amunicyjne, znajdujące się a oparciem strzelca przesunięto zgodnie ze wskazaniami wojskowych wraz z podniesieniem oparcia.

  • Połączenie nitowane blach pancerza, znane z czołgu o numerem rejestracyjnym 1160, zastąpione zostało połączeniami śrubowymi. Jedynym zastrzeżeniem samego producenta było nieco inne rozmieszczenie otworów pod śruby stożkowe na przyszłych wozach seryjnych, co miało znacząco ułatwić dostęp od wewnątrz i dokręcenie nakrętek.

  • Wszystkie pokrywy pancerne w wozie, jak również górne drzwiczki, zostały teraz odpowiednio dopasowane, a w pożądanych przypadkach wyposażono je w odpowiednie zasuwki i pasy skórzane.

  • Problemem była skrzynka podajnika amunicji ciężkiego karabinu maszynowego, którą zmieniono zgodnie z wytycznymi WIBI, co i tak nie rozwiązało problemu. Okazało się, że po przesunięciu skrzynek zgodnie ze wskazaniami z lata 1933 roku, skrzynka podajnikowa przy bocznym strzelaniu, zawadzała o górną, przednią skrzynkę. Wobec tego mocno kłopotliwe blaszane opakowanie amunicji przeniesiono przed oparcie prawego łokcia, co sama fabryka wykonała w trakcie trwania prac komisji. Ostatecznie w seryjnym czołgu rozpoznawczym TKS znaleźć się miało 16 skrzynek amunicyjnych na amunicję karabinową 7,92 x 57 mm, z czego osiem znajdowało się na stelażu za siedzeniem, trzy w prawej wnęce w dwóch oddzielnych stelażach (2+1), dwie w nogach strzelca, dwie w klamce tuż obok fotela strzelca na poziomie podłogi wraz z nowym typem uchwytu na gaśnicę i pudełko z materiałami wybuchowymi. Ostatni pojemnik miał być umiejscowiony bezpośrednio przy broni na uchwycie. W każdym z blaszanych pudełek znajdowała się 120 nabojowa metalowa taśma łamana, złożona każda z trzech 40-nabojowych sztywnych sekcji (łącznie było przewożono 1920 sztuk naboi karabinowych).

  • Prawidłowo skorygowano kształt i rozmieszczenie pudełka na materiały wybuchowe, na wkładki peryskopowe oraz zewnętrzne narzędzia.

  • W związku ze zmianą typu gaśnicy z egzemplarza firmy Tetra na śniegową Omega o pojemności 0,5 l, a dotychczasowe mocowania na gniazdach przy skrzynkach amunicyjnych, za plecami strzelca anulowano. Zamiast tego nowy stelaż wykonano przy ramce do dolnych bocznych skrzynek amunicyjnych.

Pomimo trwających od roku prac nadal nie omówiono niektórych elementów, stanowiących cechy rozpoznawcze czołgów rozpoznawczych TKS. Okazuje się, że poza zatwierdzonym prawidłowym wykonaniem zleconych już prac obradująca dwa tygodnie komisja zleciała przeprowadzenie dalszych prac i modyfikacji nad maszyną. Dlatego też mimo wszystko, zostały także zamieszczone dalsze postulaty, którymi miał się kierować producent czołgu rozpoznawczego TKS:

  • Zaopatrzyć czołg w uchwyt do montażu karabinu maszynowego dla obrony przeciwlotniczej, znany z modelu wozu TK-3, który był przymocowany na cztery śruby do bocznej blachy pancerza po stornie strzelca, w tylnej jego części.

  • Umieścić pompkę Tecalemit w przedzie czołgu, przed nogami kierowcy wozu, za rurą przedniego mostu w specjalnym gnieździe blaszanym.

  • Zaopatrzyć każdy z seryjnych czołgów w oparcia na łokcie załogi, wykonane z filcu i pokryte dodatkowo miedziowanym brezentem, tak aby pokrywały wystające od wewnątrz nakrętki śrub pancerza górnego kątownika z dolnymi bocznymi blachami pancernymi.

19 lutego 1934 roku podpisano na terenie Państwowego Zakładu Inżynierii – Protokół Kwalifikacyjny Numer 285, dotyczący do wbudowania modelowego czołgu TK-S o numerze rejestracyjnym 1594 wyremontowanego silnika Fiat oraz odpowiedniej przeróbki prototypowej maszyny celem ujednolicenia jej z czołgami seryjnymi, wraz z uzupełnieniem brakujących części i elementów wyposażenia, zgodnie z pierwotnymi ustaleniami z 13 lutego 1934 roku. Nie był to óz z tzw. serii „żelaznej”, ale już całkowicie opancerzona maszyna bojowa. Co więcej, identyczne prace modernizacyjne prowadzono w tym czasie z pozostałymi 19 czołgami stalowymi TKS, wykonanymi do celów porównawczych. To niewielkie zlecenie jest o tyle ciekawe, że polecenie rozpoczęcia prac względem opisywanej maszyny wydano, jeśli wierzyć dokumentom, jeszcze 3 marca 1933 roku, czyli już w momencie rozpoczęcia pierwszych prób z czołgiem STK (TKS). Jest tylko jeden problem, że maszyna o tak wysokim numerze rejestracyjnym nawet nikt wtedy jeszcze nie mógł słyszeć. Nie mniej dla sprawdzenia potwierdzenia sprawności omawianego czołgu rozpoznawczego TKS, odbył on 30-kilometrową próbę drogową z nowym silnikiem, po której usunięto wszystkie zauważone mankamenty. Zainstalowaną w pojeździe jednostką napędową był silnik Fiat 122A (nr 001031), był to zatem silnik o mniejszej mocy i pojemności 2516 cm3. Na temat zakresu przeprowadzonych prac przeprowadzonych w czołgu TKS o numerze 1594 informacje znajdujemy w dodatkowo sporządzonym protokole, który stanowił integralną część dokumentacji odbiorowej. Przede wszystkim należy stwierdzić, że maszyną z PZInż., całkowicie rozmontowano i ponownie złożono. Nie zdecydowano się na użycie oryginalnej jednostki napędowej Fiat 8622, którą poddano równoległemu i kompleksowemu remontowi. Przeróbki według zatwierdzonego i oplombowanego dokumentu z PZInż., wzorca podlegały: niestandardowy kadłub wozu, rama silnika wraz z konsolami (skrócenie), przedni most (wymiana odpowiednich podzespołów), zbiornik paliwa (nowego typu – jeden większy), wykonanie nowego zawieszenia (które pierwotnie trafiło na ciągnik artyleryjski TKS-C2P), montaż zespołu napinającego (po zatwierdzonych zmianach). Części czołgu rozproszone były nie tylko po zakładach Ursusa; z dokumentu dowiadujemy się,. Że zestaw wentylatora z podstawą znajdował się w WIBI i miał zostać przez tę instytucję zwrócony wytwórcy. Wartość tych prac z ujednoliceniem czołgu o numerze rejestracyjnym 1594 była bardzo wysoka i wynosiła 51 000 zł, co zdecydowanie przekraczało koszt zakupu seryjnej, bojowej maszyny tego typu.

Prototyp czołgu rozpoznawczego TKS z zamontowanym 20 mm najcięższym karabinem maszynowym FK-A wz. 38

Opis techniczny czołgu TKS

Specyfikacja techniczna polskich czołgów rozpoznawczych została omówiona we wcześniejszym opisie czołgu rozpoznawczego TK-3/TKF, dlatego też aby się odpowiednio zmieścić w ramach tego artykułu, przedstawię tylko najważniejsze zmiany. Tutaj na pierwszym miejscu jest zastosowanie nowej bryły kadłuba, która teraz składała się z w najważniejszych miejscach z płyt pancernych o grubości 10 mm. Zastosowanie nowej geometrii i kształty miały na celu zabezpieczać załogę wozu przed pociskami broni ręcznej i maszynowej kalibru do 8 mm oraz przed odłamkami artyleryjskimi. Do kolejnych różnic po między wariantami wozów należy wymienić: zastosowany silnik krajowej produkcji o większej mocy i zastosowane szersze gąsienice oraz nowy układ przyrządów optycznych dobrze poprawiający widoczność dla załogi wozu podczas działań bojowych. Najważniejszym zastosowanym tutaj urządzeniem obserwacyjnym, był odwracalny peryskop pomysłu kapitana Rudolfa Gundlacha, który został przez niego skonstruowany z myślą o znaczącej poprawie właściwości obserwacyjnych w wymienionych wozach. Wykonanie pierwszego prototypu wynalazca zlecił wykonanie Warszawskiej Zbrojowni Nr. 2. Zimą 11 grudnia, na trasie Ursus-Pruszków-Ursus pojawił się czołg rozpoznawczy TKS z nieznanym numerze rejestracyjnym z zamontowanym urządzeniem modelowym. Próby prowadzono na odcinku o łącznej długości 33 km, na drogach mieszanych, pokrytych zamarzniętą grudą, nierozjeżdżonych śniegiem i zaspami. Pierwszego dnia peryskop służył dowódcy wozu do obserwacji i utrzymania łączności od tyłu z samochodem towarzyszącym. Już następnego dnia czołg ruszył w trasę po między Ursusem-Milanówkiem-Grodzisk, Błonie-Włochy-Ursus, łącznie 60 km długości przy temperaturze powietrza -6 stopni C. Mimo pewnych problemów na drodze i pojawiających się zasp śnieżnych, czołg rozwijał średnią prędkość 25 km/h. We wnioskach z krótkiego sprawozdania komisja wojskowa jednoznacznie stwierdziła, że nowe urządzenie posiada bardzo wysoką wartość jako środek obserwacji pola wokół pojazdu wojskowego. Po próbach kapitan Antonii Popławski i rotmistrz Edward Karkoz rekomendowali, aby nowe urządzenie trafiło na każdy czołg TK-3 trafiły dwa peryskopy tego typu, natomiast na czołg TKS jedno urządzenie, przeznaczone dla dowódcy-strzelca wozu. Tego typu sugestię uzasadniono, że już kierowca czołgu rozpoznawczego TKS posiada całkiem dobrze zaprojektowane okna peryskopowego, które całkowicie wystarczało do dobrego prowadzenia obserwacji terenu przed wozem w trakcie trwania marszu. W modelowym czołgu proponowano przesunięcie peryskopu w lewo o 100 mm, dla usunięcia konfliktu z obsługą ciężkiego karabinu maszynowego. Dodatkowo to miało zaowocować poprawieniem obserwacji na lewą stronę wozu. Obserwacja ta miała w prawo następować z wykorzystaniem wkładki do pracy wstecznej, co powodowało zmniejszenie niedogodności związanej z wychyleniem się strzelca w lewo i odgrywaniem się od obsługiwanej broni.

14 grudnia projektant peryskopu zebrał na piśmie wszystkie zmiany i poprawki, jakie zamierzał wprowadzić w swojej konstrukcji. W dużej mierze koncentrowało się to na umieszczeniu w odpowiednim miejscu peryskopu obserwacyjnego na stropie czołgu oraz eliminacji powstających podczas jazdy maszyny drgań na mocowanie urządzenia. Kolejnym działaniem miało być związane powiększenie kąta pola widzenia z peryskopu i samej wkładki peryskopowej. Dla zapewnienia lepszego komfortu pracy, urządzenie otrzymać miało nową przystawkę gumową (zaocznik) oraz zaokrąglenia wszystkich wszystkich ostrych elementów, które mogą uszkodzić twarz osoby obserwującej. Co bardzo ciekawe kapitan Gundlach zaproponował też rozważenie zaopatrzenia czołgu w aż trzy urządzenia peryskopowe jego konstrukcji, Dwa boczne bez przystawki tylnej oraz trzeci główny obrotowy (przedni) z przystawką. Ciekawostką jest, że w istniejących relacjach polskiego konstruktora nie ma mowy przecież o pozycji tłumika na czołgu rozpoznawczym TKS, który przecież musiał mocno przysłaniać widok tylny z peryskopu odwracalnego. Czołg rozpoznawczy TKS o numerze rejestracyjnym 1160 nie posiadał jeszcze chyba wtedy zmodyfikowanego uchwytu tłumika, stąd można przypuszczać, że uwaga jego dotycząca pojawiła się dopiero nieco później. Czy istniała zasadność montażu tego urządzenia na polskich czołgach rozpoznawczych, tak, ponieważ pole obserwacji np. z czołgu TKS bez zastosowanego peryskopu mocno się ograniczało na dystansach powyżej 200-250 metrów, natomiast peryskop w pełnej płaszczyźnie poziomej dawał obserwatorowi możliwość obserwacji na dystansie nawet 800-1000 metrów, co znacząco polepszało obserwację i tylko przed samym wozem, ale także z każdej jego półsfery.

Zastosowanie w czołgach rozpoznawczych TKS gąsienic, były one poprawioną wersją płytek jezdnych wykorzystywanych w modelu TK-3. Ich poszerzenie pozwoliło na poprawę własności jezdnych czołgów rozpoznawczych, jednak nadal pod względem technologicznym nie był to materiał doskonały. Gąsienice te o szerokości 170 mm, posiadające każda 126 ogniw. Testy jakie były prowadzone w latach 1933-1935 wynikało, że przy znacznie dłuższych przemarszach, a przy jednym z przeprowadzonych rajdów, którego trasa liczyła 1700 km, w niemal każdym czołgu trzeba było z powodu wydłużenia materiału wymieniać od pięciu do nawet ośmiu płytek co jakiś czas. Powstawały wtedy problemy z odpowiednim dopasowaniem naciągu gąsienicy, tak aby nie była ona za luźna, dlatego też już od 1933 roku trwały prace nad nowymi modelami gąsienic. Przykładowo 11 grudnia 1933 roku zostały w czołgu TKS, który posiadał zainstalowany już prototypowy model peryskopu odwracalnego, testowano na nim nowe gąsienice powstałe według projektu inżyniera Brischa. Całkowita długość pasa gąsienicowego przy 128 ogniwach wynosiła 5698 mm. Całkowita długość próbnego pasa testowego, złożonego z 10 ogniw wynosiła 444 mm, masa całego pasa gąsienicowego wynosiła 121,6 kg. Dla porównania standardowa gąsienica ważyła 126,5 kg. 13 grudnia płytki jezdne Brischa badano kolejny raz na 200 km trasie pomiędzy Ursusem, a Radomiem. Temperatura spadała nawet do -19 stopni C, a większość trasy pokrywał szklisty lód i ubity śnieg. Mimo to sam czołg pokonał całą trasę z nieco ponad cztery godziny, a powrót nocą zajął tylko niecałą godzinę więcej. Warto odnotować, że przez cały szlak, liczący łącznie 400 km gąsienic się nie naciągało. Komisja badająca nowe gąsienice stwierdziła, że wozy z standardowymi gąsienicami, wykonanymi z lanych segmentów, często silnie buksowały na śliskich powierzchniach, natomiast nowa konstrukcja miała o wiele lepszą przyczepność. Łącznie podczas grudniowych testów gąsienice Brischa nie trzeba było naciągać, ani żadne z ogniw nie uległo nawet uszkodzeniom. Także wzmocnione grzebienie na prototypowych gąsienicach nie ulegało uszkodzeniom i wygięciom. Jedyne zastrzeżenia jakie miano, to nieco zbyt ostre krawędzie powierzchni wewnętrznych gąsienic, które przyspieszały zdzieranie powierzchni rolek tocznych. Po zakończeniu wszelkich prób dokonano skrupulatnych pomiarów długości: pas lewy 5730 mm, zaś pas prawy 5724 mm, Wydłużenie obu pasów gąsienic, liczących 128 ogniw, wyniosła odpowiednio 32 mm i 26 mm. We wnioskach komisja stwierdziła, że szybsze zużycie powierzchni rolek tocznych można łatwo usunąć, poprzez odpowiednie zaokrąglenia grzebieni i wewnętrznych powierzchni gąsienic. Także na nowych, prototypowych pasach gąsienic miały lepiej pracować koła napędowe wozu. Także wykorzystanie do nowych gąsienic stali węglistej, a nie specjalnej stali do odlewania. Komisja zaleciała skorygowania grzebieni i wewnętrznych powierzchni pasa oraz dalsze kontynuowanie prac, tak aby gąsienice te mogły by przebyć dystans próbny o długości 2000 km. Dalsze próby były kontynuowane podczas kolejnego rajdu, który odbywał się w dniach 22 lutego – 3 marca 1934 roku. Tym razem nowe gąsienice otrzymał wóz TKS z tzw. serii „żelaznej” o numerze rejestracyjnym 1502. Rajd ten miał pokazać jaka może być przydatność powstałych na bazie czołgów rozpoznawczych ciągników gąsienicowych. Jednak podczas testów, po przebyciu już ponad 400 km prototypowy zestaw gąsienic zaczął spadać z rolek bieżnych, dość poważnie je uszkadzając. Podjęto pierwszą decyzję, aby zamienić gąsienice stronami, co jednak nie dało zadowalającego rezultatu. Dlatego też ostatecznie próby zakończyły się niepowodzeniem i gąsienice zostały zastąpione standardowymi egzemplarzami wykonanymi z lanych elementów.

Transport czołgu rozpoznawczego za pomocą samochodu ciężarowego

Poważną bolączką polskich czołgów rozpoznawczych przez całe lata trzydzieste były zbyt słabe moce silników, których niewielka moc nie pozwalała na odpowiednie zastosowanie grubego pancerza, co znacząco podniosło by masę na tym niewielkim pojeździe. Tutaj się przede wszystkim skupiono na rozwoju podstawowego modelu silnika Fiata produkowanego w Polsce – Model 122. Według mnie większego znaczenia to nie miało. Jako pojazd, którego zadaniem w większym stopniu było rozpoznanie, a nie walka, zwłaszcza, że znaczna większość wozów była uzbrojona w jeden, i to dość mocno zawodny ciężki karabin maszynowy Hotchkiss wz. 25, mógł podjąć walkę w większości z celami żywymi lub nieopancerzonymi. Natomiast już pod koniec 1937 roku stała się bardzo realna możliwość zastosowania silników Fiata o mocy 55-60 KM. Dla samych wozów mogło to oznaczać zwiększenie ich możliwości mobilnych, zwłaszcza w trudnym terenie. Oczywiście dla samej konstrukcji mogło to doprowadzić do zwiększenia opancerzenia wozu. Oczywiście, dziś wiemy, że projektowany przez ostatni lata 30. XX wieku następca czołgów rozpoznawczych, – „czołg wieżowy” – TKW miał się już stać pełnowartościową bronią, to jednak ostatecznie sama konstrukcja nie wyszła dalej niż poza stadium prototypowe.

Autotransporter

Jednym z pomysłów na zmniejszenie zużycia gąsienic, a też mających nazbyt niską trwałość bieżników kół jezdnych, resorów i łożysk, było zaprojektowanie specjalnego autotransportera. Przy trwaniu przemarszy drogowych, na których ogumienie pneumatyczne zachowuje się nieporównywalnie lepiej niż trakcja gąsienicowa, mogło to być, zwłaszcza według początkowych sugestii – dobre rozwiązanie.

Była to konstrukcja co najmniej interesująca jako dzieło inżynierskie, choć szybko się okazało, że jest kłopotliwa w użyciu i łatwiej było po prostu załadować tego typu pojazd na przystosowaną odpowiednio ciężarówkę (najpierw to były ciężarówki Ursus ze wzmocnionymi resorami, następnie Polskie Fiaty 621, czy nawet zabierający na swoją platformę transportową dwa czołgi rozpoznawcze – ciężkie ciężarówki Sauera.

Autotransporter powstał z wykorzystywaniem czterokołowego podwozia z elementami z ciężarówki Ursus. Pojazd nie posiadał silnika. Napędzany był za pomocą silnika czołgu rozpoznawczego.. Czołg za pomocą dwóch najazdów wjeżdżała na podwozie, rozpinano ogniwa gąsienicy i łańcuchami napędowymi łączono je przez koła zębate przedniego mostu czołgu rozpoznawczego, z odpowiednimi kołami zębatymi na przedzie autotransportera. Cztery ściągacze śrubowe unieruchamiały czołg rozpoznawczy na autotransporterze. Czołg rozpoznawczy w trudnym terenie mógł o własnych siłach holować platformę autotransportera. W takim przypadku autotransporter był kierowany przez dowódcę czołgu, za pomocą kierownicy na teleskopowo składanej kolumnie.

Do dziś nie udało się ustalić jakiejkolwiek dokładnej liczby stworzonych autotransporterów, których mogło powstać kilkadziesiąt egzemplarzy. Ale żadna dokumentacja fotograficzna tego nie potwierdza, mogło ich powstać najwyżej kilkanaście sztuk.

Wozy na torach

Pomysł, aby na wyposażenie polskich pociągów pancernych, w marszu poprzedzał go mały pojazd rozpoznawczy, wynikał z faktu posiadania doświadczeń z wojny z Rosją Bolszewicką z lat 1919-1920. Posuwający się w ten sposób przez pociągiem pancernym mały pojazd mógł rozpoznać teren, oszacować zniszczenie torowiska i ostrzegać przed wszelkimi zasadzkami – rozkręconymi, czy też zaminowanymi torami, zasadzkami ogniowymi lub sprawdzić stan mostów i przepustów.

W 1926 roku pojawiła się możliwość kupienia drezyn motorowych, zaprojektowanych w czechosłowackich zakładach Ringhoffer-Tatra. Zostało wtedy kupione sześć kompletnych drezyn opancerzonych, które zostały dostarczone Wojsku Polskiemu w listopadzie 1926 roku. Jeszcze przed dostawą Tatr został zawarty dodatkowy kontrakt na dodatkowych dziesięciu podwozi, które już zamierzano opancerzyć i uzbroić w kraju. Dość szybko okazały się że drezyny motorowe Tatry posiadają zbyt słaby silnik, który rozpędzał pojazd zbyt powoli, a zupełnie sobie nie radził na większych maszynach. Sześć zakupionych Tatr znalazło się na uzbrojeniu Wojska Polskiego, ale zakupionych dalszych dziesięć podwozi ostatecznie nie zostało opancerzonych oraz uzbrojonych.

Drezyna kolejowa z czołgiem TKS

W 1931 roku zaprojektowana została prowadnica torowa dla czołgu Renault FT – w pewnej mierze było to kontynuowane pewnego rozwiązania, które się sprawdziło w 1920 roku, gdy same czołgi były ładowane na lory kolejowe, stając się improwizowanymi pociągami pancernymi. Jednak intencja konstruktorów poszła jednak dalej. Specjalnie skonstruowana przystawka do odbioru mocy pozwoliła połączyć zespół napędowy czołgu z mostem typu samochodowego na osi platformy. W ten sposób powstała samobieżna drezyna pancerna R.

Pierwsze, pozytywne oceny, jakie zebrano wokół drezyn R, sprawiło, że postanowiono jednocześnie opracować specjalne podwozie kolejowe dla czołgów rozpoznawczych TK-3 oraz TKS. Kwestię przeniesienia napędu, co rozwiązano jednak w inny sposób.

Prowadnica torowa dla czołgów rozpoznawczych była prostą technicznie konstrukcją. Składała się ona z ramy, wykonanej z dwóch ceownikowych podłużnic spiętych, z przodu oraz tyłu, czterema poprzecznicami. Do poprzecznic zamocowane były resorowane wózki jezdne. Tylny wózek posiadał zainstalowane hamulce. Do poprzecznic z przodu konstrukcji zamocowane były zawiasowo najazdy, nad torem unoszone w ruchu przez płaski resor i specjalny mechanizm podnoszony przez dźwigar. Tankietka po wjechaniu tyłem na prowadnicę osiadała dnem na dźwigarze, który można było unosić i opuszczać za pomocą hydrauliczną siłownika. Do marszu dźwigar był opuszczany do dolnego położenia, a wtedy gąsienice czołgu rozpoznawczego stykały się z szynami kolejowymi. Czołg rozpoznawczy jechał o własnych siłach po torach, natomiast prowadnice nie pozwalały pojazdowi zsunąć się z szyn kolejowych. Gdy zostały sprzęgnięte ze sobą dwie takiego typu prowadnice, to dźwigar jednej z nich był unoszony do góry, tak że gąsienice uniesionej tankietki nie stykały się z szynami kolejowymi. Do samej jazdy wystarczała moc jednego z wozów, druga natomiast była holowana lub pchana. Taki układ sprzęgieł prowadnic nazwano zestawem TK-TK.

W codziennej praktyce tworzono dla jednego pociągu pancernego dwa zestawy: złożone z TK-R-TK, czy zestaw, w którą drezynę R, wyposażoną w czołg wolnobieżny Renault FT, sprzęgano i z tyłu zespołu prowadnice szynowe typu TK. Warto tutaj odnotować, że dwa polskie pociągi pancerne pojechały na wojnę z dwoma zespołami drezyn Tatra-R (pociąg Pancerny PP13), a zaś PP15 tylko z dwiema drezynami Tatra.

Prototyp drezyny typu TK powstał w 1932 roku, do roku 1936 zostało zbudowanych kilka egzemplarzy, a po przeprowadzeniu pewnych zmian w konstrukcji, oznaczona jako „lekka drezyna pancerna torowo-terenowa TK”, została ostatecznie przyjęta do uzbrojenia Wojska Polskiego w październiku 1936 roku. W tym czasie zostały one zamówione w zakładach Lilpop, Rau i Loewenstein – łączna partia miała liczyć 38 sztuk. Łącznie z prototypami i wcześniej zbudowanymi drezynami typu TK daje łącznie powstałych 50 egzemplarzy (wraz z 50 czołgami rozpoznawczymi TK-3/TKS), które zostały przydzielone do 1. i 2. Dywizjonu Pociągów Pancernych.

Czołg rozpoznawczy TKS z nkm wz. 38

Pod koniec lat 30. XX wieku przynosił na temat losów będących w służbie Wojska Polskiego wozów TKS więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Przed wybuchem wojny w Wojsku Polskim w służbie znajdowało się łącznie 300 czołgów rozpoznawczych starszych wersji TK-3/TKF oraz około 280 nowszych w wersji TKS i stanowiło ono prawdziwy kręgosłup polskich sił pancernych. Jednak powoli spadało znaczenie tankietek/czołgów rozpoznawczych w nowo powstałych doktrynach wojskowych na całym świecie, gdzie coraz większą rolę zaczęły pełnić nowo projektowane czołgi średnie oraz powstające czołgi ciężkie, gdzie teraz to czołgi lekkie często miały pełnić rolę pomocniczą, co szybko stało się widoczne podczas sześciu lat trwania II Wojny Światowej.

Wskazania na temat wprowadzenia do użytku broni automatycznej kalibru 13 mm do nawet 20 mm, w naszych krajowych czołgach rozpoznawczych rodziny TK. Nieco poważniejszą formę zagadnienie to przybrało wskutek wezwania Instytutu Technicznego Uzbrojenia (ITU) z 6 listopada 1936 roku, w których oczekiwano od wszystkich zainteresowanych stron tym zagadnieniem, jaki być powinien zostać zainstalowany w czołgu rozpoznawczym najcięższy karabin maszynowy. Choć prace nad krajowym modelem prowadziła już warszawska Fabryka Karabinów, ale brano pod uwagę opcję zakupu uzbrojenia zagranicznego. Oczywiście w obu przypadkach najistotniejsze było pogodzenie dwóch różniących się wyraźnie pod względem oczekiwań podmiotów, czyli broni pancernej i lotnictwa. Wśród wymagań stawianych przed bronią mającą stanowić uzbrojenie czołgów rozpoznawczych TK-3/TKF i TKS znalazły się:

  • Prowadzenie ognia pojedynczego i ciągłego.

  • Zasilanie z magazynków 8-10 nabojowych.

  • Cofnięcie magazynka w stronę kolby broni.

  • Chwyt pistoletowy i sposób uchwycenia broni jak w najcięższym karabinie maszynowym Solothurn.

  • Długość całkowita broni nie przekraczająca 1800 m, długość od osi obrotu do ramienia strzelca 880-900 mm.

  • Możliwość sprawnej i szybkiej wymiany lufy w warunkach polowych.

Kilka miesięcy później, w lutym 1937 roku, kierownik BBTechBrPanc Patryk O”Brien de Lacy oraz Dowódca Broni Pancernej pułkownik Józef Koczwara stwierdzili we wspólnym referacie dla KSUS, że żaden z dotychczas badanych najcięższych karabinów bojowych Oerlikon oraz najcięższego karabinu maszynowego Solothurn nie spełniały całkowicie postawionych przez Wojsko Polskie wymagań. Za konieczne stało się zapoznanie z najnowszymi konstrukcjami tego typu, gdzie oprócz takich potentatów jak firmy francuskie, szwajcarskie, niemieckie, przedstawiano produkty zakładów Hispano-Suiza (kaliber 20-23 mm), Hotchkiss (kaliber 25 mm) oraz duński Madsen (kaliber 20 mm). Często to właśnie na zbyt duże wymiary przedstawianych konstrukcji oraz różne sposoby ładowania broni, które były zbyt mocno kłopotliwe w tak małym pojeździe pancernym. Pojawiła się również możliwość powstającego w zakładach Boforsa kalibru 25 mm. Ponadto postulowano wysłanie do wyżej wymienionych przedsiębiorstw przedstawicieli wojskowych, których zadaniem było zapoznanie się z nowszymi modelami broni, wziąć udział w strzelaninach oraz po powrocie porządkować szczegółowe sprawozdanie.

Czołg rozpoznawczy TKS z oznakowaniem dowódcy kompanii

Powzięcie założenia wyznaczały datę zakończenia pierwszego etapu prac nad polskim najcięższym karabinem maszynowym na 1 stycznia 1938 roku. Potem nastąpić miał ostateczny wybór i zakup dla najbardziej odpowiedniej dla Wojska Polskiego broni tego typu. Systematycznie i w oparciu o posiadane gromadzone informacje doprecyzowano wymogi, jakie staniano przed nową bronią dla czołgów rozpoznawczych. Duży nacisk kładziono na pełną automatykę nowej broni, ponieważ egzemplarze, z których było możliwe prowadzenie ognia samopowtarzalnego, w tym czasie nie cieszyły się już taką aprobatą, jak kilka lat wcześniej. Jednak wśród szeregu równie istotnych wymogów dla wersji czołgowej najcięższego karabinu maszynowego, znalazły się:

  • Maksymalny ciężar broni 45 kg (pierwotnie oscylowało to w granicach 40-60 kg).

  • Szybkostrzelność praktyczna miała wynosić w zakresie 200-300 strz./min., uwarunkowana przede wszystkim niewielkim zapasem amunicji przewożonej we wnętrzu czołgu.

  • Ładowanie broni odpowiednie dla miejsca usytuowania w czołgach rozpoznawczych dla TK-3/TKF oraz TKS, pożądane nie z góry.

  • Broń ma był chłodzona powietrzem z lufą łatwą do przeprowadzenia demontażu/wymiany.

  • Zastosowanie amunicji trzech typów; przeciwpancerna zwykła, przeciwpancerna smugowa oraz przeciwpancerna świetlna, z zastrzeżeniem, że powinna następować fragmentacja wystrzeliwanych pocisków po przebiciu blach pancernych (wybuch i rozprysk po wewnętrznej stronie płyty).

  • Możliwość prowadzenia ognia pojedynczego, seriami po 3-5 strzałów oraz prowadzenie ognia w pełni automatycznego, konieczne zastosowanie podwójnego spustu.

  • Długość całkowita broni, ze względu na panującą we wnętrzu wozu możliwie jak najmniejsza. Odległość od osi obrotu w jarzmie do końca kolby nie powinno przekraczać 900 mm.

  • Pożądana prędkość początkowa ponad 850 m/s.

  • Budowa zewnętrzna umożliwiająca łatwy montaż lunety celowniczej oraz jak najwygodniejsze osadzenie broni w jarzmie.

  • Możliwość przebijania 25 mm płyt pancernych pod kątem 30 stopni. Później doprecyzowano do 20 mm płyt pancernych, ustawionych pod kątem 30 stopni z 200 metrów. Możliwość prowadzenia skutecznego ognia do jadącego pojazdu z odległości 800 metrów.

  • Niezawodność w działaniu, możliwość zabezpieczenia zamka przed zanieczyszczeniem oraz przeładowanie broni niewymagające większego wysiłku.

W efekcie prac prowadzonych przez komisję zakupiono jeden egzemplarz najcięższego karabinu maszynowego Madsen, a dalsze prace nad własną konstrukcją kontynuowała nadal polska Fabryka Karabinów. Równolegle, z uwagi na dużą szybkostrzelność, lotnictwo ostatecznie zakupiło najcięższy karabin maszynowy zakładów Hispano-Suiza. Niestety w zakupach kierowano się błędnym założeniem, że jeden model broni może odpowiednio sprostać wszelkie wymaganiom oddziałów piechoty, broni pancernej oraz lotnictwa, więc sprawy nader szybko zaczęły się komplikować. Ustalone wcześniej terminy zaczęły się bardzo mocno przedłużać, a coraz częściej między zainteresowanymi stronami trudno było wyszukać wspólnego mianownika.

Paradoksalnie opóźnienia stały się dodatkowym akceleratorem trwającym w kraju od pierwszej połowy 1937 roku i szansą na opracowanie w kraju własnej konstrukcji. Bardzo niełatwego zadania przelicytowania wszelkich ofert znacznie bardziej doświadczonych zagranicznych koncernów zbrojeniowych podjął się inżynier Bolesław Jurek. Jego broń nieoczekiwanie szybko zyskała mocną przychylność pancerniaków z Dowództwa Broni Pancernej. Sama broń jednak nadal niedopracowana, miała już kilka zasadniczych atutów, a jednym z nich było przebijanie płyt pancernych o określonej grubości na odległościach od 200 metrów większych, niż analogiczne konstrukcje oferentów zagranicznych.

Prototyp polskiego najcięższego karabinu maszynowego ukończono w listopadzie 1937 roku i skierowano go do badań. Trwające od marca do maja 1938 roku intensywne próby wojskowe ostatecznie podsumowano w datowanym na 21 czerwca 1938 roku sprawozdaniu ITU, mającym ostatecznie przypieczętować losy najcięższego karabinu maszynowego FK w wersji A. Równolegle do 14 kwietnia KZU zadecydowało o przekazaniu jednostkom broni pancernej dwóch egzemplarzy nowej broni do prób. Pierwsze seryjne zamówienie złożono poprzez Kierownictwo Zaopatrzenia Uzbrojenia (KZU) w lipcu 1938 roku z terminami dostaw I partii na maj kolejnego roku. Druga setka zamówionego w lipcu 1939 roku miała trafić do armii nie później niż w ostatnich dniach maja 1940 roku.

Czołg rozpoznawczy TKS z Muzeum Broni Pancernej – Poznań

W kwestii zastosowania broni w czołgach rozpoznawczych rodziny TK ponownie stwierdzono, że model polski nadaje się do tego celu lepiej niż konstrukcje zagraniczne, gdyż spełnia ona szereg wymagań przedstawioną przez komisję Wojska Polskiego, co do mocowania optyki uzbrojenia,dodatkowego urządzenia spustowego oraz nowej formy jarzma. Bezsprzeczną zaletą broni była możliwość wymiany lufy od przodu, bez potrzeby demontażu całego nkm-u. Suwadło z zamkiem pracowało znacznie sprawniej niż u zagranicznych konkurentów, a samo rozebranie i czyszczenie broni nie sprawiało dla załogi większego problemu. Nawet ogień prowadzony w czasie prób poligonowych, to średnio do drugi/trzeci strzał był celny (cel znajdujący się w ruchu), co uznano za bardzo dobry wynik, co miało świadczyć o wysokiej jakości samego uzbrojenia jak i warsztatu konstruktora.

Początkowo dla każdego z wytwarzanych na początku lata 1938 roku najcięższych karabinów maszynowych marki FK zlecono wykonanie kompletu pięciu magazynków 5-nabojowych, przy czy,m do prób dopuszczono również wersje 4-nabojową oraz 15 nabojową (okrągłą). W czołgu TKS z zamontowanym nkm-em FK-A wz. 38 znajdowało się 16 magazynków, każdy mieszczący po 5 naboi. Zatem łączny zapas przewożonej amunicji kalibru 20 mm wynosił 80 naboi, czyli połowa łącznej zatwierdzonej jednostki ognia (JO)Miesięczna dotacja amunicji miała wynosić dla czołgowego najcięższego karabinu maszynowego FK-A wz. 38 5000 naboi. Cena produkcji jednego naboju kalibru 20 mm w naszym kraju była wysoka i wynosiła 15 zł. Dla porównania koszt produkcji 37 mm nabój do armaty przeciwpancernej Boforsa wz. 36 to koszt około 30 zł.

Większe rozmiary broni spowodowały, że usunięty został stelaż amunicyjny, umieszczony za siedzeniem kierowcy, który został przesunięty do tyłu. Rozmieszczenie amunicji we wnętrzu stosunkowo ciągłego 2-osobowego wozu bojowego, było w całości podyktowane panującą w środku ciasności, rozmieszenie amunicji wyglądało następująco: 9 magazynków w czterech gniazdach po prawej stronie na części błotnika wozu umieszczonego wywnętrz kadłuba, jeden magazynek z tyłu po prawej stronie na ukośnej płycie nadbudówki, jeden magazynek z tyłu po lewej stornie na ukośnej płycie nadbudówki oraz 5 magazynków w trzech gniazdach między silnikiem i skrzynią biegów, a siedziskiem strzelca. Co warte podkreślenia grubą krechą, nie zachodziła potrzeba stosowania dla tak zmodernizowanego pojazdu 4-nabojowych magazynków (inaczej niż w testowanym z tym uzbrojeniem prototypowym czołgiem lekkim 4TP). Ciasny wóz TKS okazał się i tak obszerniejszy niż jednoosobowa wieżyczka czołgu 4TP. Jednak największym problemem dla samej broni nie było jej wytwarzanie, co i tak z powodu braku odpowiedniej ilości funduszy na ten cel, to jednak wielkie trudności napotkał nasz przemysł z produkcją odpowiedniej (według przyjętych zaleceń) amunicji kalibru 20 mm, gdzie w roku budżetowym 1939/1940 wyznaczono na ten cel zaledwie 30 tysięcy zł, co pozwalało na zakup zaledwie 2000 sztuk naboi tego typu, których produkcja i tak poruszała się bardzo powoli.

Choć opinie na temat przydatności czołgów rozpoznawczych TK-3/TKF oraz TKS są dziś mocno podzielone, chociaż nie staram się sam oceniać tych wozów, to jednak, według mojej opinii i nie tylko mojej, to właśnie uzbrojenie jak największej ilości polskich czołgów rozpoznawczych w 20 mm najcięższe karabiny maszynowe (według dzisiejszej nomenklatury działko – artyleria) była jedynym sensownym rozwiązaniem. Dlatego już według KSUS, idąc tym tokiem myślenia 21 maja 1937 roku przyjął uchwałę dotyczącą przezbrojenia łącznej liczby 326 egzemplarzy, czyli blisko połowę posiadanych egzemplarzy.

Początkowo poza modyfikacją wozów planowano utworzenie znacznej, bo liczącej 50% rezerwy sprzętowej, że oznaczało, że broń pancerna powinna otrzymać blisko 490 egzemplarzy omówionej broni. Jednak sama kalkulacja poniesionych przez to kosztów, bardzo szybko ambitne plany upały na ziemię, które bardzo szybko dotarło do zasobu posiadania łącznie 220 tak uzbrojonych wozów i produkcję 250 egzemplarzy 20 mm karabinów maszynowych. W tej konfiguracji uwzględniono jeszcze przydział 5 maszyn na kompanię/szwadron, od czego również z czasem odstąpiono (wszystko za duże koszty). Rok później kiedy sprawa wyposażenia polskich czołgów rozpoznawczych w silniejsze uzbrojenie była już przesądzona, a Dowództwo Broni Pancernej ostatecznie zatwierdziło, że najcięższy karabin maszynowy FK-A wz. 38 kalibru 20 mm spełnia jej wszystkie przyjęte wymagania, nakazano wykonanie pierwszej partii liczącej 100 sztuk tej broni, przeznaczonej dla czołgów rozpoznawczych. Ostateczna i oficjalna decyzja ta została przyjęta dopiero 24 stycznia 1939 roku.

Wielu oddało to co najcenniejsze z swoją ojczyznę – własne życie

W lutym 1939 roku nie posiadano jeszcze pełnych wyników prób zestawu czołgu TKS z zamontowanym FK-A wz. 38, choć sam pojazd w tym stadium już istniał od kilku miesięcy (wyniki spłynął dopiero w kwietniu 1939 roku). Bazowano zatem na efektach studiów wozu czołgu TKS z zamontowanym Solothurnem i TK-3 z polskim FK-A wz. 38. Polska konstrukcja wygrywała łatwością montażu w samym wozie, zastosowania lunety celowniczej, dostosowanie urządzenia spustowego do warunków pracy w czołgu i korzystne osadzenie broni w jarzmie czołgowym. Uznano, że polska broń może być bardzo skuteczną bronią przeciwpancerną, znając ówczesne konstrukcje pancerne przeciwnika, dlatego też zaczęto się zastanawiać, czy sama broń nie może się stać bronią przeciwpancerną dla oddziałów piechoty.

Pierwsze 10 sztuk broni, przeznaczonej dla czołgów rozpoznawczych ruszyła w kwietniu, kiedy na maj 1939 roku miały być gotowe pierwsze 10 egzemplarzy, a kolejne dostawy miały też sięgać średnio 10 egzemplarzy na każdy kolejny miesiąc.. W każdej z liczących pod 13 wozów kompanii pancernej nadal 5 wozów mia otrzymać nową broń kalibru 20 mm.

Mówiąc o modernizacji uzbrojenia polskich czołgów rozpoznawczych TK-3/TKF oraz nowszych TKS, warto pamiętać, że jeszcze wiosną 1939 roku bardzo poważnie rozpatrywano wersję podwójnego zastosowania nowej broni – przeznaczonej tak do walki przeciwpancernej, jak i do obrony przeciwlotniczej. Pomysł ten miał się zmaterializować w formie wieży, lub jak to nazwano bardzo tajemniczo, wyniesienie samej broni i stanowiska strzelca czołgu w celu zapewnienia do prowadzenia skutecznego ognia przeciwlotniczego obrotu. Jednak szczęśliwie wyciągnięte bardzo szybko wnioski, że tego typu konstrukcja nie zapewnia odpowiednich korzyści. Prace tego typu mogły tylko mocno przeciągnąć same prace, kiedy potrzeba zainstalowania silniejszego uzbrojenia, o przeczeniu przede wszystkim przeciwpancernym. Przyjmuje się, że do 4 maja 1939 roku udało się przezbroić „pilotażową partię 10 czołgów rozpoznawczych (po 5 egzemplarzy w 7. Batalionie Pancernym oraz Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej). W tym samym miesiącu oceniono, że dla potrzeb obowiązujących ówcześnie, należało by dla każdej z kompanii czołgów rozpoznawczych, cztery maszyny (a nie już pięć), które miano uzbroić w nową broń, natomiast pozostałe maszyny nadal miały posiadać montowane ciężkie karabiny maszynowe wz. 25 kalibru 7,92 mm.

Przy takiej strukturze obliczano, że przy stanie posiadana liczącego około 570 sprawnych egzemplarzy czołgów rozpoznawczych z rodziny TK, przezbroić by należało łącznie 220 maszyn, jednak w rzeczywistości samych wozów sprawnych technicznie było znacząco mniej, zwłaszcza jeżeli chodzi o linię TK-3. Koszt przezbrojenia poprzez zakup 250 egzemplarzy broni wraz z odpowiednim oporządzeniem, w tym 10% przeznaczonego dla zapasu, miał wynieść łącznie 6,75 mln zł. Kolejny 1 mln zł to wartość prac dostosowanych jakie należało przeprowadzić w czołgach TK-3 i TKS. Wariant przezbrojenia wszystkich znajdujących się do dyspozycji czołgów rozpoznawczych oznaczał, konieczność wyprodukowania 650 sztuk najcięższego karabinu maszynowego FK-A wz. 38, której wartość waz z jej montażem i wszelkimi przeróbkami wynosiła 19,315 mln zł.

Ważnym tutaj momentem jest pierwszy tydzień czerwca 1939 roku, Szef Sztabu Głównego podjął decyzję, że wszystkie zmobilizowane szwadrony czołgów rozpoznawczych w dywizjonach pancernych oraz wszystkie samodzielne kompanie czołgów rozpoznawczych , otrzymać mają po cztery wozy TK-3/TKS, które mają zostać uzbrojone w 20 mm nkm FK-A wz. 38 (po dwa wozy na pluton). Ostatecznie zrezygnowano więc z wariantu, kiedy to pięć wozów miało zostać uzbrojonych właśnie w nasz najcięższy karabin maszynowy. W dyspozycji dowódcy jednostki miał pozostać „stary” ciężki karabin maszynowy wz. 25. Jak wówczas stwierdzono w krótkim uzasadnieniu czołg dowódcy kompanii/szwadronu winien mieć do dyspozycji stary typ uzbrojenia, właśnie ciężki karabin maszynowy wz. 25, ponieważ jest on odpowiedzialny za dowodzenie swoją jednostką, a nie ostrzeliwania celów.

Na początku lipca 1939 roku kierujący KZBrPanc – majora Jeszka poinformował, że w końcu poprzedniego miesiąca spotkał się z przedstawicielami Państwowego Zakładu Inżynierii, Huty Baildon, Zakładów Południowych oraz Firmy Strańsky w celu ustalenia szczegółów dostosowania jarzm do produkowanych już najcięższych karabinów maszynowych kalibru 20 mm FK-A wz. 38. na tym etapie mowa była jeszcze o przebudowie próbnej partii 24 maszyn przez BBTechBrPanc i tym samym kontynuowaniu działań w poszczególnych batalionach pancernych. Dostawy pierwszych, niezbędnych blach do wykonania pierwszych 80 czołgów rozpoznawczych TKS, objętych planem przeprowadzenia modernizacji, ustalonych zgodą łącznie wszystkich zaangażowanych stron, kiedy na: termin 15 lipca dostarczyć łącznie 24 komplety, dalszych 16 kompletów ma zostać dostarczonych do 1 września 1939 roku, kolejne 20 kompletów do 1 listopada 1939 roku oraz 20 kompletów do dnia 1 grudnia 1939 roku.

Żołnierze niemieccy z zainteresowaniem przyglądają się wozowi TKS

Niezależnie od przygotowanej produkcji, w Warszawie powstały już od wiosny 1939 rok szczegółowe plany rozdysponowania nowych wozów wedle przydziałów mobilizacyjnych. I tak w piśmie Departamentu Dowodzenia Ogólnego (DDO), 21 czerwca poddano odpowiednie jednostki, które w jakiej kolejności i ile mają posiadać czołgi rozpoznawcze TKS z zamontowanym najcięższym karabinem maszynowym kalibru 20 mm FK-A wz. 38:

  • 10. Brygada Kawalerii – 8 wozów

  • Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa – 8 wozów

  • Wielkopolska Brygada Kawalerii (Poznań) – 4 wozy

  • Krakowska Brygada Kawalerii (Kraków) – 4 wozy

  • Pomorska Brygada Kawalerii (Bydgoszcz) – 4 wozy

  • Mazowiecka Brygada Kawalerii (Modlin) – 4 wozy

  • Nowogródzka Brygada Kawalerii (Brześć nad Bugiem) – 4 wozy

  • Podolska Brygada Kawalerii (Lwów) – 4 wozy

  • Kresowa Brygada Kawalerii (Lwów) – 4 wozy

Razem dawało to 44 wozy wyposażone w nowe uzbrojenie. Co bardzo ciekawe w tym dokumencie dodano później kilka dopisków, które przy porównaniu z innymi dokumentami z tego okresu, pozwalają choć tylko częściowo prześledzić losy pierwszej partii czołgów TKS z nkm-em FK-A wz. 38. W pierwszej kolejności do właśnie 10. Brygada Kawalerii (Zmotoryzowanej) oraz nowo formowana Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa. Obie jednostki miały łącznie potrzymać po osiem wozów TKS z nowym uzbrojeniem, tak aby dywizjon rozpoznawczy z każdej z brygad posiadał na stanie cztery wozy, zaś każdy pułk zmotoryzowany w plutonie czołgów rozpoznawczych 2 pojazdy (pułki w brygadzie były dwa). Kolejne jednostki, które otrzymały wozy jednostki brygad stacjonujących w Lwowie, gdzie wozy dotarły na początku sierpnia. (były to 61. Dywizjon Pancerny _Nowogrodzka Brygada Kawalerii oraz 91. Dywizjon Pancerny – Podolska Brygada Kawalerii). Jednak bardzo szybko zainteresowanie nowymi pojazdami uzbrojonymi w 20 mm najcięższe karabiny maszynowe FK-A wz. 38 zaczęły przywiązywać władze wojskowe różnych jednostek, ponieważ uważali nowy wóz za dobre wzmocnienie możliwości przeciwpancernych posiadanych przez nich dywizjonów pancernych oraz samodzielnych kompanii czołgów rozpoznawczych.

Tymczasem pod koniec lipca gotowa była pierwsza partia 10 czołgów rozpoznawczych z nowym uzbrojeniem, które pierwsze 8 sztuk zdecydowano się przekazać do 10. Brygady Kawalerii Pancernej. Wozy te trafiły do 2. Batalionu Pancernego w Żurawicy. Dowództwo brygady otrzymało jednak informację, że dowództwa batalionu nie zamierza im przekazać wszystkich maszyn, lecz wozy wykorzystać w inny sposób. W związku z tym wysłane zostało zapytanie do Warszawy o sprecyzowanie tych kwestii. Formalnie 10. Brygada Kawalerii miała nadal otrzymać 8 czołgów rozpoznawczych TKS. Na pewno cztery wozy trafiły do szwadronu rozpoznawczego brygady i wraz z nią przekroczyły później granicę węgierską. Udział pozostałych czterech pojazdów w ramach działań obu pułków jest dziś mocno dyskusyjny, a same relacje żołnierzy często są ze sobą sprzeczne. Formalnie 10. Brygada Kawalerii (Zmotoryzowanej) miała posiadać na stanie 8 czołgów rozpoznawczych. Całkowicie odmienna jest sytuacja panowała w drugiej polskiej brygadzie zmotoryzowanej, ponieważ Warszawska Brygada Pancerno-Zmotoryzowana swoją gotowość bojową miała uzyskać dopiero na jesień, dlatego też, kiedy inne jednostki Wojska Polskiego zaczęto mobilizować wraz z początkiem sierpnia 1939 roku brygada musiała oddać cześć swojego sprzętu pancernego (przede wszystkim czołgi rozpoznawcze).

Tego samego dnia pułkownik Wyrwiński wydał rozkaz aby 28 sierpnia do Ursusa w celu przezbrojenia w nkm FK-A wz. 38 z 1., 5. i 8. Batalionu Czołgów gdzie przysłano po 4 czołgi rozpoznawcze TKS z nowym uzbrojeniem. Miały być to czołgi pochodzące z zapasu mobilizacyjnego A i powinny je otrzymać następujące jednostki: 71. Dywizjon Pancerny, 51. Dywizjon Pancerny i 81. Dywizjon Pancerny. Ponieważ jednak Dowództwo Broni Pancernej, otrzymało równolegle informacje ok decyzji wiceministra, już 24 sierpnia rozkaz ten odwołano a pewno w stosunku do 1. i 8. Batalionu Pancernego, które miały wysłać własne czołgi rozpoznawcze TK do Ursusa dopiero po otrzymaniu czołgów TKS w Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej. Oba bataliony pancerne, jeden z Poznania, drugi zaś z Bydgoszczy, otrzymały po cztery TKS-y jeszcze w sierpniu, a zatem formalny wymóg wysłania maszyn do przebudowy został spełniony. Jeżeli chodzi o otrzymane nowe pojazdy, to po mobilizacji 1. Batalion Pancerny przekazał 4 pojazdy do 71. Dywizjonu Pancernego Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Natomiast 8. Batalion Pancerny przekazał 4 czołgi TKS do 81. Dywizjonu Pancernego z Pomorskiej Brygady Kawalerii. W ramach tych jednostek czołgi rozpoznawcze z nowym uzbrojeniem przystąpiły do działań przeciwko siłom niemieckim we wrześniu 1939 roku.

Sierpniowe zamieszanie z przydziałami czołgów rozpoznawczych TKS z najcięższym karabinem maszynowym kalibru 20 mm FK-A wz. 38 było związane z przeprowadzoną modyfikacją planu z 21 czerwca. Wedle nowej koncepcji przewidywano w pierwszym terminie przekazanie do jednostek już nie 44 egzemplarzy wozów, a łącznie 52 wozy, w tym 16 to miały być nowo uzbrojone czołgi TK-3. Plan ten przewidywał po wprowadzonych zmianach:

  • 10. Brygada Kawalerii – 12 wozów

  • Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa – 12 wozów

  • Wielkopolska Brygada Kawalerii (Poznań) – 4 wozy (TK-3)

  • Krakowska Brygada Kawalerii (Kraków) – 4 wozy (TK-3)

  • Pomorska Brygada Kawalerii (Bydgoszcz) – 4 wozy (TK-3)

  • Mazowiecka Brygada Kawalerii (Modlin) – 4 wozy (TK-3

  • Nowogródzka Brygada Kawalerii (Brześć nad Bugiem) – 4 wozy

  • Podolska Brygada Kawalerii (Lwów) – 4 wozy

  • Kresowa Brygada Kawalerii (Lwów) – 4 wozy

Razem to dawało 52 wozy. Jak widać w pierwej kolejności zdecydowano się na zwiększenie liczby wozów TKS z nowym uzbrojeniem w brygadach zmotoryzowanych po 12 wozów, zaś cztery dywizjony pancerne miały otrzymać stałą liczbę 16 czołgów rozpoznawczych, jednak w wariancie TK-3. Dlatego też pułkownik Wyrwiński wysłał do 1., 5. i 8. Batalionu Pancernego żądanie przysłania do przezbrojenia 12-16 czołgów TK-3. Jednak sytuacja wojenna spowodowały, że nowe wozy miały jak najszybciej trafiać do brygad kawalerii, które rozmieszczane były tuż przy zachodniej granicy, a nie dopiero do jeszcze mobilizowanej Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej pułkownika Roweckiego, która to pierwotnie miała otrzymać nowy sprzęt. Stąd decyzja organów wojskowych o odebraniu znajdujących się na stanie uzbrojonych czołgów TKS w liczbie 8 wozów i wysłania ich do brygad kawalerii. Jednak nie ma na to potwierdzenia w oficjalnych dokumentach, ponieważ są relacja, że w brygadzie miało pozostać cztery, a nawet wszystkie osiem wozów TKS z najcięższym uzbrojeniem. Wiemy na pewno, że wraz z wybuchem wojny w jednostkach znajdowały się co najmniej 24-25 czołgów rozpoznawczych TKS z zamontowanym najcięższym karabinem maszynowym kalibru 20 mm FK-A wz. 38, jeden prototyp wersji TK-3 z zamontowanym tego typu uzbrojeniem oraz kolejna partia produkcyjna się rozkręcała w zakładach Ursus. Trudno dziś stwierdzić, czy to pełna liczba, czy jednak już w wojennym chaosie nie doszło do przezbrojenia kilku innych wozów.

Polski sprzęt wojskowy zdobyty przez Niemców. Na pierwszym planie od prawej: czołg TKS, czołg TK3. Z prawej w tle haubica wz. 1917 kal. 155 mm

Logistyka i polskie czołgi rozpoznawcze

„Teki” i „Tekaesy” wprowadzają swoją historią zaskakując elementy do ogólnoświatowej historii logistyki. II Rzeczypospolita lat 20. oraz 30. XX wieku, była państwem o dużej przestrzeni geograficznej. Obrona dość rozciągniętych granic państwa szczupłymi siłami oraz z małym budżetem, rodziła spore komplikacje. Sprzęt pancerny i motorowy był wyjątkowo cenny, więc chciano utrzymywać go w jak najlepszym stanie technicznym. Podstawową masą w tworzonych związkach pancerno-motorowych były lekkie TK, które musiały być utrzymywane w ciągłej gotowości i wysokiej sprawności bojowej oraz możliwości szybkiego przerzutu na zagrożony odcinek granicy.

W odpowiedzi na zapotrzebowanie polskich sztabowców, myśl techniczna w postaci projektów utalentowanych konstruktorów wygenerowała sporą liczbę dość nietypowych rozwiązań, środków przerzutu dla wozów TK/TKS:

– Pierwszym będzie specjalistyczny trailer czołgowy, który bazował na samochodzie ciężarowym Ursus A, ze specjalną wyciągarką, rozkładanym pomostem do załadunku i przewozu czołgów TK/TKS

– Następnym bardzo nietypowym, a zarazem możliwym do zbudowania z powodu niskich kosztów wytwarzania, dzięki niewielkim gabarytów i masie czołgów rozpoznawczych, było kołowe podwozie do transportu czołgów TK, a zwane „autotransportem drogowym”. Specyfika tego rozwiązania polegała na tym, że został on skonstruowany jako specjalistyczne podwozie typu samochodowego, na sztywnej ramie zawieszonej na resorach piórowych i oparte na podzespołach ciężarówki Ford A, ale napędem był silnik przewożonego czołgu. TK, bądź TKS wjeżdżał na platformę, po czym rozpinano obydwie taśmy gąsienic i zakładano na koła napędowe łańcuchy, które przenoszą napęd do zdawczego mechanizmu różnicowego i dalej do mostu tylnej osi. Platforma samochodowa posiada w pełni skrętne koła przednie, kompletne oświetlenie oraz układ hamulcowy. Zmiana kierunku jazdy platformy samochodowej w czasie przejazdu odbywa się za pomocą mechanizmów skrętnych czołgu. W konieczności jazdy transportera w zbyt ciężkim terenie, operację odwracano i to TK/TKS holował kołowy transporter, przy czym do kierowania nią dowódca wozu wykorzystywał na czas takiego holowania, składaną kolumnę kierowniczą.

– Czołgi TK/TKS włączano również w skład pociągów pancernych, wykorzystując do tego specjalistyczne podwozie szynowe, umożliwiające także samodzielną jazdę po szynach.. Konstrukcję prowadnicy szynowej wyposażono w specjalne siłowniki hydrauliczne, umożliwiały one swobodne opuszczenie przez czołg podwozia, bez opuszczania wozu przez jego załogę. Na napęd po szynach wykorzystywano gąsienice czołgu. W celu zapewnienia odpowiedniej prędkości poruszania się podwozia szynowego, łączono je w pary przeciwstawne do siebie. W ten sposób umożliwiało to jazdę z taką samą prędkością do przodu, jak i do tyłu. Zestaw takich drezyn napędzany był tylko przez jeden czołg, a drugi za pomocą siłowników pozostawał podniesiony w górę. Jazda do tyłu pojedynczego podwozia szynowego wynoszącego tylko 5 km/h. Mogło być to przyczyną poważnych strat, więc sama konstrukcja była przemyślana – posiadała specjalną obrotową platformę, która umożliwiała obrót wozu o 180 stopni w osi zestawu.. Oczywiście taką możliwość obrotu wozu można było wykorzystać do odparcia ataku sił przeciwnika z flanki zestawu. Utworzenie takiego zestawu szynowego załodze wozu TK zajmowało nie więcej niż 2 minuty czasu. Podwozie nazwano jako „autotransport szynowy”. Takie podwozia szynowe można było doczepiać do siebie, pociągów pancernych oraz innych zestawów szynowych, które były specjalnie skonstruowane dla czołgów lekkich Renault FT-17.

Jednakże rozwój w Polsce czołgów (wszystkich typów) oraz środków, które miały ułatwić ich transport jednak byłby o wiele bardziej dynamiczny, ponieważ jednym z czynników, które wyhamowywały ich rozwój był fakt bardzo częstych zmian na stanowisku szefa Dowództwa Broni Pancernej oraz dopiero tworzenie spójnego poglądu co do ich przyszłego wykorzystania. W efekcie na czele dowództwa stali odpowiednio, niezwiązani w żadnym stopniu z bronią pancerną wyżsi oficerowie: saper, kawalerzysta, piechur i artylerzysta, których poglądy często bardzo się różniły.

Służba przed wybuchem wojny

W historii funkcjonowania czołgów rozpoznawczych TKS w oddziałach broni pancernej Wojska Polskiego, wyodrębnić można kilka równorzędnych wątków, wśród których do kluczowych należą dalsze prace badawcze nad omawianą konstrukcją próby modernizacji uzbrojenia, studia nad efektywnością bojowego wykorzystania czołgów rozpoznawczych na swoim wyposażeniu czołgi TKS, wymienione zagadnienia z racji swojej obszerności to już faktycznie bardzo odrębne pole badawcze, gdzie nadal do wyjaśnienia pozostaje wiele niejasności. Korzystając z odrębnych materiałów można w ogólnym zarysie przedstawić przedstawić dostępną nam wiedzę, które mogą uzupełnić historię polskich czołgów rozpoznawczych.

Kierowanie do Państwowego Zakładu Inżynierii kolejnych zleceń dotyczących czołgów lekkich, nie oznaczało zakończenia wszelkich prac związanych z czołgami rozpoznawczymi. Między 26 czerwca, a 18 lipca 1935 roku BBTechBrPanc zorganizował coroczny rajd doświadczalny dla produkowanego właśnie w PZInż. Sprzętu wojskowego, skrótowo określany jako „Lato 1935”. Połowa lat trzydziestych to okres całkowitej dominacji czołgów rodziny TK w Wojsku Polskim, co znalazło również pełne odzwierciedlenie w liście uczestników testowanego przemarszu. Poza utworzonym dopiero czołgiem lekkim 7 TP „Smok”, w kolumnie rajdu odnajdujemy również aż pięć czołgów rozpoznawczych, z czego trzy czołgi rozpoznawcze TKS, każdy w nieco innej wersji:

  • Czołg rozpoznawczy TKS, z numerem rejestracyjnym 1585 z zamontowanym silnikiem Fiat 122BC (nr 130063), z tulejami azotowymi (nitrowanymi) i zamontowanym aparatem zapłonowym Vertex.

  • Czołg rozpoznawczy TKS o numerze rejestracyjnym 1514 z pierwsze partii liczącej 100 sztuk wozów zamówionych w Państwowym Zakładzie Inżynierii, próbnie z zamontowanym silnikiem Fiat 122BC (nr 130057).

  • Czołg orzpoznawczy TKS o numerze rejestracyjnym 1517, także z pierwszej partii 100 wozów zamówionych w PZInż., który posiadał zamontowany wówczas silnik Fiat 122AC (nr 120058), produkcji PZInż.

Niestety w trakcie trwania owego rajdu we wszystkich trzech maszynach szybko odnotowano usterki techniczne, ale nie seryjnie produkowanych maszyn. Mimo licznych raportów i wniosków dotyczących ulepszeń załogi badanych wozów zgłaszane były: awarie instalacji elektrycznej, gotowanie wody w chłodnicach, zatarcia hamulców czy niebezpieczne rozszczelnienia zbiorników paliwa. Pewną odmiennością charakteryzował się protokół spisany już po ukończeniu studiów drogowych z początku lata 1935 roku. Parametry wszystkich czołgów rozpoznawczych poddano łącznej analizie, nie wyodrębniając wzorem wcześniejszych dokumentów rajdowych każdej z testowanych maszyn.

Polskie czołgi rozpoznawcze z 10. Brygady Kawalerii tuż przed przekroczeniem granicy Węgierskiej, na pierwszym planie dwa wozy TK-3, następnie wozy TKS z najcięższym uzbrojeniem

Pierwszym wnioskiem z rajdu było uznanie prymatu czołgu rozpoznawczego TKS z zamontowanym silnikiem Polski Fiat 122 BC jako najlepszego z badanych wozów. Być może wskutek tego powstało niepoprawne i szczęśliwie rzadko dziś wykorzystywano określenie jako TKS wz. 35. Miało to pozwolić na odróżnienie finalnej wersji od wcześniej powstałych wariantów, jednak jest ono całkowicie niepoprawne. Jednocześnie silnik Polski Fiat 122 BC zdeklasował swoich rywali, ponieważ na całej trasie rajdu liczącego 1700 km nie odnotowano ani jednej poważniejszej awarii.

Nakazano jednak przeprowadzić małe, drobne modyfikacje, z czego najważniejszą jest wymiana chłodnicy wraz z wentylatorem (KT-SS oraz TK-45) oraz zastosowanie kolejnych elementów oprzyrządowania silników polskiej produkcji – filtru powietrza.

Można też przedstawić przetestowanie blach pancernych, które standardowo były używane w czołgach rozpoznawczych TKS. 20 1934 roku maja dokonało przeglądu blach znajdujących się w Państwowych Zakładach Inżynieryjnych, gdzie oznakowano 6 blach pękniętych, przy czym wszystkie powstałe uszkodzenia swój początek brały od podlegającej szlifowaniu krawędzi. Część elementów odesłano do Instytutu Metaloznawstwa i Metalurgii w Warszawie, pozostałe przekazano producentowi celem bezpłatnej wymiany w ramach udzielnej gwarancji. Jako przyczynę przedstawiciele wojska wskazywali na nieumiejętność szlifowania przez hutę krawędzi w czasie ostatecznego wykańczania płyt pancernych. 25 maja zgodnie z otrzymanym poleceniem, przedstawiciel Wojskowego Nadzoru Technicznego z Czechowicach meldował, że w partii blach pancernych do czołgów TKS przyjętych w Hucie Baildon w marcu stwierdził 6 pękniętych płyt pancernych. Zwołana dla zbadania całej sprawy komisja po przejrzeniu magazynu fabryki, gdzie znajdowały się inne blachy pancerne wytwarzanych dla Wojska Polskiego, w ramach tej samej partii było dalsze 7 blach niepełnowartościowych. W swoim meldunku Kierownik WNT kapitana Miazga stwierdzał, że omawiane zjawisko nie jest kwestią przypadku i dla jego pełniejszego zbadania należy zwołać odpowiednią komisję złożoną z specjalistów.

Na początku czerwca próbom ostrzału poddano łącznie 13 sztuk popękanych blach pancernych o grubości 8 oraz 10 mm dla czołgów TKS, pochodzących z Huty Baildon. Zachowanie się elementów w czasie trwania ostrzału dało dobre wyniki, pomimo wystrzelenia do każdej z płyt, gdzie oddano po kilkanaście strzałów. Same pęknięcia nie postępowały dalej. W celu porównania jakości płyt, w celu przetestowania, użyto dwóch płyt pancernych, które zostały dobrze wykonane, całościowo nawęglone. Ponadto sama komisja obecna na przeprowadzonych próbach na krawędziach nastąpiło na skutek ich wadliwego szlifowania, na co zwrócono uwagę hucie.

Kolejnym ważnym punktem jest zapewnienie czołgom odpowiedniej łączności. Wobec braku miejsca w czołgach rozpoznawczych TKS w Wojsku Polskim, było zapewnienie łączności w ramach pododdziałów, szybko zrezygnowano z wyposażenia wozów w radiostacje, z powodu panujących w nich ciasnoty – wyjątek stanowiły tutaj czołgi rozpoznawcze, które znalazły się w składzie pociągów pancernych, oczekując prostszego i tańszego rozwiązania. Oczywiście najrozsądniejszym rozwiązaniem jest chorągiewka sygnalizacyjna, którą podczas jazdy/walki trzeba było wynieść ponad czołg i nadać odpowiednią komendę. Ten bardzo prosty zestaw ograniczał się w zasadzie do różnobarwnych, trójkątnych kawałków materiałów, które rozpinano na sprężystych ramionach z drutu po ich wystawieniu na zewnątrz pojazdu. Zgodnie z rozkazem Dowódcy Broni Pancernej z 15 kwietnia 1935 roku oraz w następującego z rozkazu wytycznych, niemal rok później, bo 21 kwietnia 1936 roku, BBTechBrPanc, przystąpiło do opracowania projektu sygnalizacji pomysłu kapitana Mieczysława Słupskiego. Prace te miano wykonać na całym sprzęcie pancernym, który znajdował się w zasobach Wojska Polskiego, co w przypadku czołgów rozpoznawczych, oznaczało wykonanie przeróbek w górnych płytach stropu kałuba, w komorach strzelców. Oczywiście takie rozwiązanie wydaje się najprostsze, ale jak wykazano podczas badań, podczas trwania manewru, czołgi wbijały kurz w powietrze, co często mocno utrudniało widoczność do chorągiewki Słupskiego, także widok przez wizjery, mimo że lepszy niż w czołgach TKS, to jednak często było trudno widoczne, zwłaszcza, że tłumik z tyłu wozu mocno utrudniał sam widok, jednak samego problemu nie rozwiązanego do samego końca wojny, choć peryskop odwracalny wz. 34 mocno ułatwiał sam widok.

Zakończenie dostaw czołgów rozpoznawczych TK-3 i przybierająca na dynamice produkcja ulepszonych czołgów rozpoznawczych TKS skutkowała podjęciem prac nad nowym przyporządkowaniem i geograficznym rozmieszczeniem maszyn. Z oczywistych powodów priorytet w tym względzie otrzymał odcinek wschodni, gdyż z nim wiązano największe obawy jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i przygotowanie Wojska Polskiego do ewentualnych działań obronnych. Jeszcze w sierpniu 1934 roku w I Oddziale SG, w którym Szef Departamentu Technicznego, zwrócił się z prośbą do kierującego SG o zatwierdzenie rozdziału maszyn oraz taboru towarzyszącego, który został zakupiony w roku budżetowym 1933/1934. Mając na uwadze względy szkoleniowe i magazynowe, zaproponowano aby do 1., 3., 4., 5. 6. Batalionu Pancernego, gdzie zamierzano skierować po sześć czołgów TKS. 12 czerwca 1934 roku Szef Sztabu zameldował, że w związku z rozkazem wykonawczym o wprowadzenie w życie organizacji formacji pancernych i samochodowych na stopie pokojowej, która przedstawia podział wszystkich zakupionych w ramach budżetu 1933/1934 czołgów TK-3 i TKS, wraz z odpowiednim taborem kompanijnym:

  • Czołgi rozpoznawcze TK-3, łącznie 300 maszyn, z czego 185 z kredytu rezerwy zaopatrzenia i 115 wozów z budżetu wojskowego – normalnego.

  • Czołgi rozpoznawcze TKS z pancerzem stalowym – cementowanym, łącznie 82 maszyny z czego 44 wozy w ramach kredytu rezerwy zaopatrzenia i 38 czołgów z budżetu wojskowego – normalnego.

  • Czołg rozpoznawczy TKS z pancerzem „żelaznym” (wykonanym z blach kotłowych), 20 wozów z budżetu wojskowego – normalnego.

  • Tabor towarzyszący kompanii czołgów rozpoznawczych TK – 16 egzemplarzy.

W pierwszej fazie organizacji, rozporządzano głównie czołgami TK-3, a zdeponowanie łącznie 44 wozów rodziny TKS, planowano tylko gdy zostaną one przekazane armii w ramach umowy o numerze 20/33-34. Pierwsze maszyny miały trafić na wyposażenie 4., 5. i 6. Batalionu Pancernego i Samodzielnym Kompaniom Pancernym (Brześć nad Bugiem, Kraków, Lwów), dla każdej z jednostek po 6 sztuk z IV Kwartału 1934 roku. Co Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej skierowane miały być wszystkie wozy tzw. „żelazne”, a do Warszawy miały trafić osiem wozów TKS. Co bardzo ciekawe pod koniec meldunku nadanego przez Szefa Departamentu Technicznego, podpułkownik Władysław Spałek, który stwierdzał, że w planie realizacji budżetu na rok 1934/1935 gdzie przewidziano zakup 86 czołgów TKS w ramach rezerwy zaopatrzenia. Ostatniego dnia października 1936 roku Zastępca Dowódcy Broni Pancernej, podpułkownik dyplomowany inżynier Stanisław Kopański, przesłał do Szefa I Oddziału SG wykaz ilościowy do wystawienia na wypadek „mobilizacyjny”, obliczono w dwóch wariantach: na 1 kwietnia 1936 roku i 1937 roku. W pierwszej konfiguracji była mowa o sześciu kompaniach czołgów rozpoznawczych (łącznie 114 maszyn), co miało pozwolić na utworzenie rezerwy w postaci 30 czołgów. Dalsze 14 maszyn seryjnych i już 20 maszyn „żelaznych” miało być wykorzystywane przez jednostki zapasowe, a kolejnych 6 maszyn seryjnych Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej. Rok później była mowa o kompaniach (152 maszyny) z rezerwą na poziomie 40 czołgów (stała wartość 27%) oraz 16 seryjnych i 20 wozów „żelaznych” TKS w jednostkach zapasowych oraz w Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej. W końcowej konfiguracji przewidzianej dla pokojowej organizacji broni pancernej, czołgi rozpoznawcze TKS, które trafiły na wyposażenie batalionów pancernych, ulokowanych w wschodniej części II Rzeczypospolitej. Początkowo były to: Żurawica, Lwów oraz Modlin. Ukończenie produkcji seryjnej spowodowało, że w ramach pokojowej organizacji gąsienicowej sprzęt rozpoznawczy znalazł się ostatecznie w Żurawicy (2. Batalion Pancerny – 45 czołgów TKS), w Lwowie (6. Batalion Pancerny – 28 czołgów TKS), w Grodnie (7. Batalion Pancerny – 24 czołgi TKS), w Łucku (12. Batalion Pancerny – 25 czołgów TKS) oraz w Modlinie (Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej – 26 czołgów TKS, z czego 20 maszyn tzw. „żelaznych”). Ostatecznie liczba maszyn w każdym z wskazanych garnizonów była bardzo odmienna i zależała przede wszystkim od ilości i posiadanej struktury tworzących w garnizonie jednostki – kompanii czołgów rozpoznawczych i szwadronów pancernych. Dostępne w ramach organizacji pokojowej rozpoznawcze czołgi to zaledwie około 40% całego potencjału. Pozostałe 60% czołgów rozpoznawczych TKS wciągnięto do ewidencji jako zapas mobilizacyjny dla tworzonych na okres wojny dodatkowych jednostek pancernych.

Czołg TKS służy jako napęd makiety czołgu średniego T-34 w celach szkoleniowych, w metodach do ich niszczenia

Pomimo różnic zdań wśród najwyższych przedstawicieli wojskowej administracji można dziś stwierdzić, że stan czołgów rozpoznawczych w połowie 1939 roku przynajmniej w części klasyfikowano jako sprzęt mocno zużyty – kategoria „C” lub nawet poza tą klasą. Oczywiście wiadomo, że w gorszym stanie były czołgi rozpoznawcze TK-3, jednak pierwsze wyprodukowane czołgi TKS, z pierwszego zamówienia także często znajdowały się niemal na granicach swoich resursów i należało się liczyć z koniecznością ich kierowania do napraw głównych. Jak się miało okazać głównym ratunkiem dla dużej części czołgów rozpoznawczych była właśnie koncepcja przezbrojenia w najcięższy karabin maszynowy FK-A wz. 38 kalibru 20 mm, co miało przedłużyć okres ich funkcjonowania w armii o kilka lat. Jak wiemy nie udało się to wykonać w większej ilości przed wybuchem 1 września 1939 roku wojny z III Rzeszą Niemiecką.

Sprawdzian 1939 roku

We wrześniu 1939 roku następujące oddziały pancerne i motorowe Wojska Polskiego dysponowały tankietkami TKS:

21. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

31. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

32. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

33. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

61. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

62. Dywizjon Pancerny – 13 tankietek TKS

11. Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS (w tym 4 szt. z działkiem 20 mm.)

31. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS

32. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS

61. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS

62. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS

63. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych – 13 tankietek TKS

Szwadron Czołgów Rozpoznawczych Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej – 13 tankietek TKS (w tym 4 szt. z działkiem 20 mm).

Raport sporządzony na rozkaz generała Stanisława Kozickiego, dziś znamy liczbę i stan posiadanego sprzętu pancernego, w tym czołgów TKS, które znajdowały się na stanie Wojska Polskiego 1 lipca 1939 roku. Dokument ten zawiera pewne przekładania, bowiem w ogólnej puli wliczona jest partia pierwszych 20 egzemplarzy o pancerzu stalowym (blachy kotłowe), nie jest do końca wyjaśniony przyjęty w raporcie sposób kalkulacji czołgów przeznaczonych do przezbrojenia w najcięższe karabiny maszynowe, kiedy w momencie tworzenia raportu żaden z wozów nie był jeszcze przebudowany). We wszystkich jednostkach pancernych znajdowało się ogółem 281 czołgów rozpoznawczych omawianego typu, przy czym pod względem liczebności wyraźnie różniły się one między sobą. Dlatego też należy przypomnieć podział sprzętu bojowego występujący w Wojsku Polskim, tutaj sprzęcie pancernym czołgów TKS:

  • Klasa A to maszyny z zapasem resursu większym lub równym 90%, stanowiące w większości przypadków materiał często nowy lub krótko eksploatowany i utrzymywane jako zapas mobilizacyjny dla polskich pododdziałów.

  • Klasa B, to maszyny pancerne z zapasem resursu pomiędzy 50%, a 90%, znajdujące się w użyciu, ale gwarantujące sprawność w warunkach bojowych jako materiał ćwiczebny, zwalniany z tego użytkowania na czas określony np. podczas większych ćwiczeń oraz dodatkowy materiał mobilizacyjny.

  • Klasa C, to maszyny posiadające zapas resursu w skali od 20% do 50%, nie posiadające już żadnej gwarancji sprawności w warunkach wojennych. Maszyny z tej grupy traktowano jako sprzęt używany do bieżącej pracy wyszkoleniowej, w tym kształcenia na kierowców i techników maszyn.

Najwięcej czołgów się znajdowało w 7. Batalionie Pancernym, który stacjonował w Grodnie oraz w Wilnie, gdzie został rozlokowany jeden z szwadronów, następnie w 6. Batalionie Pancernym w Lwowie oraz w 12. Batalionie Pancernym w Łucku. Ten ostatni przed wybuchem wojny oddał jednak do Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej, znaczną cześć swoich czołgów rozpoznawczych, który miał się przygotować do przezbrojenia na francuskie czołgi lekkie Renault R35, świeżo przybyłych do naszego kraju. Miejsce łuckiego batalionu zajął więc modliński ośrodek, który i tak posiadał na swoim stanie 30 maszyn TKS, z czego połowa była klasy C. Patrząc tak ogółem liczba 125 egzemplarzy wozów TKS (44,5% klasyfikowano latem 1939 roku do klasy A, 97 maszyn (daje to około 34,5%) do grupy B i aż 59 maszyn, które odpowiadały kategorii C. Łatwo więc do 80% czołgów rozpoznawczych TKS nadawało się w pełni do wykorzystania bojowego, a tylko po co piątej można było spodziewać się znacznie częstszych awarii.

Eksponat muzealny – Warszawa, Muzeum Polskiej Techniki Militarnej

Powstająca replika czołg rozpoznawczego TKS z nkm FK-A wz. 38. Pojazd ma być w pełni zdolny technicznie (stan na 7 września 2019 roku). Warszawa, Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej

Na wojnę z Niemcami czołgi rozpoznawcze TKS, podobnie jak wersja TK-3/TKF, wyszły w ramach dwóch wariantów organizacji broni pancernej. Pierwsze z nich były: Samodzielne Kompanie Czołgów Rozpoznawczych w skład, których wchodziły dwa plutony, każdy liczacy 6 maszyn, czołg dowódcy kompanii wraz z pocztem oraz dwa patrole reparacyjne i samochód z radiostacją. Łącznie, wliczając pluton techniczny-gospodarczy w samodzielnej kompanii czołgów rozpoznawczych znajdowało się: 13 czołgów rozpoznawczych TKS, 5 samochodów ciężarowych Polski Fiat 621L, 1 samochód terenowy Polski Fiat 508 III „łazik”, 2 terenowe samochody osobowe Polski Fiat 508/518 z radiostacją lub starsze modele 508, dwa samochody półciężarowe Polski Fiat 508 Furgon (półciężarówka o ładowności do 300 kg), 1 samochód sanitarny, 1 samochód-warsztatowy, 1 samochód-cysterna oraz 5 motokoszy CWS M-111. Obsadę personalną stanowiło: 4 oficerów, 34 podoficerów i 53 szeregowych. Nietrudno się domyślić, że omawiane jednostki wystawiane były w ramach mobilizacji przez bataliony pancerne posiadające garnizony we wschodniej części II Rzeczypospolitej:

  • 7. Batalion Pancerny z Grodna wystawił 31. i 32. Samodzielne Kompanie Czołgów Rozpoznawczych odpowiednio dla armii „Poznań” i „łódź”.

  • 6. Batalion Pancerny ze Lwowa, który wystawił 61., 62. i 63. Samodzielne Kompanie Czołgów Rozpoznawczych, z czego pierwszą skierowano do Armii „Kraków”, a w dalsze dwie trafiły w skład Armii „Modlin”.

  • 11. Batalion Pancerny, działający w ramach Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej w Modlinie, wystawił ponadto 11. Samodzielną kompanię Czołgów Rozpoznawczych, przeznaczoną dla Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej.

  • 2. Batalion Pancerny z Żurawicy sformował 101. Samodzielną Kompanię Czołgów Rozpoznawczych, przeznaczoną dla 10. Brygady Kawalerii (Zmotoryzowanej).

Drugi typ jednostek to szwadrony czołgów rozpoznawczych, dywizjonów pancernych działające w ramach Brygad Kawalerii oraz Oddziałów Motorowych tzw. OM, czyli np. 10. Brygady Kawalerii oraz Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. Ich skład był jednak niż omawianych wcześniej pododdziałów, choć utrzymano ogólną dwuplutonową strukturę: 13 czołgów rozpoznawczych TK, 1 terenowych samochód osobowy Polski Fiat 508 III „Łazik”, 2 samochody ciężarowe Polski Fiat 621L, 2 samochody ciężarowe przeznaczone do przewozu czołgów rozpoznawczych typu Polski Fiat 621 lub Ursus A, 1 przyczepka benzynowa, 2 przyczepki towarzyszące w patrolach reparacyjnych, 1 przyczepka kuchnia polowa oraz 3 motokosze CWS M-111. Obsadę personalną stanowiło: 3 oficerów, 22 podoficerów i 31 szeregowych. Wśród dywizjonowych szwadronów czołgów rozpoznawczych wymienić możemy:

  • Dla Dywizjonu Rozpoznawczego 10. Brygady Kawalerii (Zmotoryzowanej), sformowaną przez 2. Batalion Pancerny z Żurawicy (Armia „Kraków”)

  • Dla Dywizjonu Rozpoznawczego Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej z Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej z Modlina (Armia „Lublin”)

  • 7. Batalion Pancerny z Grodna wystawił 31., 32. oraz 33. Szwadron Czołgów Rozpoznawczych, przy czym dwa pierwsze trafiły do stanu Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”, a trzeci do Armii „Prusy”.

  • 6. Batalion Pancerny ze Lwowa wystawił 61. i 62. Szwadron Czołgów Rozpoznawczych, przekazanych w stan Armii „Łódź”.

  • 11. Batalion Pancerny z łucka sformował 21. Szwadron Czołgów Rozpoznawczych Armii „Łódź”.

Łącznie na wojnę wyruszyło 15 kompanii/szwadronów czołgów rozpoznawczych TKS w ramach których znajdowało się 195 egzemplarzy wozów TKS. Nie można tutaj zapominać również 1. i 2. Dywizjonie Pociągów Pancernych z Jabłonnej i Niepołomic, które w swoim parku maszynowym posiadały na na stanie 6 i 12 czołgów rozpoznawczych TKS, w większości w bardzo dobrym stanie technicznym. Warto tutaj wspomnieć, że koszt wystawienia jednej samodzielnej kompanii czołgów rozpoznawczych wynosiło około 980 tysięcy zł, a mniej licznego jeżeli chodzi o sprzęt motorowy szwadronu czołgów rozpoznawczych na około 835 tysięcy zł. Budowa garaży, koszar, zbiorników paliwowych dla jednej kompanii kalkulowana była na 185 tysięcy zł. Sformowanie i wyposażenie każdego nowego plutonu czołgów rozpoznawczych TKS wiązało się z nakładami finansowymi rzędu 350 tysięcy zł. Niestety efektywność kompanii/szwadronów posiadających czołgi rozpoznawcze TKS została dodatkowo pomniejszona przez nieodpowiednią dla nich strukturę. Przez szereg lat wykazano bowiem, że najlepsza formą organizacyjną była jednostka posiadająca trzy plutony, każdy najlepiej z sześcioma czołgami na stanie. W okresie pokojowym kompanii czołgów rozpoznawczych ograniczono właśnie według tego schematu, ograniczając liczbę czołgów w plutonie do trzech maszyn oraz redukując część posiadanych służb. Wybuch wojny oraz masowa mobilizacja wprowadziły jednak znacznie mniej korzystny, dwuplutonowy schemat, gdzie w ramach jednego plutonu – czołg dowódcy plutonu, czołg zastępczy dowódcy plutonu oraz dwa półplutony, każdy posiadający po dwa wozy. Na długo zanim czołgi rozpoznawcze wyszły na front, przygotowano kalkulacje mające określić poziom możliwych strat wynikających zarówno z usterek technicznych, jak i działań ściśle bojowych.

Czołgi TKS, które zostały zakupione przez Estonię

Działania bojowe jednostek broni pancernych wyposażonych w czołgi rozpoznawcze TKS, pozostają nadal płaszczyzną do badań dla historyków wojskowości. W ogólnym zarysie losy wszystkich kompanii/szwadronów są znane, choć w wielu przypadkach trudno, a nawet bardzo trudno jednoznacznie się wypowiedzieć się na temat wielkości i czasu strat czy faktycznego dalszego losu sprzętu pancernego, który został utracony w toczących się walkach, pozostawionych na skutek pojawiania się poważniejszych awarii technicznych, czy braku paliwa, porzuconych w czasie trwania odwrotu lub powstałej poprzez działania przeciwnika dezorganizacji jednostki. Niestety straty naszego sprzętu pancernego, zwłaszcza czołgów rozpoznawczych, a to z powodu działań sił przeciwnika, nie będąc wozami przygotowanymi do tego celu – były prowadzone do działań ofensywnych lub kontrofensywnych, nierzadko bez odpowiedniego wsparcia własnych oddziałów piechoty/kawalerii. Niestety panująca sytuacja frontowa powodowała, że dowódcy pancernych kompanii/szwadronów czy większych jednostek bojowych nie dawało żadnej innej alternatywy, niż udział przecież słabo uzbrojonych czołgów rozpoznawczych TK-3/TKF czy opisywanego „bohatera” TKS do działań bojowych, które bardziej odpowiadały działaniom czołgów lekkich, albo jeszcze bardziej czołgów średnich. Takich przykładów niezgodnego z zapisami oficjalnego regulaminu wykorzystania czołgów rozpoznawczych można podać niestety bardzo dużo:

  • 32. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych ze składu Armii „Łódź” zaraz po przybyciu w rejon walk została skierowana do bezpośredniego wsparcia 10. Dywizji Piechoty oraz 1. Pułku Kawalerii KOP (Korpusu Ochrony Pogranicza). Piątego dnia września 1939 roku oddział dostał się niespodziewanie pod silny ogień niemieckich armat przeciwpancernych, w trakcie którego ranny został dowódca kompanii kapitan Florian Kazimierczak. Niedługo później jednostka ta wsparła w natarciu kawalerzystów z KOP i tylko w trakcie trwania realizacji tego zadania stracił wskutek ognia nieprzyjacielskiego bezpowrotnie cały II pluto, czyli sześć czołgów. Trzy dni później 32. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych walczyła z oddziałem z niemieckiej 24. Dywizji Piechoty, tracąc kolejne pięć wozów.

  • 61. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych ze składu Armii „Kraków” dowodzonej przez kapitana Władysława Czaplińskiego wspiera w rejon Mszany Dolnej 1. Pułk KOP, który z kolei pozostanie w pełnej styczności ze zmotoryzowaną 10. Brygadą Kawalerii, dowodzonej przez pułkownika Stanisława Maczka. Pod koniec drugiego tygodnia walk, 14 września jednostka ta wsparła oddziały Grupy Operacyjnej „Boruta”, starając się przebić i uzyskać przejście do Lwowa. W tracie walk toczących się o miejscowość Ułazów 61. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych straciła na skutek ognia przeciwnika w zależności od danych 3 lub nawet 5 czołgów rozpoznawczych TKS.

  • 11. Samodzielna Kompania Czołgów Rozpoznawczych ze składu Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej z Armii „Lublin”, po serii uciążliwych przemarszów, dotarła do rejonu Tomaszowa Lubelskiego, na który miał wraz z siłami Brygady przypuścić atak wychodzący z rejonu wsi Zielone. W jednym tylko natarciu jednostka utraciła kilka (w zależności od danych 4-6) czołgów rozpoznawczych, co kolejny raz dowodzi, że wykorzystanie czołgów rozpoznawczych z czołgowym pancerzem o grubości 10 mm do ataków na umocnione pozycje bojowe nieprzyjaciela na umocnionego przeciwnika wiązało się jednoznacznie z wyraźnymi stratami wśród sprzętu i załóg. Major Stefan Majewski, dowódca 11. Dywizjonu Pancernego oraz późniejszy dowódca zgrupowania broni pancernej stwierdzał, że w trakcie bitwy o Tomaszów straty były bardzo wysokie i już w pierwszych godzinach natarcia, wyniosły nawet nawet od 40% do 50% utraconego lub poważnie uszkodzonego sprzętu pancernego.

  • Szwadron czołgów rozpoznawczych z 21. Dywizjonu Pancernego, dowodzonego przez porucznika Leszka Kozioradzkiego, wziął udział w sławnej dzisiaj bitwie pod wsią Mokra III, wspólnie ze wszystkimi trzema pułkami kawalerii oraz dywizjonem artylerii konnej Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Drugiego dnia walk, czołgi rozpoznawcze osłaniające ułanów, toczyły walki z pododdziałami z niemieckiej 4. Dywizji Pancernej. W tym nierównym boju polscy pancerniacy zdołali osiągnąć niewielki, lokalny sukces taktyczny, jednak za cenę utraty w boju 4 czołgów rozpoznawczych TKS. Warto tutaj odnotować znakomite wykorzystanie przez polskich pancerniaków zalet wozów TKS, takich jak spora ruchliwość w terenie, niewielką wysokość wozów, co znacząco ułatwiało ukrycie maszyn w terenie. Wówczas naprzeciwko wozom, które były uzbrojone w ciężkie karabiny maszynowe Hotchkiss wz. 25 kalibru 7,92 mm, do walki stanęły czołgi lekkie Panzerkampfwagen II, które były uzbrojone w działka automatyczne 2 cm KwK 30 L/55 (kaliber 20 mm), a mimo to Niemcom nie udało się wówczas osiągnąć sukces, mimo posiadanej przewagi w jakości sprzętu pancernego.

  • Szwadron czołgów rozpoznawczych ze składu 33. Dywizjonu Pancernego, dowodzony przez porucznika Wiktora Szyksznela, również bierze udział w natarciu na Tomaszów Lubelski, osłaniając północne skrzydło atakujących sił polskich. W trakcie trwania zmagań o kluczowe dla przebijających się sił polskich miasto, szwadron czołgów utracił wszystkie posiadane wozu bądź to na skutek ognia nieprzyjacielskiego, bądź to z usterek technicznych i braków materiałów pędnych.

  • Szwadron czołgów rozpoznawczych, ze składu 61. Dywizjonu Pancernego, dowodzonego przez porucznika Tadeusza Dziurzyńskiego, po wcześniejszych udanych bojach spotkaniowych z niemieckimi samochodami pancernymi. Później współdziałając z oddziałami 1. Dywizji Piechoty, dywizjon pancerny wsparł przeciwnatarcie pod wsią Falków, który natrafił jednak na dobrze przygotowaną niemiecką obronę przeciwpancerną i podczas tej akcji na pewno utracono w walce cztery czołgi rozpoznawcze TKS.

Za najbardziej znany epilog walk z udziałem czołgów rozpoznawczych TKS w trakcie kampanii września 1939 roku, kiedy bój stoczył wóz TKS, który był uzbrojony w najcięższy karabin maszynowy FK-A kalibru 20 mm, który pochodził z 71. Dywizjonu Pancernego (9 czołgów TK-3 oraz 4 czołgi TKS uzbrojone w FK-A wz. 38). Mowa tutaj o walkach toczonych 18 września 1939 roku, kiedy przebijając się w kierunku na Puszczę Kampinowską w kierunku stolicy – zgrupowanie kawalerii dowodzonej przez generała Romana Abrahama (Wielkopolska Brygada Kawalerii oraz Pomorska Brygada Kawalerii), osłaniane było właśnie przez opisywane czołgi rozpoznawcze. Tego dnia plutonowy podchorąży Orlik miał samodzielnie i bez strat własnych zniszczyć trzy niemieckie czołgi lekkie, pochodzące z 1. Dywizji Lekkiej, wraz z czołgiem dowódcy plutonu – księcia raciborskiego – podporucznika Wiktora IV Albrechta von Ratibor. Według danych z dostępnych publikacji był to niewielki oddział powracający już z przeprowadzonego rozpoznania i zaskoczony celnym ogniem prowadzonym przez Polaków. Ta wersja dziś mocno utrwalona, była oparta przez Janusza Magnuskiego, dziś o mocno niepotwierdzone informacje. Zaś prace powstałe na zachodzie opracowania temu często mocno zaprzeczają jednak zarówno przypisaniu całego sukcesu załodze jednego czołgu TKS z najcięższym karabinem maszynowym wz. 38 plutonowego podchorążego Orlika, które również podają inne nazwiska biorących w całej akcji dowódców wozów (plutonowy Stanisław łopatka, kapral Mieczysław Pachocki oraz Kapral Tritt). Ponadto w zasadzce miały też brać udział trzy czołgi ze zmodernizowanym uzbrojeniem. Ponadto w samej zasadzce miały brać udział trzy czołgi rozpoznawcze TKS z cięższym uzbrojeniem, a nie jeden wóz przypisywany Orlikowi wraz z dwoma czołgami TKS z ciężkimi karabinami maszynowymi. W swojej relacji z dnia kolejnego, rozszerzonej później obficie w literaturze popularno-naukowej, plutonowy podchorąży Orlik wskazywał również, że w walkach toczonych później, w rejonie Sierakowa, „samodzielnie” zniszczył aż 7 czołgów niemieckich ze składu Panzer-Regiment 11 oraz Panzer-Abteilung 65. Dziś nie licząc jego relacji, trudno jest w tym chaosie ówczesnych walk odwrotowych przyznać mu 100% rację. Ponieważ nie da się tego do końca zanegować lub do końca potwierdzić, to można uznać, że plutonowy podchorąży Orlik faktycznie dokonał tego i brał udział w zdarzeniach i liczba zgłoszonych przez niego zniszczonych niemieckich pojazdów pancernych jest prawdziwa, to można też powiedzieć, że w trakcie przebijania się w kierunku Warszawy miał on prawdziwe wojenne szczęście. Natomiast jeżeli było inaczej, to sam okazał się osobą „bardzo przedsiębiorczą”. Niezależnie jaka była prawda, to dziś on nosi „nieformalny” tytuł pierwszego asa pancernego II Wojny Światowej.

Poza przykładami często nieprzydatności czołgów rozpoznawczych w obliczu dobrze zorganizowanej obrony przeciwnika oraz często niemal filmowych wyczynów poszczególnych załóg czołgów w walkach z przeważającym liczebnie i jakościowo nieprzyjacielem, należy stanowczo zaznaczyć, że czołgi rozpoznawcze TKS często bardzo dobrze wywiązywały się z powierzonych im ról, o ile warunki ich działania odpowiadały charakterystykom opisywanego pojazdu pancernego. Wozy te mogły skutecznie prowadzić działania rozpoznawcze, często dostarczać kluczowe informacje o działaniu nieprzyjaciela, często wracając z udanych akcji rozbicia nieprzyjacielskich oddziałów rozpoznawczych. Niejednokrotnie udało się też zaangażować czołgi rozpoznawcze TKS do wsparcia własnych jednostek w trudnym terenie. Dla przykładu można tutaj wskazać zmagania toczone przez 61. Samodzielną Kompanię Czołgów Rozpoznawczych z 10. Brygady Kawalerii (zmotoryzowana) i 1. Brygady Górskiej koło Kasiny Wielkiej z niemiecką 3. Dywizją Górską czy chociaż by współdziałanie czołgów rozpoznawczych z 31. Dywizjonu Pancernego z 1. Pułkiem Ułanów, walcząc przeciwko niemieckiemu pułkowi SS „Deutschland”.

Służba za granicą

W 1935 sprzedano 6 wozów (1. Pluton Pancerny) do Estonii. Po zagarnięciu Estonii przez Związek Radziecki, egzemplarze te zostały przejęte przez Armię Czerwoną. Na wyposażeniu Armii Czerwonej znajdowały się także tankietki przejęte po agresji Związku Radzieckiego na Polskę w dniu 17 września 1939 roku. Zdobyte przez Niemców egzemplarze zostały przebudowane na ciągniki artyleryjskie lub sprzedane do Chorwacji, gdzie prawdopodobnie używała ich Redarstvena Straža. Część stosowana była przez wojska Luftwaffe do ochrony lotnisk, do działań przeciwpartyzanckich lub jako podwozia makiet ćwiczebnych. 7 sztuk TKS zostało wcielonych do węgierskiej armii po rozbrojeniu i internowaniu polskich żołnierzy.

Ocena wozów rodziny TK

Małe, lekkie czołgi rozpoznawcze rodziny TK z początkiem lat 30. XX wieku były sprzętem, który tak wcale nie odstawał zbytnio od konstrukcji używanych w innych krajach. Bazujące na tych samych rozwiązaniach wozy, czy maszyny produkowane na sprzedaży licencyjnej, oferowano na przykład w Czechach (P1B), Włoszech (rodzina wozów CV 33/35), Rosji (T-27) i innych państwach, nie tylko Europejskich. Czas jednak mijał i wozy rodziny TK przestawały odpowiadać realiom pola walki. Podjęte wszelkie, możliwe próby unowocześnienia tych maszyn, były tak naprawdę rozwiązaniem, jakie wymusiło bak funduszy na zakup nowszych maszyn, a i sama produkcja czołgów lekkich (7 TP), była bardzo powolna.

Dużymi wadami był brak radiostacji, ale tutaj są dwie przyczyny, brak większej ilości radiostacji i ciasnota panująca w wozie. Niekiedy problemem były tutaj także bardzo wąskie gąsienice, ale dotyczyło to wielu wozów produkowanych na świecie. Słabe opancerzenie, które wykazało, że czołgi TK-3 są mało odporne nawet na naboje przeciwpancerne karabinowe, używane przez piechotę, co wykazały ćwiczenia polowe. TKS był tylko pośrednim rozwiązaniem. Bardzo szybko za słabe okazało się główne uzbrojenie wozu, które stanowił karabin maszynowy wz. 25, a w wczesnych modelach wersji TKS był to ckm wz. 30. Gorączkowo rozpoczęto poszukiwanie idealnej broni, która wzmocniła by siłę ognia tych maszyn, co doprowadziło do zamontowania w kilkunastu czołgach TK nkm wz. 38. Pozwoliło to na znaczne wzmocnienie wartości bojowych tych maszyn, które teraz idealnie nadawały się do niszczenia większości czołgów państw sąsiadujących z Rzeczpospolitą Polską.

Jednak wydaje mi się, że największą wadą sił pancernych w Polsce była fakt nie do końca wypracowania odpowiednich założeń taktycznych i operacyjnych polskich związków pancernych. Tylko w bardzo niewielu przypadkach (najbardziej znany to oczywiście nasza słynna „Czarna Brygada”, jak ją Niemcy ochrzcili). Przez Polskę przewijało się kilka koncepcji użycia broni pancernej, a największy wpływ na nią miała koncepcja francuska, która nie okazała się najlepsza i doprowadziła tak naprawdę do dużego rozdrobnienia sił pancernych i zmechanizowanych. Jednak wraz z upływem czasu myślenie wielu oficerów Wojska Polskiego się zmieniało, rozpoczęto tworzenie dwóch „wielkich jednostek” pancerno-motorowych, a tutaj najlepszym przykładem jest oczywiście 10. Brygada Kawalerii (Zmotoryzowanej), ale w znacznej mierze jej sukces zawdzięczamy przecież jej dowódcy, który będąc człowiekiem „nowej ery”, rozumiał czym będzie nowoczesny konflikt (w dużym skrócie). Jednak nie należy zapominać o wszystkich żołnierzach walczących w wozach rodziny TK-3 i TKS, którzy znajdowali się w kompaniach przydzielanych dywizjom piechoty i brygadom kawalerii – ich heroizm w walce z znacznie silniejszym przeciwnikiem wyposażonym w liczbą broń pancerną oraz przeciwpancerną bardzo często walczyli do samego końca.

Typowa samodzielna kompania czołgów TK była samowystarczalna logistycznie i etat mobilizacyjny zapewniał: 13 czołgów rozpoznawczych TK/TKS w dwóch plutonach po pięć wozów jeden, dwa wozy zapasowe i jeden wóz dowódcy kompanii. Prócz czołgów rozpoznawczych, kompania ta dysponowała także: 13 samochodami ciężarowymi, samochodem warsztatowym, samochodem z radiostacją, samochodem z kuchnią polową, samochodem osobowym, siedmioma motocyklami, w tym cztery z wózkiem bocznym i dwoma przyczepkami. Uzbrojenie i wyposażenie dla etatu jednej kompanii czołgów rozpoznawczych (4 oficerów, 32 podoficerów, 55 szeregowych żołnierzy), stanowiło: 2 najcięższe karabiny maszynowe FK. Model A wz. 38, 11 ciężkich karabinów maszynowych, 54 karabiny piechoty, 3 rakietnice, 10 lornetek oraz 95 hełmów.

Podstawowe dane taktyczno-techniczne: TKS

  • Masa wozu: 2585 kg
  • Załoga wozu: dowódca-strzelec, mechanik-kierowca
  • Wymiary konstrukcji:
  • Długość całkowita – 2580 mm
  • Szerokość – 1796 mm
  • Wysokość – 1326 mm
  • Prześwit – 325 mm
  • Szerokość zastosowanych gąsienic stalowych – 170 mm
  • Rozstaw gąsienic – 1450 mm
  • Uzbrojenie wozu: jeden ciężki karabin maszynowy 7,92 mm Hotchkiss wz. 25 lub w niewielkiej partii czołgów jako uzbrojenie został zastosowany polski najcięższy karabin maszynowy FK-A wz. 38 kalibru 20 mm, w części czołgów jako zapasowy jeden ręczny karabin maszynowy Browning wz. 28 kalibru 7,92 mm, z zapasem amunicji 1920-2000 naboi (16 skrzynek po 120 naboi w taśmach półsztywnych, zapasowe magazynki do ręcznego karabinu maszynowego wz. 28 Browning), dwa pistolety samopowtarzalne 9 mm VIS wz. 35, 2,5 kg materiałów saperskich
  • Opancerzenie wozu: z płyt walcowanych ulepszanych; 6-10 mm przód i tył, 8 mm boki, góra 3-5 mm, dno 4 mm, późniejsza produkcja seryjna; boki i tył 8-10 mm, góra 3 mm, dno 4 mm
  • Zastosowany napęd: silnik Polski Fiat 122AC, gaźnikowy, 4-suwowy, rzędowy, 6-cylindrowy, chłodzony cieczą, pojemność 2516 cm3, o mocy 42 KM przy 2600 obr./min.. Od 83 czołgu seryjnego Polski Fiat 122BC, gaźnikowy, 4-suwowy, rzędowy, 6-cylindrowy, chłodzony cieczą, pojemność 2952 cm3 o mocy 46 KM przy 2600 obr./min.
  • Paliwo – benzyna, zbiornik o pojemności 60 litrów
  • Skrzynia biegów: Mechaniczna 4 biegi jazdy do przodu x 1 bieg wsteczny
  • Sprzęgło: Reduktor – Cierne
  • Osiągi wozu: moc jednostkowa 15 KM/t, prędkość maksymalna wozu wynosi 45 km/h po utwardzonej drodze, zasięg maksymalny na drodze do 180 km, natomiast w terenie do 110 km, nacisk jednostkowy na grunt wynosił 0,43 km/cm2

“Bitwa Wyrska 2023”, Wyry-Gostyń

Autor – zdjęcia i tekst: Dawid Kalka

Bibliografia

  1. https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:TKS
  2. Adam Jońca, Rajmund Szubański, Jan Tarczyński: Wrzesień 1939. Pojazdy Wojska Polskiego. Warszawa: Wydawnictwa Komunikacji i Łączności, 1990
  3. Adam Jońca: Tankietki TK-3 i TKS. T. 18. Edipresse Polska S.A., 2013, seria: Wielki Leksykon Uzbrojenia. Wrzesień 1939
  4. Janusz Magnuski: Karaluchy przeciw panzerom. Wyd. I. Warszawa: Pelta, 1995
  5. Militaria XX Wieku – nr 02(29)/2009, Czołgi rozpoznawcze TK
  6. Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Broni Pancernej
  7. Jędrzej Korbal, Czołg TKS i wyposażenie, Edipresse Polska S.A., 2019 – Tom 5, seria: Wielki Leksykon Uzbrojenia. Wydanie Specjalne
  8. Leszek Komuda, Norbert Bączyk, Nowa Technika Wojskowa, Numer Specjalny 6 (3/2009) – Broń Pancerna w II Wojnie Światowej (5), Niszczyciel Czołgów po polsku

14 czerwca 2020

Ostatnia aktualizacja 9 miesięcy

image_pdfimage_printDrukuj
Udostępnij:
Pin Share
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Jarek

W mojej ocenie brak (może nie zauważyłem) ceny pojazdu. Na pewno nie ma jej w “Podstawowe dane taktyczno-techniczne: TKS”.Jako całość to materiał jest bardzo dobry.
Pozdrawiam