Vickers E

Czołg lekki Vickers E (Mark E)

Eksponat

Przedstawiony odbudowywany pojazd w Muzeum Broni Pancernej powstała m.in.: rękami Pana Adama Rudnickiego oraz wielu innym ludziom, dzięki których ciężkiej pracy udało się zgromadzić 1/3 oryginalnego pancerza wozu. Jednak poszukiwanie kolejnych oryginalnych elementów musi wymagać czasu. Jak dotąd to co udało się uzyskać jest pokazywane od pewnego czasu właśnie Muzeum Broni Pancernej.

Czołg Vickers E typ A Wojska Polskiego w wersji dwuwieżowej (jeszcze bez polskich modyfikacji)

Historia konstrukcji

Czołgami, które były produkowane przez angielskie zakłady Vickers-Armstrong Co. Ltd., decydenci z Wojska Polskiego byli już zainteresowani w pierwszej połowie lat 20. XX wieku, jednak na początku chodziło to o zapoznanie się w wszelkimi rozwiązaniami technicznymi i wszelkimi nowinkami, jakie wprowadzono w rozwoju broni pancernej w Europie.

W styczniu 1927 roku polska delegacja wojskowa znalazła się na terytorium Wielkiej Brytanii, odwiedziła m.in. brytyjskie zakłady Vickers-Armstrong oraz poligon armii brytyjskiej, ulokowany w Wool. Zostało wówczas zaprezentowane podwozie „nowego” 6-tonowego czołgu lekkiego. Pojazd skonstruowany z własnej inicjatywy firmy, nie wzbudził większego zainteresowania armii brytyjskiej, więc zakłady Vickers-Armstrong miały mocno związane ręce i mogły się starać wyłącznie o zamówienia zagraniczne.

Komitet do Spraw Uzbrojenia i Sprzętu (KSUS) 22 sierpnia 1927 roku podjął uchwałę o zakupie 30 egzemplarzy czołgów lekkich Vickersa lub innych, po zapoznaniu się z wytypowanymi konstrukcjami.

Kolejną uchwałę podjęto w pierwszej połowie stycznia 1928 roku. KSUS upoważnił szefa Administracji Armii i I Wiceministra Spraw Wojskowych do wysyłania specjalnej komisji w celu obejrzenia brytyjskich czołgów Vickers i we Francji, czołgu Renault NC. Projekty francuskie mogły być finansowo bardzo atrakcyjne, a merytorycznie nie gorsze, ale jak się okazało – nie były. Do Wielkiej Brytanii (w związku z zakupem czołgów) na początku 1928 roku wyjechał pułkownik Sztabu Generalnego Wacław Stachiewicz.

3 kwietnia 1928 roku KSUS podjął uchwałę, by sprawę zakupu czołgów Vickers odłożyć co najmniej do jesieni. Jednocześnie w tym samym dniu uchwalono zakup czołgów Renault NC1. Powodem wyboru czołgów francuskich, a nie angielskich była nazbyt wysoka cena zażądana przez Vickersa. Na szczęście jednak zakupiono wówczas najpierw tylko jeden czołg Renault NC1. Francuzi zaczęli się bardzo mocno grzebać z dostawą czołgu, a gdy w końcu maszyna znalazła się w Polsce, szybko okazały się bardzo marną konstrukcją, niewiele lepszą niż stary pierwszowojenny model czołgu Renault FT. Ostatecznie do zakupu większej partii czołgów Renault NC1 nie doszło.

Zdjęcia – Dawid Kalka

Poznań, Muzeum Broni Pancernej

We wrześniu 1930 roku Vickers przysłał do Polski egzemplarz pokazowy czołgu Six Ton. Maszyna w Polsce przeszła trzy dniowe próby na 500-kilometrowej trasie z Warszawy prze Garwolin, Kurów, Lublin, Kraśnik, Janów, Ułanów, Leżajsk, Jarosław, Przemyśl, Gródek Jagielloński do Lwowa, bez wystąpienia poważniejszych problemów technicznych. Protokół specjalnie powołanej komisji z odbytej próby, sporządzony „na gorąco” 29 września 1930 roku natychmiast po ukończonym rajdzie, był pozytywny – choć nie entuzjastyczny, jak sugerowano w niektórych odnalezionych publikacjach.

Sam przemarsz odbywał się przeważnie szosami, a to przez wzgląd na cały tabor pomocniczy, który nie był przystosowany do jazdy terenowej. Tylko w terenie na całej trasie, pojazd przejechał łącznie około 20 kilometrów. Jednak sama jazda po gruncie ornym lub piaszczystym nie była aż tak różna od jazdy po szosie – sam czołg posuwał się bez problemu, z średnią prędkością 22 km/h. Zdarzyła się też możliwość sprawdzenia możliwości brodzenia konstrukcji – czołg bez większego wysiłku przejechał strumień o szerokości około 10 metrów i głębokości do 0,5 metra.

Polskie zainteresowanie czołgiem Vickers mocno zaintrygowało Sowietów, chociaż polska strona jeszcze do tego momentu nie była jeszcze pewna co do samej konstrukcji. Dlatego też jeszcze podczas wiosny 1930 roku Sowieci kupili od zakładów Vickersa kilkanaście czołgów wraz z opcją rozpoczęcia ich produkcji licencyjnej w Związku Radzieckim. Chcieli oni osiągnąć jak największą przewagę militarną nad państwem polskim i dodatkowo nieco na wyrost oceniane zdolności produkcyjno-przemysłowe w Polsce spowodowały, że bardzo szybko rozpoczęli ich produkcję seryjną. Początkowo tylko z niewielkimi zmianami w samej konstrukcji, a dopiero nieco później rozpoczęli produkcję własnego czołgu lekkiego pod oznaczeniem T-26 (też w kilku różnych wersjach), opartego o pewne komponenty z czołgu Vickers. Czołg T-26 stał się najliczniej produkowanym czołgiem lekkim w okresie międzywojnia.

14 września 1931 podpisano umowę dwujęzyczną w Warszawie, o numerze 125/31-32. zakupu 38 czołgów Vickers Mk.E typ A wraz z licencją na ich produkcję. Cena została początkowo określona na 3800 funtów szterlingów za czołg, wraz z częściami zapasowymi (w cenie wliczona była licencja). We wcześniejszych publikacjach można było spotkać wersję, że zakupiono 50 czołgów, z czego 12 dostarczono w częściach do montażu, lecz umowa tego nie potwierdza, a żadne czołgi nie zostały zmontowane w Polsce. Co do informacji o możliwości zmontowania dodatkowych 12 czołgów, brak jest możliwości ich montażu, nie znalazły się w Polsce żadne dodatkowe blachy pancerne do ich budowy, a samych silników zostało zamówionych dodatkowo w pełnym zestawie tyko 10. Części do silników – cylindrów kompletnych 6 sztuk, korbowodów 4 sztuki, wałów korbowych 1 sztuka. Prądnic i rozruszników mogło starczyć, ponieważ kupiono po 12 sztuk, ale wentylatorów kompletnych już 8 sztuk, a sprzęgieł – 7 sztuk. Zapasowych gąsienic w liczbie 18 kompletów, wózków zawieszenia kompletnych, z rolkami tocznymi 10 sztuk. Zamówione 38 czołgów Vickers Mk.E dostarczono od 1932 do 1933 roku – wszystkie były w wariancie dwuwieżowym (wieże jednoosobowe), brytyjska wersja Alternative A. Odbiór jakościowy następował w brytyjskim Elswick, ilościowy i porównawczy w Warszawie, w Głównej Składnicy Samochodowej. Termin rozpoczęcia dostaw czołgów, pierwotnie określony na maj 1932 roku, miał miesiąc opóźnienia i rozpoczął się wraz z końcem czerwca 1932 roku.

Polski dwuwieżowy czołg Vickers E typ A z widocznymi zamontowanymi chwytami powietrza po bokach

Już pierwsze wrażenie nie było dobre – fabrycznie nowe czołgi posiadały zamontowane silniki, które były na znacznej powierzchni pokryte rdzawym nalotem. Najprawdopodobniej nie zostały odpowiednio starannie przygotowane do transportu morskiego do Polski – w Polsce mimo trochę nietęgich min na ten widok, nikt nie robił z tego większego problemu, ponieważ wystarczało je tylko przetrzeć szmatą. Co najciekawsze w polskich dokumentach rządowych nie ma o tym żadnej wzmianki. Jednak Vivian Loyd, obecny przy dostawie czołgów do Polski był mocno zgorszony całą tą sprawą, o czym nie omieszkał powiadomić listownie swojego pryncypała – dyrektora generalnego Vickersa – Noela Bircha.

Jednak już po koniec czerwca 1932 roku zapachniało prawdziwą aferą. W czasie przeprowadzonych badań technicznych szybko się okazało, że blachy pancerne jakie były zamontowane na czołgi, nie spełniają wymagań. Np. najgrubsze 13 mm blachy pancerne miały być odporne na przebicie standardowymi pociskami wystrzelonymi z najcięższego karabinu maszynowego kalibru 12,7 mm przy trafieniu prostopadłym z odległości 350 metrów, a jednak nie były.

Zakłady Vickers-Armstrong nie zakwestionowały polskiej opinii. Szybko się okazało, że Brytyjczycy po prostu nie są w stanie wyprodukować odpowiednich według przyjętej umowy blach pancernych, o właściwych parametrach technicznych. Proponowali wymianę blach pancernych na nowe, o grubości 15 milimetrów, ale sami wówczas nie wiedzieli, czy one też wystarczą. Zaistniał pomysł wyprodukowania odpowiednich blach pancernych w polskich hutach – ale to też wymagało czasu, a ostateczny rezultat i tak nie był pewny. Nie było też wiadomo, czy polskie huty podejmą się produkcji odpowiednich blach pancernych takiej grubości. Ostateczne zerwanie umowy, choć z dzisiejszej perspektywy może się wydawać dla nas najbardziej słuszna, wówczas dla polskich decydentów wojskowych nie wchodziła w grę, ponieważ pozostawaliśmy wtedy bez żadnych czołgów. Ostatecznie sprawa zakończyła się odpowiednim aneksem do umowy zmieniającym warunki techniczne i zarazem zmieniającym płatności (zamiast pierwotnych ustalonych 3800 funtów za jeden wóz, po przeprowadzonych negocjacjach, cenę zmniejszono na 3165 funtów – razem 138 770 funtów (tj. ówcześnie 4 301 870 zł). Dlatego też czołgi te miały stanowić w następnych latach jako baza szkolna dla przyszłych polskich czołgistów oraz jako baza dla powstającego w przyszłości czołgu lekkiego na terytorium II Rzeczypospolitej, jakim był 7TP. Jednak wraz z wybuchem II Wojny Światowej czołgi Vickers z przymusu zostały potraktowane jako wozy bojowe i jako takie walczyły z siłami niemieckimi, chociaż jak już wiadomo jakość zastosowanych w nich blach pancernych była niższa od oczekiwanej.

Jak już napisano, przez Polskę zostały kupione wyłącznie czołgi Vickers E Type A (Alternative A) – jako wozy posiadające dwie jednoosobowe wieże. Wówczas czołgi tego rodzaju miały swoją historię rodem z I Wojny Światowej, ponieważ w wielu krajach nadal się obawiano, że kolejny konflikt, który może się narodzić w Europie nie będzie się zbytnio różnić od tego co przyniosła I Wojna Światowa. Taki czołg mógł prowadzić skuteczny ogień w różnych kierunkach, co uważano za bardzo przydatne podczas przekraczania rowów czy okopów osadzonych przez żołnierzy przeciwnika. A zarazem w naszym kraju wówczas nie istniała jakaś spójna koncepcja jak polskie czołgi lekkie powinny być uzbrojone. Z jednej strony zdawano sobie sprawę, że jest w Polsce potrzebny czołg posiadający działo, posiadających jedną wieżę z angielskim działem i ciężkim karabinem maszynowym. Tymczasem trwały już w Polsce prace koncepcyjne nad stworzeniem w naszym kraju własnego czołgu lekkiego, więc kupno czołgu brytyjskiego nie było posunięciem nazbyt sensownym. Nie można było wówczas liczyć, że przyszłe polskie działo czołgowe będzie w jakimś stopniu pasować do brytyjskiej wieży czołgu Vickers, która sama była projektowania pod całkowicie innego typu konstrukcję. Przebudowa mogła być bardzo kosztowna i trudna, jeśli w ogóle możliwa do przeprowadzenia.

Dlatego też w ostateczności kupiono czołgi posiadające dwie wieże jednoosobowe i to bez karabinów maszynowych Vickersa, co było oczywiste, ponieważ brytyjskie ciężkie karabiny maszynowe używały całkowicie odmiennej amunicji, niż ta, która była stosowana w Polsce do tej samej klasy broni. Uzbrojenie czołgów miały początkowo stanowić ciężkie karabiny maszynowe Hotchkiss wz.25, które były przeróbką ciężkich karabinów maszynowych Hotchkiss Mle 14. Przerobione karabiny były zasilane standardową produkowaną w Polsce amunicją karabinową w kalibrze 7,92 mm, zamiast brytyjskiej .303 w kalibrze 7,7 mm (7,71 mm) jak w oryginalnej konstrukcji czołgu Vickers.

Dane podstawowe: ciężki karabin maszynowy Hotchkiss wz.25

  • Kaliber broni: 7,92 mm

  • Długość całkowita: 1289 mm

  • Długość stosowanej lufy: 775 mm

  • Prędkość wylotowa: 800 m/s

  • Szybkostrzelność teoretyczna: 480 strz./min.

Wieże czołgów produkowanych na polskie zamówienie były już fabrycznie przygotowane również do montażu francuskich najcięższych karabinów maszynowych Hotchkiss w kalibrze 13,2 mm. Na stropach wieży były zainstalowane pudełkowe osłony pancerne magazynka. Karabin Hotchkissa w kalibrze 13,2 mm był zasilany za pomocą magazynków, które były wkładane od góry i owe pudełka pozwalały strzelcowi na założenie takiego magazynka i pozwalały na nadanie broni ujemnych kątów podniesienia, zarazem zapewniając osłonę balistyczną. W najcięższe karabiny maszynowe kalibru 13,2 mm można było uzbrajać czołgi po zainstalowaniu tak zwanych jarzm uniwersalnych (wykonanych najpierw w serii doświadczalnej dla czołgów Vickers, a później jako wz.34 i wz.35, również z możliwością ich instalacji w samochodach pancernych i czołgach rozpoznawczych (tankietkach). Oczywiście jarzmo tego typu pozwalało na nie tylko osadzenie najcięższego karabinu maszynowego w kalibrze 13,2 mm, ale także ciężkiego karabinu maszynowego Hotchkiss wz.25 (chłodzonego powietrzem) w kalibrze 7,92 mm, a następnie produkowanego w Polsce ciężkiego karabinu maszynowego Browning wz.30 (chłodzonego wodą), jak i krótkolufowego działka piechoty Puteaux wz.18.

Dane podstawowe: 13,2 mm najcięższy karabin maszynowy Hotchkiss wz.30

  • Kaliber broni: 13,2 mm

  • Długość całkowita: 1490 mm

  • Długość stosowanej lufy: 1000 mm

Masa stosowanej amunicji: przeciwpancerna o masie 52 g, przeciwpancerno-świetlna oraz zwykła 55 g, świetlna 62 g, ślepa – pocisk drewniany i mniejszy zastosowany ładunek miotający

Krótkolufowe działko 37 mm Puteaux zainstalowano w części czołgów tak naprawdę z braku lepszych rozwiązań. To działko było już używane w Polsce, jako uzbrojenie części polskich samochodów pancernych: półgąsienicowych wz.28 oraz kołowych ciężkich wz.29. Nazywane było w polskiej nomenklaturze armatką samochodową wz.S.A., a było przystosowaną do umieszczania w wieży pojazdu pancernego francuską armatką piechoty Puteaux Mle 16 TR. Już wówczas wiadomo, że nie była to armatka wystarczająco dobra, jeżeli chodzi o jej możliwości balistyczne. Parametry jej były odpowiednie podczas tzw. Wielkiej Wojny (I Wojna Światowa), ale od tego czasu już wiele się zmieniło i choć pojawiające się coraz to nowsze doktryny użycia czołgów w przyszłym możliwym konflikcie bywały różne i nie było wiadomo co przyniosą najbliższe lata w Europie. Natomiast zdawano sobie sprawę, że czołgi przyszłości będą nie tylko bardziej mobilne, ale też lepiej opancerzone, na które krótkolufowe działko Puteaux kalibru 37 mm mogło być już bardzo mocno niewystarczające.

Polski jednowieżowy czołg Vickers E typ B, ok. 1938

Dane podstawowe: 7,92 mm ciężki karabin maszynowy Browning wz.30

  • Kaliber broni: 7,92 mm

  • Długość całkowita: 925 mm

  • Długość zastosowanej lufy: 720 mm

  • Prędkość wylotowa pocisków: około 845 m/s

  • Szybkostrzelność teoretyczna: 500-550 strz./min.

Na początku 1933 roku wszystkie wyprodukowane w Wielkiej Brytanii czołgi znalazły się na terytorium Polski. Próby odbiorcze odbywały się sukcesywnie od lipca 1932 roku, zakończyły się ostatecznie w sierpniu 1934 roku.

Dane podstawowe: Armatka samochodowa Puteaux wz.S.A.

  • Kaliber działka: 37 mm

  • Długość lufy: 740 mm

  • Długość części bruzdowanej: 634 mm

  • Ilość bruzd: 12

  • Prędkość wylotowa: w zależności od zastosowanej amunicji od 365 m/s do 495 m/s

  • Długość maksymalna odrzutu: do 240 mm

  • Zastosowane pociski: przeciwpancerny o masie 0,5 kg, kruszący o masie 0,527 kg

  • Szybkostrzelność: teoretyczna do 15 strz./min., praktyczna do 10 strz./min.

Tymczasem trwające w Polsce prace nad nowym polskim działkiem czołgowym, mocno odsuwały się w czasie. Ostatecznie więc, chyba nie mając zbyt wiele możliwości, postanowiono o zakupie angielskich wież dwuosobowych i przebudowanie czołgów do standardu czołgu Vickers E Type B (Alternative B). Oczywiście nie sprawiało to większych problemów i trudności. Przebudowa czołgów mogła być odpowiednio wykonana już siłami warsztatu batalionu pancernego. Obie wieże jednosobowe, po demontażu połączeń elektrycznych (oświetlenie) i przednich blach pancernych, można było zdjąć jednocześnie z górną płyta pancerną. W ich miejsce następnie opuszczano płytę górną wraz z zamontowana nową wieżą dwuosobową, tylko ewentualnie lekko doszlifowując styki z przednimi blachami pancernymi. Pozostawało tylko odpowiednie wywiercenie otworów pod nowe śruby montażowe, mała przeróbka osłony chłodnicy i kilka drobnych zabiegów ślusarskich, nie stwarzając przy tym większych problemów. Należało też zdemontować osłonę wału wraz ze skrzynkami amunicyjnymi i założyć nową. Na zmontowanej osłonie należało następnie zawiesić siedem skrzynek amunicyjny co ciężkiego karabinu maszynowego i jedno większe gniazdo do jaszcza na naboje do działa, a z lewej strony osłony wału, umieścić skrzynkę na łuski. Z przodu wału, nad przegubem Kardana, za pomocą dokręconych kątowników należało umieścić skrzynkę na kolejny jaszcz o pojemności 10 naboi do działka. Jaszcz amunicyjny na 39 naboi do działka należało umieścić z prawej strony silnika, podkładając azbestową izolację od strony silnika i zbiornika paliwa. Trzy skrzynki amunicyjne co ciężkiego karabinu maszynowego, połączone ze sobą, należało umieścić na dnie czołgu, wzdłuż prawej ściany. Pozostało też przykręcenie do dna czołgu, przed dużym jaszczem na 39 naboi, skrzynki z zasuwanym wiekiem.

Zastosowana w wieży angielska armatka trzyfuntowa nie posiadała odpowiednich zdolności do zwalczania broni przeciwpancernej przeciwnika. Była to krótkolufowe działko o kalibrze 47 mm, której wystrzeliwane pociski osiągały prędkość wylotową niespełna 500 m/s, o maksymalnym zasięgu strzału 5600 mm. Natomiast prędkość wylotowa granatu kruszącego nie przekraczała 300 m/s i posiadała donośność praktyczną na odległość maksymalna 3500 metrów. Szybkostrzelność praktyczna w tak ciasnej wieży nie przekraczała 10 strz./min.

Dane podstawowe: trzyfuntowa armatka czołgowa 47 mm V.A. wz.E

  • Kaliber działka: 47 mm

  • Długość lufy: 986,8 mm (21 kalibrów)

  • Długość części gwintowanej: 787,15 mm

  • Długość lufy wraz z obsadą zamkową: 1076,9 mm

  • Ilość bruzd: 20

  • Bruzdy prawoskrętne, skok stały

  • Długość odrzutu: normalny 320 mm

  • Zastosowane pociski: granat przeciwpancerny, prędkość wylotowa 488 m/s, masa 1,5 kg, największa możliwa donośność do 5600 metrów/granat kruszący, prędkość wylotowa 300 m/s, masa 1,5 kg, największa możliwa donośność do 3500 metrów

  • Kąty obniżenia i podniesienia: od -10 stopni do +25 stopni w pionie, w poziomie obrót wraz z wieżą 360 stopni

Wieże z Wielkiej Brytanii dotarły na terytorium Polski z pewnym opóźnieniem, względem pierwotnych terminów według zawartej umowy, w marcu 1934 roku, kiedy też rozpoczęto ich montaż na wybranych czołgach.

Na rok budżetowy 1935/1936 zaplanowane zostały sumy na zakup 16 wież w Wielkiej Brytanii, potrzebnych do przezbrojenia pozostałych w Polsce czołgów. Sumy te nie zostały wykorzystane, ponieważ działka Vickersa nie uzyskały pochlebnej opinii polskiego użytkownika. Mogło to również mieć wpływ na to, że w końcu pojawiła się szansa na dobre polskie działko czołgowe. W 1935 roku prace nad nim były już bardzo zaawansowane, a próby strzelania z niego, które odbyły się w maju 1936 roku już na samym początku były dobrze rokujące. A już ostatecznie przeważyło szalę to, że w 1935 roku kupiono od szwedzkich zakładów Boforsa licencję na produkcję w naszym kraju 37 mm działka przeciwpancernego piechoty wz.36. Była to bardzo udana konstrukcja, która jak się okazało w niedalekiej przyszłości mogła być udanie przystosowana do montażu w wieży czołgu, co zostało zrealizowane w jednowieżowej wersji czołgu lekkiego 7TP (choć na marginesie – wieża pochodziła ze Szwecji).

Pomysł, aby nasze polskie czołgi Vickers ponownie przezbroić w nowocześniejszą broń, jednak sama produkcja armat, w tym na potrzeby montażu w wieżach czołgu (wersja czołgowa nosiła oznaczenie wz.37) nie nadążała za zapotrzebowanie, więc ostatecznie skupiono się na przezbrojeniu czołgów 7TP. Przez ten czas w wozach były wprowadzane różne poprawki.

Niewiele udało się zrobić z samym silnikiem. Przy prędkości marszowej sięgającej do 25 km/h pracował nieźle i rzadko się przegrzewał, ale już przy obrotach maksymalnych mógł pracować zaledwie kilka minut. A było to bardzo ważne. Potrzebne były inne możliwości chłodzenia silnika. Pierwsze co zostało zrobione to przeniesienie chłodnicy oleju z komory silnika na zewnątrz i jego umieszczenie w perforowanej pancernej osłonie w kształcie puszki. Niewiele to mogło zmienić, lecz w dalszym postępie zmian w warsztatach 3. Batalionu Pancernego przebudowano tył czołgów. Zaopatrzono je w rodzaj nadstawki z dwoma wlotami powietrza z przodu – wymuszając w ten sposób obieg powietrza przez komorę silnika do szerokiego „komina”, zwróconego wylotem do tyłu.

Jednak zrezygnowano z poważniejszych przeróbek, jak chociażby instalowania zamiast dotychczasowego silnika – dwóch silników samochodowych czy przebudowania czołgów do wersji 7TP – dalej konsekwentnie traktując czołgi Vickersa jako pojazdy szkolne i skupiając się na produkcji seryjnej czołgów lekkich 7TP. Przebudowa Vickersów polegająca przede wszystkim na wymianie silników Armstrong na silnika Sauera, zastosowanych w wozach 7TP, rozpatrywana była od początku bardzo poważnie, łącznie z przebudową jednego czołgu. Jednak ostatecznie z racji zbyt dużych koszów przebudowy maszyn, ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu.

Łączność dowództw z pododdziałami czołgów i między sobą wewnątrz tych pododdziałów była bardzo poważnym problemem, wymagającym pilnego rozwiązania. Problemy tego typu były widziane oczywiście nie tylko w Polsce. Proponowane rozwiązania bywały lepsze lub gorsze. Sami Anglicy już na samym początku projektowania Vickersa E, rozważali stworzenie wersji dowódczej – w czołgu dwuwieżowym pozostałby tylko jeden karabin maszynowy, natomiast w drugiej wieży zostałaby zainstalowana aparatura radiowa. Potrzebna była odpowiednia kubatura na tyle duża, aby pomieścić wszystko – należy pamiętać, że miniaturyzacja aparatury radiowej miała dopiero nadejść. Nadajnik i odbiornik były sporych rozmiarów, ponieważ były to układy lampowe. Same akumulatory były duże, a nie za bardzo wydajne. Żeby sama aparatura działała odpowiednio wydajnie, potrzebne były wysokie anteny. Dodatkowo ze specyfiki miejsca zastosowania, radiostacja w czołgu musiała też być odporna na wstrząsy.

Pod koniec lat 20-tych w Wojskowym Instytucie Badań Inżynieryjnych powstała radiostacja korespondencyjna batalionu, w skrócie RKB. Pierwsze cztery prototypy w dwóch wersjach nieco różniących się od siebie zostały zamontowane w 1929 roku. W 1933 roku zostały wyprodukowane w Państwowych Zakładach Tele-Radiotechnicznych w Warszawie, w liczbie 18 egzemplarzy – seria informacyjna (lub też podaje się zaledwie 9 sztuk). W 1934 roku przeszły one serię intensywnych prób na poligonach w Rembertowie, Toruniu i Pińsku. Posiadały one zadowalające parametry i spotkały się z dużym uznaniem. Jednak wraz z światowym rozwojem w tym zakresie, szybko uznano je za konstrukcję mało rozwojową. Ale zdobyte doświadczenia się przydały – przy konstruowaniu wersji N2/C.

W 1937 roku przerobiono instalację elektryczną w jednym czołgu. Polegało to na między innymi na ekranowaniu przewodów, by nie powodowały żadnych zakłóceń w pracy radiostacji. W czołgu zainstalowano radiostację RKB w odmianie czołgowej RKB/c i charakterystyczny maszt antenowy. Efekty były ponoć niezłe, ale w pozostałych wyznaczonych wozach Vickersa przeróbek nie wykonano, ponieważ zabrało radiostacji (prawdopodobnie zostały rozdysponowane w pociągach pancernych).

Opis techniczny wozu

Sercem każdego czołgi jest jego jednostka napędowa. Silnik, który został zastosowany w czołgu lekkim Vickers Mk. E, nie powstał z myślą o ich wykorzystaniu w opancerzonych wozach bojowych. Zamontowane w sześciotonowych pojazdach silniki Siddeleya, to przeprowadzona modyfikacja lotniczych jednostek napędowych, co wiązało się z szeregiem utrzymanych obostrzeń konstrukcyjnych. Naprawa średnia silnika według brytyjskich instrukcji powinna nastąpić po eksploatacji do 19 dni (tj. po 150 godzinach pracy). Natomiast granicę generalnej naprawy instrukcje brytyjskie instrukcje podawały do 600 godzin (75 dni pracy silnika). Kalkulacyjny wysiłek pracy silnika zastosowanego w czołgach Vickers miał wynosić dziennie do 8 godzin, kiedy średnia prędkość marszowa samego czołgu będzie zawierać się w granicach 15-18 km/h. Oczywiście zabieg ten miał zmniejszyć ryzyko przegrzania się silnika i poważniejszego jego uszkodzenia, a także uszkodzenia sprawiających częste problemy rolek bieżnych. Uśredniony dobowy wysiłek marszowy kompanii wynosił zatem 96-144 km, z zależności od jakości terenu jaki wówczas same czołgi miały pokonywać. Zakładano też, że jednostka napełnienia dla czołgów, to ilość paliwa pozwalająca na przebycie dystansu 60 km. Oczywiście panował też termin „forsownego marszu”, czyli zwiększenia do 10 godzin pracy silnika wozu i osiągnięcia do 180 km przebytej w tym czasie drogi. Po przebyciu 350-450 km czołgi powinny zostać zatrzymane dla dokonania niezbędnych przeglądów i napraw.

Już w czasie pierwszych miesięcy użytkowania nowych czołgów w Wojsku Polskim stwierdzono pierwsze poważniejsze problemy z pracą silnika, zwłaszcza z systemem chłodzenia, które okazały się poważniejsze niż początkowo pierwotnie przypuszczano. Czterocylindrowe gaźnikowe jednostki napędowe Vickers-Siddeley, poza swoją specyfikacją z racji leżącego bloku cylindrów i przyjętego układu konstrukcyjnego, były bardzo wrażliwe na skoki obrotów i nadmierne przeciążenie wynikające z np. z długotrwałego marszu przy wysokich prędkościach czołgu. Pierwszym układem, który najczęściej wówczas nie domagał było chłodzenie silnika. Ogłoszony w 1933 roku przez kapitana Mariana Rucińskiego, pomysł zastąpienia ex-lotniczego silnika zestawem dwóch sprężonych silników samochodowych, których zamontowanie pociągało by jednak za sobą znaczną integrację w konstrukcję kadłuba wozu. Mogłoby się również okazać, że skonstruowanie lekkiego czołgu, wydajnego i z zastosowaniem w miarę niezawodnego mechanizmu synchronizującego byłoby zadaniem znacznie trudniejszym, niż pierwotnie zakładano. Sam pomysł udanego zblokowania nie rozwiązywał też wyjściowej kwestii chłodzenia.

Innym pomysłem było zainstalowanie w Vickersach dieslowskich jednostek Saurera, przeznaczonego dla opracowywanego równolegle prototypu czołgu 7TP. Był to jednak zabieg drogi, a z racji jego rozmiarów i wagi samego silnika, również mocno kłopotliwy konstrukcyjnie – Siddley ważył około 520 kg, a nie jak się podawało w instrukcji 300 kg. Jednak zastosowany następnie w 7TP diesel firmy Saurer, sam wyraźnie ważył przeszło 700 kg – urządzenie chłodzące olej wyprowadzono z przedziału silnikowego na zewnątrz sytuując je między niezasłoniętym jeszcze blaszaną zabudową wlotem powietrza, a tylną blachą pancerną nadbudowy podwieżowej. Perforowana osłona wlotów, które nie były poddawane modernizacji znajdowała się właśnie tam. Jednakże pomimo tych prób sam problem nie został właściwie rozwiązany, problemy nadal występowały, dlatego też w warszawskim 3. Batalionie Pancernym wykonano charakterystyczne właśnie dla polskich Vickersów dość masywne wloty powietrza, mające poprawić ogólny obieg powietrza w układzie chłodzenia silnika. Następowało to w przedziale jesieni 1934 roku – późnej wiosny 1935 roku. Prace te mocno się zbiegły z osadzaniem wież dwubroniowych na wozach.

Działo 47 mm dla czołgu Vickers

Obok silnika znajdował się stelaż akumulatorowy. W trakcie użytkowania wozów, a dokładniej latem 1935 roku należało już dokonać wymiany ulegających zużyciu angielskich akumulatorów firmy CAV. Niestety akumulatory, które były stosowane w wozach 7TP i ciągnikach C7P firmy Tudor typ 6E7 (105 Ah), okazały się za duże. Chciano zakupić mniejsza odmianę firmy Tudor typ 6E6 (90 Ah). Ostatecznie zdecydowano się na przeprojektowanie stojaków tak, aby zmieściły one akumulatory 6E7. Bez względu na typ docelowy, planowany zakup miał się opierać na 30 egzemplarzy. Na silniku została zainstalowana prądnica Scintilla, która zasilała jednoprzewodową instalację elektryczną, o napięciu 12 V. Poważnym problemem dla instalacji elektrycznej był tylko jeden zainstalowany bezpiecznik, który został umieszczony na tablicy rozdzielczej przed kierowcą wozu. Powodowało to, że jeżeli sama maszyna nie była odpowiednio dobrze użytkowana oraz z racji niewłaściwego uszczelnienia w lampach zewnętrznych, ulokowanych w czołgu, mogło dość do poważnego pożaru czołgu. Takie pożary nie były rzadkie, zwłaszcza w pierwszym okresie ich użytkowania, natomiast wymuszało to posiadanie blisko odpowiednich fachowców oraz poważne naprawy wozów. Chcąc jak najbardziej wyeliminować istniejący problem, chciano utworzenia odpowiednio rozdzielonej instalacji z sześcioma bezpiecznikami, było wydatkiem natury symbolicznej o koszcie 30 ówczesnych złotych. W kilku czołgach 3. Batalionu Pancernego z Warszawy udało się taką instalację zainstalować co poważnie zlikwidowało powstające problemy.

Czołg lekki Vickers 6 ton Mark E (wersja A i B) był trzyosobowym lekkich wozem bojowym, w polskiej nomenklaturze nazywany czołgiem lekkim szybkobieżnym. Niemal wszystkie płyty pancerne w czołgu były ze sobą łączone za pomocą kątowników i teowników nitami, a nie śrubami. Wyjątek stanowiły tutaj górna cześć pancerza nad silnikiem i przednia wierzchnia płyta ukośna, które można było zdjąć po odkręceniu śrub. Stanowiąca samą podstawę pojazdu rama, wykonana z kształtowników o profilu teowym i ceowym, była konstrukcją spawaną. Grubość walcowanych i utwardzanych w procesie ich nawęglania płyt pancernych zastosowanych w samym czołgu wynosiła: 5 mm (dno, strop, kadłuba oraz samych wież), 8 mm ukośne ściany z przodu kadłuba i z tyłu), 9 mm (pionowe ściany komory silnikowej) oraz 13 mm (pionowe ściany komory bojowej, pionowe ściany z przodu i tyłu, pionowe płyty samej wieży).

Najbardziej rozpoznawalnym elementem czołgu Mk. E oraz wzorowanych na nich kolejnych wariantów rozwojowych jest układ jezdny. Podstawę dla nich stanowiły oczywiście dość nowoczesne i co jest bardzo ważne, bardzo trwałe drobnoogniwkowe gąsienice jednogrzebieniowe, wykonane ze staliwa. Stosowane w angielskich czołgach ogniwa miały szerokość 230 mm i podziałkę 92 mm. Jeden pas gąsienicy składa się ze 108 ogniw, łączonych za pomocą sworzni w taśmę gąsienicową. Czołg posiadał koła napędzające o 23 zębach, a za właściwe naprężenie gąsienicy odpowiadało koło napinające, umieszczone w tylnej części kadłuba. W górnym biegu pas gąsienic był podtrzymywany za pomocą czterech podgumowanych rolek bieżnych o średnicy 254 mm, których obsady były przymocowane na stałe do płyt kadłuba. Cały kadłub spoczywał na czterech odlewanych wahaczach (tzw. żółwiach), a do każdego z nich były zamocowane po dwa wózki, jeden był przyczepiany bezpośrednio do wahacza, drugi zaś z tej samej linii sytuowano do dwóch półeliptycznych resorach piórowych. Każdy z wózków posiadał dwa kółka bieżne z wysokim bandażem gumowym o średnicy całkowitej 305 mm, wyjątek tutaj stanowiły najbliższe napinającemu kółka, w całości wykonane ze stali. Standardowe kółko z bandażem gumowym nie wytrzymywało dużych obciążeń, jakie działały na ten element i bardzo szybko ulegały zużyciu lub poważnemu odparzeniu. Nad górnym biegiem gąsienic montowane były za pomocą trójkątnych wsporników łączonych z płytami kadłuba błotniki blaszane, które poza osłoną od np. błota, służyły też do przewozu cięższych elementów i narzędzi, potrzebnych np. podczas naprawy zerwanej gąsienicy. Należały do nich: składany podnośnik hydrauliczny, łom (lewy błotnik), łopata, korba rozruchowa silnika oraz dźwignia do napinania gąsienic (prawy błotnik). W przedniej części błotników były zamontowane dwie lampki-reflektory drogowe. Niektóre czołgi na archiwalnych zdjęciach posiadały dodatkową skrzynię narzędziową montowaną na zewnątrz, która najprawdopodobniej była wynoszona z wnętrza wozu.

Czołg dzielił się na trzy przedziały – z przodu znajdował się zespół zwolnic, skrzynia biegów typu Wilson wraz z zespołem przeniesienia napędu (dwie półosie, dwa wielotarczowe sprzęgła boczne z hamulcami taśmowymi oraz boczne przekładnie zębate /zwolnice/). Po prawej stornie umieszczony był pedał prześpieszenia i pedał sprzęgła wraz z cięgnami kierowcy. Popchnięcie samego sprzęgła powodowało wprowadzenie w ruch danego koła napędowego i pasa gąsienic. Przyciągniecie dźwigni do siebie odłączało zespół sprzęgieł od układu napędowego i skręt czołgu. Po lewej stronie kierowcy znajdowała się na podłodze obsada dźwigni zmiany biegów, wraz z ręczną regulacją mieszanki paliwowej i rozrusznikiem. Po prawej stronie kierowcy umieszczono ręczną pompkę paliwową. Poważną wadą był brak z przodu kadłuba otwieranych płyt inspekcyjnych tak jak w czołgach 7 TP. Wzorem angielskim usytuowany po prawej stronie kadłuba właz kierowcy, był zamykany dwiema pokrywami. Dolna stanowiła kontynuację dużej płyty wierzchniej, górna zaś element nadbudowy nad przedziałem środkowym (bojowym). Dla uszczelnienia pokrywy te były na krawędziach pokryte skórzaną uszczelką. Górna płyta posiadała szczelinę obserwacyjną z wkładką peryskopową oraz uchwyt umożliwiający jej otwieranie i zamykanie przez kierowcę w trakcie trwania jazdy. Rozwiązanie to było powielone następnie w czołgu 7 TP.

Kompania czołgów lekkich Vickers (na stopie pokojowej)

Planowano wyposażenie czołgów jednowieżowych w odwracalny peryskop wz.34 dla kierowcy, a w wozach dwuwieżowych w dodatkowy pojedynczy boczny peryskop poszerzający nieco pole widzenia kierowcy.

Kierowca posiadał regulowany fotel. Po jego lewej stronie mocowana była boczna tablica przyrządów kontrolno-pomiarowych ze stacyjką, wskaźnikiem ciśnienia oleju, bezpiecznikami, lampką kontrolną oraz gniazdem wtykowym i włącznikiem wewnętrznym instalacji oświetleniowej. Drugi przedni panel, który został umieszczony nad nogami kierowcy, posiadał zamontowany licznik przebytej drogi z prędkościomierzem, amperomierz, licznik motogodzin silnika oraz lampkę oświetlającą. Za nim została umieszczona pionowa skrzynia – jaszcz na 39 naboi kalibru 47 mm. Amunicja była zwrócona zapłonnikami w stronę pleców kierowcy. Przez środek przedziału bojowego, w blaszanej osłonie biegł wał Kardana, przenoszący napęd z silnika do skrzyni biegów. Załoga oprócz broni osobistej (pistoletów) posiadała też przewożone w niewielkiej skrzynce granaty ręczne, ulokowanej w środkowej części kadłuba. Znajdowała się tam też gaśnica o masie 0,75 kg, obok przegrody ogniowej, oddzielającej przedział bojowy od przedziału silnikowego. Pudełko zawierające zapasowe wkładki peryskopowe, umieszczono według podawanych informacji nad skrzynią biegów. W skład wyposażenia czołgu, które przewożono w części środkowej, wchodziły: apteczka, składany kompletny wycior do uzbrojenia głównego, bańka na płyn do oporopowrotnika armaty, wodnik do ciężkiego karabinu maszynowego oraz oczywiście wymieniono częściowe już skrzynki i dalsze stelaże z amunicją. Ilość przewożonej amunicji karabinowej w wozie dwuwieżowym są podawane różnie – 5940 naboi, inne dane 4400, a nawet 6000 sztuk lub 4000 sztuk, jeżeli czołg posiadał zainstalowaną radiostację.

Bez względu na kształt i dokładne rozmieszczenie stelaży amunicyjnych, zapas posiadanej amunicji podręcznej w wieży, wieżyczkach musiał być bardzo niewielki. Jednak skrzynka na ciężki karabin maszynowy oraz kilka naboi na uchwytach dla działa kalibru 47 mm. Często się podaje, że skrzynki amunicyjne dla ciężkich karabinów maszynowych były ustawiane luzem na podłodze, ale podczas jazdy w nierównym terenie musiały by dosłownie jeździć po niemal całym dnie kadłuba.

Obrót wież/wieżyczek czołgów Vickers odbywał się ręcznie, za pomocą przekładni umieszczonej po lewej stronie – jeden obrót pokrętła wynosił 2,5 stopnia obrotu dla wieży. W tylnej części kadłuba ulokowana była chłodnica oraz dwa wyjmowane zbiorniki paliwa o łącznej pojemności 182 litrów oraz zbiornik oleju. Z powodu bardzo niewielkiego filtru we wlewie do tankowania czołgu, jego pełne zatankowanie trwało nawet godzinę. W komorze silnikowej znajdowały się specjalne kanaliki powodujące ściekanie paliwa, gdyby zbiorniki paliwa były nieszczelne. Przed silnikiem był umieszczony układ wału napędowego, pompa paliwowa oraz olejowa. Chłodzenie zapewniał sześciołopatowy wentylator, napędzany za pomocą paska klinowego i koła pasowego zamontowanego bezpośrednio na wale napędowym. Pobór powietrza następował przez charakterystyczną czerpnię powietrza z żaluzjami, zabudowanymi w stropie przedziału silnikowego. Ogrzane powietrze było wydmuchiwane przez prostokątny otwór z lewej strony kadłuba, gdzie dla odpowiedniego kierunku wypychanej strugi ciepłego powietrza poprzez metalową obudową. Ulokowana była tam też specjalna kratownica miała uchronić przed wrzuceniem do komory silnika np. granatu, jednak nie chroniła ona przed płynem z butelek zapalających. Dostęp o najważniejszych części zapewniała płyta inspekcyjna z lewej strony stropu przedziału napędowego oraz wykonane w wewnętrznej przegrodzie ogniowej luki. Wlewy paliwa oraz wody do chłodnicy zlokalizowane z tyłu po prawej stronie, zabezpieczano zasuwanymi osłonami pancernymi. Łatwiejsza była komunikacja dowódcy i strzelca w wieży dwubroniowej, chociaż wewnątrz wozu i wieży panowała spora ciasnota, zwłaszcza przy obsłudze i ładowaniu armaty trzyfuntowej kalibru 47 mm oraz ciężkiego karabinu maszynowego wz.30 kalibru 7,92 mm. Odwrotnie niż w czołgach lekkich 7TP, w czołgach znad Tamizy – dowódca siedział z lewej strony, który dodatkowo był celowniczym wozu i strzelcem uzbrojenia głównego. Dowodzący pojazdem dysponował nożnym spustem w podnóżku oraz ręczny przełącznik systemu broni. Celowanie za pomocą umieszczonej skrajnie po lewej stronie lunety odbywało się ręcznie, przy wykorzystaniu przekładni. Po prawej stronie znajdował się ładowniczy, odpowiedzialny za dosyłanie amunicji do ciężkiego karabinu maszynowego oraz ładowanie armaty czołgowej. W jego zasięgu znajdowały się jaszcze na 10 naboi oraz większy na 39 naboi do armaty oraz mocowania do podłogi skrzynka, w której przewożono amunicję karabinową. Obaj załoganci posiadali siodełka z podnóżkiem, podobnie jakie udało się po dziś dzień zachowane elementy czołgu lekkiego 7TP. Mniejsze wieże jednobroniowe nie były konstrukcjami zbyt wyszukanymi. Ze względu na panującą w nich dużą ciasnotę (średnica samej podstawy wynosiła tylko 863 mm, zostało w nich tylko najbardziej niezbędne wyposażenie – broń w uchwycie z lunetą optyczną, mechanizm obrotu ręcznego (jeden pełny obrót pokrętła powodował przesuwanie się wieży o 4 stopnie oraz podręczną amunicję. W prawej wieży dowódcy znajdowały się dodatkowe chorągiewki sygnalizacyjne (tzw. tarcze Słupskiego), które wystawiano przez wycięcie w dachu otwory z tulejami. Zarówno dowódca, jak i strzelec lewej wieży siedzieli podobnie, jak strzelcy-dowódcy samochodów pancernych wz.34 na szerokich pasach parcianych. Nie wiemy, czy posiadali jakiekolwiek dodatkowe oparcie dla pleców. W każdej z wieżyczek znajdowały się cztery szczeliny obserwacyjne chronione wkładkami ze szkła pancernego (zapasowe pryzmaty znajdowały się w przedziale bojowym). Na podstawie przeprowadzonych analiz zdjęć wiemy, również, że w wieżach niektórych spośród czołgów dwuwieżowych montowano dodatkowy wentylator, a w zasadzie dwie nieco odbiegające od siebie wersje.

Nowy, wyraźnie większy niż czołgi rozpoznawcze, czołg lekki posiadał trzyosobową załogę, stanowił kolejną komplikację w i tak już bardzo złożonym problemie łączności pomiędzy pancerniakami zarówno wewnątrz przedziału bojowego, jak i bezpośredni między nimi. Co więcej, przyszła aparatura radiowa, musiała być odporna na warunki pracy w czołgu, szczególnie często nawet intensywne wstrząsy w trakcie marszu w terenie lub przy rozwijaniu większych prędkości. To co i tak, z większym trudem udało się kilka lat później w przypadku projektowania czołgu lekkiego 7TP, nie miało prawa udać się na początku lat trzydziestych w wozach Vickersa, głównie z racji braku odpowiedniego sprzętu. Lampowe radiostacje nie posiadały jeszcze odpowiednich gabarytów kadłubów, były podatne bardzo na wstrząsy i wymagały zasilania ciężkimi i dużymi bateriami, jednak o bardzo małej wydajności. Dodatkowo dla zapewnienia odpowiedniego zasięgu, na czołgach musiano montować odpowiednio wysoką antenę. Powstała w podobnym okresie co wprowadzanie czołgów Vickers do Wojska Polskiego – radiostacja RKB (radiostacja korespondencyjna batalionu) była i tak dość duża i stanowiła raczej punkt wyjścia dla dalej prowadzonych prac, a nie gotowe do adaptacji w ciasnym czołgu rozwiązanie. Dopiero w 1937 roku było gotowe rozwiązanie, montażu ulepszonej radiostacji czołgowej RBK/c, poprzez ekranowanie instalacji elektrycznej i dodatkowe tzw. anteny galeryjkowej. Dziś nie wiemy kiedy dokładnie władze wojskowe ustaliły, że docelowo w kompanii powinny znajdować się 4 wozy z wyposażeniem radiowym – dowódca kompanii (radiostacja nadawczo-odbiorcza) + 3 x dowódcy plutonów (odbiornik radiowy). Komunikacja między członkami załogi była szczególnie trudna w wozach posiadających dwie wieże jednobroniowe. Nie było tam było żądnego kontaktu wzrokowego między dowódcą a pozostałymi członkami załogi. Współpracę ułatwiał wypracowany system gestów i kopnięć – szczególnie między kierowcą wozu a dowódcą, zastępując komendy głosowe. Nieco inaczej to wyglądało w wozach jednowieżowych, gdzie zamierzano montować zamówione radiostacje czołgowe nowego typu. Pierwotny harmonogram przewidywał dostawę partii próbnej, liczącej 7 sztuk do 1 września 1938 roku. Jednak ostatecznie większej liczby nie zakontraktowano, z powodu braku decyzji Dowództwa Broni Pancernej i Wojsk Łączności.

Komunikacja

Radiostacji w czołgach standardowo nie instalowano, ale łączność w kompanii czołgów z dowództwami była w jakieś mierze zabezpieczona. W kompanii, zgodnie z etatem, była sekcja telefoniczna i na postoju, można było zorganizować sieć połączeń telefonicznych. Kompania posiadała sekcję radio – z radiostacją samochodową. Mogło to być np. samochód Polski Fiat 508/518 z radiostacją N2 lub Polski Fiat 508/III, furgon zamknięty, z drewniano-metalową zabudową z zamontowaną radiostacją RKD/s.

Jednak bardzo poważnym problemem byłą komunikacja między członkami załóg czołgów i komunikację między poszczególnymi wozami. Hałas wewnątrz wozu uniemożliwiał porozumiewanie się głosem. Trzeba było opracować system gestów. Znaki używane wewnątrz wozów do przekazywania rozkazów między dowódcą, a kierowcą wozu:

  • Naprzód” („Jechać) – uderzenie kierowcy w plecy.

  • Stój” – nacisk na głowę kierowcy

  • Cofaj” – pociągnięcie za kołnierz kierowcy w tył

  • Szybciej jechać” – kilkukrotnie uderzenie kierowcy w plecy.

  • Wolniej jechać” – nacisk na szyję kierowcy

  • Skręt w lewo lub prawo” – nacisk na odpowiednie ramię kierowcy tak długo, aż sam wóz przybierze pożądany kierunek.

Jednak pozostała otwarta komunikacja po między załogami wozów. Na postoju, przy ruszaniu i w zwykłym marszu, gdy mogły być otwarte włazy, posługiwano się gestami, dźwiękami z gwizdków lub klaksonem wozu, a w nocy sygnałami latarką. Gesty te były proste i bardzo intuicyjne, a ich znaczenie do dziś w praktyce się nie zmieniało. Jednak w czasie trwania walki czy choćby wmarszu z zamkniętymi włazami. Polskie czołgi zostały zaopatrzone w tzw. „tarcze Słupskiego”. Były to trójkątne proporczyki, rozpięte po między sprężystymi ramionami. Ściśnięte można było bardzo łatwo wysunąć na zewnątrz z wieży wozu, na specjalnie wykonanym w stropie wieży otworze – sprężyste ramiona rozchylały się, prostując tkaninę proporczyka. Był to niezły sposób na wzajemną wymianę sygnałów, choć mocno niedoskonały. Załogi innych wozów bardzo często się skarżyły, że odczytywanie znaków jest trudne, zwłaszcza w unoszonych tumanach kurzu lub pod słońcem.

Czołgi lekkie Vickers E w służbie Wojska Polskiego

Czołgi lekkie Vickersa, które zakończyły próby odbiorcze, kierowane były do warszawskiego 3. Batalionu Pancernego, do Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej i do zapasu mobilizacyjnego w obu tych formacjach. Pod koniec 1937 roku czołgi Vickers z 3. Batalionu Pancernego, który przezbrajał się w czołgi 7TP, przekazane zostały do Żurawicy, gdzie stacjonował 2. Batalion Pancerny.

W przededniu wybuchu II Wojny Światowej w 2. Batalionie Pancernym znajdowało się 5 czołgów lekkich Vickers jednowieżowych, klasyfikowanych jako zapas mobilizacyjny „a”, 6 jednowieżowych i 6 dwuwieżowych – w zapasie mobilizacyjnym i szkolnym „b” oraz 3 czołgi szkolne, dwuwieżowe jako zapas „c”. Razem miało to być 20 czołgów, ale jak się wydaje tkwi w tym rachunku jakiś błąd i czołgów łącznie ich było 19.

W Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej (11. Batalionie Pancernym) w sierpniu 1939 roku było 5 czołgów Vickers jednowieżowych zapasu „a”, w zapasowych „b” było 6 czołgów jednowieżowych i 6 czołgów dwuewieżowych. Czołgów kwalifikowanych jako zapas „c” w batalionie nie było. Czyni to razem 17 czołgów lekkich w 11. Batalionie Pancernym.

Jeden czołg dwuwieżowy wykazywany jest w spisach Biura Badań Broni Pancernych. Duży dziś panuje kłopot z ostatnim z 38 czołgów lekkich Vickers, jeśli tylko w 2. Batalionie Pancernym było rzeczywiście 19 wozów, a nie 20 wozów typu Vickers Mark. E, to możliwe, że czołg „38” to egzemplarz, który został eksperymentalnie przebudowany do standardu czołgu 7TP i liczony w zestawieniach jako czołg dwuwieżowy 7TP, czyli przy takiej spekulacji rachunkowej czołgów 7TP było ich w liczbie 134 +1, co dziś wydaje się najzupełniej prawdopodobne. Podaję tę informację też w tekście o czołgu lekkim 7TP.

W perspektywie wojennej oba bataliony pancerne miałyby wspólnie wystawić po samodzielnej kompanii czołgów lekkich, których dziś strukturę można przybliżyć ze sporym marginesem błędu. Wystawiono je, bo czołgów samych było generalnie za mało i na działania wojenne postanowiono wysłać również wozy, które nieco wcześniej były traktowane jako wozy wyłącznie do szkolenia. Czołgi te bywały w bardzo różnych stanach technicznych, od niekiedy bardzo dobrego po wprost niemożliwych do samego uruchomienia silnika. Brakowało też stanu etatowego sprzętu motorowego (samochodów, motocykli) i wielu pozostałych komponentów.

W stanie etatowym kompania czołgów lekkich Vickers powinna posiadać skład jak następuje:

1., 2., 3. Pluton Czołgów Lekkich – sprzęt: w każdym z plutonów czołg dowódcy plutonu, motocykl z wózkiem bocznym dowódcy plutony Sokół 1000. Dwa półplutony po 2 czołgi. Patrol reperacyjny – samochód ciężarowy półgąsienicowy wz.34 z przyczepką benzynową. Łącznie w plutonach miało się znajdować 15 czołgów, 3 zachody półgąsienicowe wz.34, 3 motocykle z wózkiem bocznym oraz 3 przyczepki benzynowe.

Pluton techniczno-gospodarczy – motocykl z wózkiem bocznym Sokół 1000, samochód ciężarowy Polski Fiat 621L. Drużyna techniczna – dwa samochody ciężarowe, jeden z beczkami paliwa, jeden materiałowo-sprzętowy Polski Fiat 621L.

Drużyna Gospodarcza – Szef kompanii 3 samochody ciężarowe Polski Fiat 621L i przyczepka kuchnia polowa.

Podstawowe dane taktyczno-techniczne: wersje Alternative A (dwuwieżowy) i Alternative B (jednowieżowy)

  • Masa wozu: Alternative A – 6750 kilogramów bez zamontowanego w wieżyczkach uzbrojenia, nieco ponad 7000 kilogramów z zamontowanym uzbrojeniem strzeleckim

  • Masa wozu: Alternative B – około 8000 kilogramów z zamontowanym uzbrojeniem

  • Wymiary konstrukcji – Alternative A: długość 4580 mm, szerokość 2410 mm, wysokość 2080 mm, prześwit kadłuba 380 mm

  • Wymiary konstrukcji – Alternative B: długość 4580 mm, szerokość 2410 mm, wysokość 2160 mm, prześwit kadłuba 380 mm (niektóre dane 375 mm)

  • Opancerzenie: przód i boki przedziału bojowego 13 mm, boki i tył przedziału silnikowego 8 mm, wieża 13 mm, góra i dół kadłuba, góra wieży 5 mm

  • Uzbrojenie wozów:

  • Alternative A – przydział ostateczny 2 ciężkie karabiny maszynowe wz.30 Browning z zapasem przewożonej amunicji karabinowej w liczbie 13 200 sztuk amunicji

  • Alternative B – armata czołgowa trzyfuntowa Vickers-Armstrong Q.F. 47 mm z zapasem przewożonej amunicji 49 naboi, ciężki karabin maszynowy 7,92 mm wz.30 Browning z zapasem przewożonej amunicji 5 940 naboi

  • Jednostka napędowa: silnik Armstrong-Siddeley, gaźnikowy, 4-cylindrowy, rzędowy, 4-suwowy, chłodzony powietrzem. Pojemność skokowa 6 667 cm3 o mocy 91,5 KM

  • Osiągi wozu: prędkość maksymalna do 37 km/h po utwardzonej szosie, średnie zużycie paliwa około 110 litrów na 100 km na szosie utwardzonej oraz do 200 litrów na 100 km w terenie

  • Załoga: trzech żołnierzy – dowódca, strzelec i kierowca czołgu

Czołg lekki Vickers E na wojnie w wrześniu 1939 roku

Polskie bataliony pancerne czasu pokoju były jednostajnymi administracyjno-szkoleniowymi, których podstawowym zadaniem było przygotowywanie i utrzymywanie zasobów mobilizacyjnych, tak ludzkich jak i sprzętowych. W chwili ogłoszenia mobilizacji ulegały one rozwiązaniu – poprzez wystawienie jednostek bojowych, a z ewentualnych „resztek” pochodzących z Ośrodka Zapasowego.

2. Batalion Pancernych, która stacjonowała w Żurawicy koło Przemyśla, miał na swoim składzie 19 egzemplarzy czołgów lekkich Vickers, które przejął z końcem 1937 roku z 3. Batalionu Pancernego. W mobilizacji wystawił on pośród innych oddziałów bojowych, wyposażoną w wozy Vickersa – 121. Kompanię Czołgów Lekkich. Nadliczbowe wozy Vickersa automatycznie znalazły się w Ośrodku Zapasowym nr 3, też wystawianym przez ten batalion.

121. Kompania Czołgów Lekkich weszła w skład całkowicie zmotoryzowanej 10. Brygady Kawalerii. Według pierwotnych etatów kompania powinna posiadać na stanie 16 czołgów, ale tego stanu nie udało się osiągnąć. Istnieją do dziś relacje, mówiące, że w 121. Kompanii Czołgów Lekkich ilość maszyn była oceniana na 7-8, a najwyżej 9 maszyn sprawnych technicznie. Oznaczało to, że w sumie cała kompania miała siłę dwóch plutonów pancernych. Niemal jest pewne, że wszystkie (albo większość wozów) była uzbrojona w krótkolufowe działko i ciężki karabin maszynowy. W pewnym stopniu potwierdzają to jednak nieliczne zdjęcia zniszczonych maszyn, zwłaszcza te, które można przypisać 121. Kompanii Czołgów Lekkich, to wyłącznie czołgu jednowieżowe.

Kompania weszła do walki 3 września 1939 roku, dwukrotnie kontratakując oddziały niemieckiej piechoty zmotoryzowanej z 2. Dywizji Pancernej pod Skomielną. Następnego dnia, znowu z niemałym powodzeniem powoli wspomogły na likwidację natarcia czołowych oddziałów 4. Dywizji Lekkiej, tracąc jednak w walce dwa czołgi. 5 września miała miejsce potyczka z niemieckim 33. Batalionem Pancernym ze stratą jednego czołgu.

W czasie trwania nocnego marszu z 7 na 8 września cześć kompanii stanęła z powodu braku paliwa. Załogi zdołały uruchomić trzy czołgi z pomocą mieszaniny nafty i spirytusu z pobliskiej gorzelni, ale z kompanią już się połączyć nie udało. Jeden z tych czołgów został zniszczony w walce, a dwa pozostałe wpadły w niemieckie ręce przy kapitulacji dywizji, do której przyłączyły się 16 września.

Pozostałe trzy czołgi wzięły udział 9 września 1939 roku w obronie Kolbuszowej – tracąc podczas walki trzy wozy. I tu zaczyna się pewien rachunkowy problem – w literaturze fachowej można odnaleźć informacje, że po 9 września w kompanii pozostało sześć maszyn. W walkach w dniach 17 i 18 września miały być utracone kolejne trzy czołgi, a w kompanii miały pozostać trzy maszyny i 20 żołnierzy. Po utracie w walce jeszcze jednego, dwa ostatnie czołgi zostały poddane siłom Niemieckim 20 września.

Ośrodek Zapasowy nr 3 z Żurawicy, z pozostawionych tam czołgów lekkich Vickers, ale nie wiemy dziś dokładnie z ilu czołgów. Razem z połączonym plutonem czołgów rozpoznawczych i samochodami pancernymi w nocy z 6 na 7 września rozpoczęła się ewakuacja całego ośrodka na Węgry. 18 września kolumna została zapadnięta przez czołgi z sowieckiej jednostki pancernej. W walce z przeciwnikiem zostały utracone dwa czołgi Vickers i trzy czołgi rozpoznawcze, lecz jednostce udało się przebić przez linię Rosjan. Ośrodek, już bez czołgów Vickers ostatecznie w dniu 19 września przekroczył on granicę węgierską, na pewno po drodze ponosząc straty sprzętowe.

12. Kompania Czołgów Lekkich zakończyła mobilizację 27 sierpnia 1939 roku. Została wystawiona przez 11. Batalion Pancerny z Modlina, przeznaczony dla Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej, w zamierzeniu stworzenia dużej jednostki zmotoryzowanej, w strukturze nieco podobnej do 10. Brygady Kawalerii, ale którą jeszcze wojna zastała na etapie formowania. Kompania ta posiadała etatową ilość czołgów na stanie – 16 egzemplarzy – 10 czołgów z działem oraz 6 w wersji dwuwieżowej.

Swój chrzest bojowy jednostka przeszła jednak dopiero 13 września, i to niezbyt fortunnie, bo w trakcie trwania manewru, gdzie weszła pod ogień, ponieważ w trakcie trwania manewru weszła pod celny ogień własnej piechoty i jednostka miała rannych żołnierzy.

Bezpośredni kontakt z nieprzyjacielem miała kompania pod Tomaszowem Lubelskim – rzucana kilkakrotnie do natarcia. 18 września posiadała na stanie 8 czołgów, ale już na dosłownie ostatnich kroplach paliwa. 19 września pozostał sprawny już tylko jeden wóz. Wieczorem tego samego dnia czołg wspierając natarcie polskiej piechoty, z powodu braku paliwa – pozostał porzucony w polu.

20 września żołnierze kompanii, wraz z całym zgrupowaniem, w składzie którego żołnierze walczyli, złożyli ostatecznie broń.

Ośrodek Zapasowy nr 1 posiadał na stanie jeden czołg z Modlina – po przeprowadzeniu mobilizacji oddziałów bojowych 11. Batalionu Pancernego przeformowany został automatycznie w Ośrodek Zapasowy nr 1, którego włączono podobno do mocno improwizowanego z „resztek” posiadanych 5. Batalionu Pancernego.

Z istniejących relacji naocznych świadków wszystko świadczy o tym, że był to czołg dwuwieżowy, pochodzący z 11. Batalionu Pancernego, pojechało na wojnę z 12. Kompanią Pancerną i były z nią do swojego końca w lasku pod Tomaszowem Lubelskim. Więc albo był to czołg dwuwieżowy, to mogła być to też dwuwieżowa wersja czołgu 7TP, a nie czołg lekki Vickers.

W drodze ku węgierskiej granicy oddział natknął się na sowiecką czołówkę oddziału pancernego – sam czołg, po krótkiej wymianie ognia został unieruchomiony i porzucony przez własną załogę.

Drewniano-metalowa makieta czołgi lekkiego Vickers Mark E

Autor – zdjęcia: Dawid Kalka

Bibliografia

  1. Rudy K, Czołg 7 TP – na miarę skromnych możliwości, Technika Wojskowa Historia 5/2013
  2. Korbal J., Wielki Leksykon Uzbrojenia – Wydanie Specjalne, Czołg Lekki Vickers Mark E, Edipresse Polska S.A., Warszawa 2019
  3. Jońca A., Wielki Leksykon Uzbrojenia Tom. 32, Czołg Lekki Vickers Mark E, Edipresse Polska S.A., Warszawa 2014
  4. J. Magnuski, A. Kiński, Czołg lekki „Vickers Mark E” w Wojsku Polskim cz.1, „Poligon” nr 3/2009
  5. https://pl.wikipedia.org/wiki/Vickers_E
  6. Wyszczelski L., Wojsko II Rzeczypospolitej, Bellona, Warszawa 2014