Sturmtiger

380 mm Samobieżny moździerz

 

Niemcy, Panzermuseum w Munster

Wśród różnych typów produkowanych w bardzo krótkich seriach specjalistycznych niemieckich pojazdów bojowych znaczącą grupę stanowiły wozy przeznaczone do bezpośredniego wsparcia ogniowego jednostek piechoty w walkach miejskich, noszące ogólną nazwę Sturmpanzer – czołgi szturmowe. Ich pierwowzorem były pojazdy określane Sturmgeschütz, które jednak były uzbrojone w artylerię mniejszego kalibru. Od wozów z uzbrojeniem w postaci 15 cm sIG 33 (150 mm ciężkim holowanym działem piechoty 1933), zwykle na podwoziu czołgu, najpierw lekkiego Panzer I, następnie Panzer II, modelu opracowanego na podwoziu czołgu średniego Panzer III czy opisywanego wcześniej Sturmpanzer IV, opracowanego na podwoziu czołgu Panzer IV, nazwane także Brummbär. Dalszy rozwój tej linii pojazdów doprowadził do powstania ostatniego wozu tego typu – Sturmtigera. Sturmtiger, oznaczony jako Panzermörser – Sturmpanzer VI, ale także Tiger-Mörser, Sturmmörser 606/4 czy wreszcie 38 cm RW61 Auf Sturmpanzermörser Tiger I Gerat21-526, był najpotężniejszym czołgiem szturmowym w historii wojskowości, został wprowadzonym do użytku w ostatnim roku II Wojny Światowej.

Historia konstrukcji

Prototyp modelu Sturmtiger z stalowymi kołami jezdnymi, wyposażonymi w gumowe bandaże

W pierwotnych projektach był jeszcze większy pojazd tej klasy – oznaczony jako Sturmpanzer Bär. W maju 1942 roku powstała koncepcja czołgu szturmowego, uzbrojonego w krótkolufowe działo kalibru 305 mm L/16, powstały na podwoziu gąsienicowym typu VK 4501. Rok później zakłady Kruppa przestawiły gotowy projekt pojazdu. Zastosowane w wozie podwozie miało w sobie łączyć elementy nowych czołgów średnich Panther oraz czołgu ciężkiego Tiger. Czołg szturmowy, nazwany Bär, miał ważyć 120 ton, a jego opancerzenie miało się składać z płyt o grubości do 130 mm, długość pojazdu miała wynosić 8200 mm. Uzbrojenie wozu miało zostać zainstalowane w nieruchomej nadbudówce i znajdować się z tyłu kadłuba. Przedział silnikowy miał zostać umieszczony z przodu kadłuba. Działo miało posiadać kąty podniesienia od 0 stopni do +70 stopni. Miało posiadać zasięg maksymalny do 10 500 m i strzelać pociskami o masie 350 kg, które miały zawierać 50 kg ładunku wybuchowego. W przedziale bojowym miało się znajdować łącznie 10 nabojów do haubicy. Koncepcja tego działa nigdy nie powstała, nawet w wozie eksperymentalnym.

W następstwie mocno się przeciągających walk miejskich w Stalingradzie, wówczas Adolf Hitler wpadł w jeden z swoich słynnych ataków furii i zażądał do swoich sztabowców i przemysłowców działa szturmowego zdolnego wjechać do opornego miasta i obrócić je w proch wraz z obrońcami. Niemiecka armia miała pod swoim dostatkiem ciężkich dział zdolnych do dokonania tego „czynu” była mało ruchliwa, przykuta głównie do linii kolejowych. Jeśli już nawet była zainstalowana na podwoziach gąsienicowych, jak 600 mm moździerz samobieżny typu Thor, to jego brak opancerzenia oraz wielkość średnio nadawała się do walk miejskich. Broń ta wymagała pracochłonnego ładowania i przygotowania do strzału, a rozmiary stosowanej amunicji powodowały, że nie można było jej zabierać zbyt wiele, dlatego mimo pewnych możliwości, tak naprawdę Hitler nie miał możliwości osiągnięcia tego „wymarzonego celu”. Dlatego zaproponowano zbudowanie nowej, samobieżnej haubicy kalibru 21 cm, na podwoziu gąsienicowym, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez Hitlera. Takie działo musiało by oczywiście posiadać odpowiedni zapas amunicji przewożony w kadłubie wozu, posiadać odpowiednie opancerzenie, by być jak najbardziej odporny na ogień obrońców. Masa takiego działa oraz zastosowany pancerz znacząco przekraczały możliwości nośne podwozia, zastosowanego w czołgu średnim Panzerkampfwagen IV, które przecież stanowiło do tej pory podstawę do wszelkich przeróbek, dlatego trzeba było się oprzeć o podwozie zastosowane w czołgu ciężkim. Rozpoczęły się prace nad wozem, oznaczonym roboczo jako Sturmtiger, ale mocno napięta sytuacja frontowa spowodowała znaczące opóźnienie, a w końcu do przerwania dalszych prac. Kiedy wściekły Hitler znowu psioczył na rozwój programu Sturmpanzerów, to właśnie wtedy na scenę wszedł Albert Speer i zaproponował Hitlerowi opracowanie nowego wozu Sturmtiger, który został by uzbrojony w nową, zmodyfikowaną broń – miotacz rakietowy bomb głębinowych kalibru 380 mm.

38 cm Raketen-Tauchgranatenwerfer L/5,4 (38 cm RTgW L/5,4), był odtylcowo ładowany rakietowym miotaczem bomb głębinowych (38 cm Raketen-Tauchgranate, 38 cm Rtg), który został skonstruowany przez firmę Rheinmetall-Borsig z Düsseldorfu, w jej zakładzie, zlokalizowanym w Sömmerda dla sił Kriegsmarine. 38 cm RTgW L/5,4 służył do obrony morskich podejść do baz morskich przed nieprzyjacielskimi okrętami podwodnymi i miniaturowymi okrętami podwodnymi, a z tej racji był on przeznaczony do montowania na lądzie, w betonowych schronach, zlokalizowanych na podejściach morskich do portu, a nie na jednostkach morskich. Z powodu bardzo niewielkiego zasięgu, nie przekraczającego 3000 metrów zasięgu, pole ostrzału takiego miotacza zamontowanego na obrotowej podstawie w bunkrze nie było zbyt duże. Więc już w 1941 roku i 1942 roku planowano stworzenie specjalnego gąsienicowego pojazdu do przenoszenia uzbrojenia w postaci 38 cm RTgW L/5,4m żeby w ten sposób wprowadzić odpowiednią manewrowość dla tej broni. Niemiecka Marynarka Wojenna nie miała jednak odpowiedniego zaplecza, pozwalającą na skonstruowanie odpowiedniego podwozia gąsienicowego, a wojska lądowe, mające przecież monopol na produkowany sprzęt pancerny; stały na gruncie, a ich priorytetem były dalej czołgi i lżejsze działa szturmowe. W dalszym rezultacie tych działań lądowy, gąsienicowy miotacz rakietowy upadł, zanim przystąpiono do jakichkolwiek bardziej rozwiniętych prac konstrukcyjnych przy opracowywaniu prototypu. Sam pomysł opracowania takiego pojazdu został jednak zapamiętany, a przez samego Führera zaakceptowany.

W oczach zwykłego dyletanta do spraw wojskowości, który miał się za największego stratega w historii, nowy projekt czołgu szturmowego miał łączyć najlepsze cechy: czołgu ciężkiego Tiger, najnowocześniejszą technikę – artylerię rakietową i jeszcze miał coś wspólnego z okrętami podwodnymi. Projekt w jego oczach musiał być skazany na wielki sukces. Po kolejnej konferencji z Hitlerem w dniach 4 i 5 maja 1943 roku – Albert Speer zanotował, że sam pomysł bardzo się spodobał Hitlerowi. Jednak jednocześnie po rozmowie z Guderianem, Hitler zgodził się, e produkcja czołgów średnich i ciężkich dla niemieckich sił zbrojnych jest priorytetem i powstanie, a następnie produkcja seryjna Sturmtigera nie może z tym kolidować. Spowodowało to sprzeczność w zaistniałej sytuacji, jednak zdołano rozwiązać to w bardzo prosty sposób. Produkcję wozów Sturmtiger miano oprzeć o wozy Tiger, które były wycofywane z linii frontu do Rzeszy, w celu przeprowadzenia ich generalnego remontu, a ich produkcja miesięczna miała sięgać dziesięciu sztuk.

Seryjny egzemplarz działa szturmowego Sturmtgier w trakcie testów na poligonie w Kummersdorfie, jesień 1944 roku

W dniu 5 sierpnia 1943 roku Hitlerowi przedstawiono plany wozu Sturmtiger, który został uzbrojony w zmodyfikowany miotacz rakietowy. Idąca zmiana polegała na daleko znaczącej przebudowie samego miotacza rakietowego i stworzenia dla niego nowej amunicji, w tym przede wszystkim granatu burzącego, zdolnego penetrować konstrukcję budynków. Dotychczas stosowany pocisk był bowiem przeznaczony do działania przede wszystkim efektem powstającego podczas eksplozji podmuchu, dodatkowego potęgowany przez efekty hydrostatyczne. Burzenie stanowisk bojowych w budynkach, schronach, wymagało natomiast stworzenie odpowiedniego pocisku (granatu burzącego), o konstrukcji na tyle solidnej, aby mógł on odpowiednio głęboko wniknąć w strukturę ostrzeliwanego budynku, a następnie eksplodować, tam, gdzie mógł on wyrządzić największe szkody całej konstrukcji. Wkrótce stworzono nowy granat, ale jednocześnie powstał inny problem; zwalczania lepiej ufortyfikowanych pozycji bojowych, który także postanowiono rozwiązać, tworząc dla RW 61 granat wyposażony w duży ładunek kumulacyjny. Z oboma modelami granatów były ciągłe problemy. Zmiana kształtu pocisku i jego aerodynamiki oraz przeprowadzona przebudowa samej lufy miotacza, przy zachowaniu niezmienionej części napędowej pocisku, pozwoliło na niemal dwukrotne zwiększenie zasięgu wystrzeliwania, do koło 5700 metrów. Nowe działo zostało oznaczone jako 38 cm Raketenwerfer 61 (38 cm RW 61). Hitler zatwierdził plany i nakazał firmie Alkett z Berlina-Spandau budowę prototypu działa szturmowego, które miało być gotowe do prób polowych w październiku tego roku.

Ogólny układ konstrukcyjny nowego pojazdu był bardzo podobny do zastosowanego w wozie Sturmpanzer IV Brummbär. Na zastosowanym podwoziu gąsienicowym z wozu Tiger, zabudowano wysoką i dość kanciastą nadbudówkę, gdzie na czołowej płycie pancernej zainstalowano główne uzbrojenie w postaci 380 mm moździerza rakietowego RW 61. 20 października 1943 roku na poligonie wojskowym w Orzyszu (wówczas Arys), ulokowanego w Prusach Wschodnich. Został tam zaprezentowany nowy czołg szturmowy. Do budowy podwozia użyto czołgu Tiger po generalnym remoncie, pochodzącego z środkowej serii produkcyjnej (koła nośne posiadały gumowe bandaże), nadbudówkę kadłuba mieściła przedział bojowy, została wykonana z płyt tzw. „żelaznych” – stalowych, używanych do produkcji kotłów. Prototypową nadbudówkę dostarczyła firma Eisenwerke Kirchmörser z Brandenburgii, która miała potem produkować pancerne nadbudówki dla seryjnych wozów Sturmtiger.

Przedmieścia Warszawy (Powstanie Warszawskie), sierpień 1944 roku

Sztab generalny nie był zachwycony nową zabawką Naczelnego Wodza. Doskonale zdawano sobie sprawę, że ogólnie panująca sytuacja na frontach, powodowała, że nie było zbyt wiele szans na szturmowanie dlaczego trzeba było myśleć przede wszystkim o prowadzeniu działań obronnych, a tutaj cenniejsza była broń przeciwpancerna oraz lżejsze działa szturmowe/samobieżne kalibru 10,5 cm i 15 cm. Dlatego niemieccy generałowie robili dobrą minę do złej gry, dlatego „fałszywie” się cieszyli, że taka „wspaniała” broń. Prowadzili swoistą grę, podcinając skrzydła, aby sama konstrukcja nie weszła za wcześnie do produkcji, blokując wszelkie prace konstrukcyjne. Wykorzystano problemy z uruchomieniem amunicji, potem bardzo wąskie gardło, jakim był transport kolejowy oraz remonty czołgów ciężkich. Czas biegł, a możliwość uruchomienia produkcji 10 wozów Sturmtiger na miesiąc, albo w ogóle stworzenia 10 wozów była jak dotąd nieosiągalna. Jednak szanse niemieckich generałów powoli się wyczerpywały, tylko nie upartość samego Hitlera. Ostatecznie udało się zakładom Alkett wygospodarować 12 podwozi dla przyszłych czołgów szturmowych.

Plan budowy aż dziesięciu wysoko wyspecjalizowanych pojazdów szturmowych miesięcznie, szczególnie jeżeli do tego celu miano używać podwozi czołgów ciężkich Tiger, które były mocno wyeksploatowane lub uszkodzone podczas działań na froncie, sprowadzone do Niemiec, gdzie następnie poddano je generalnemu remontowi, który miał je doprowadzić do standardów maszyn, pochodzących z późnej serii produkcyjnej – wozy te miały posiadać w pełni stalowe koła nośne, montowane silniki typu HL 230 P45. Ostatecznie zostało zbudowanych 18 wozów Sturmtiger, z tego jeden prototyp powstały jesienią 1943 roku, 12 seryjnych wozów powstało w lecie 1944 roku, które zostały oddane do niemieckiej służby, w okresie pomiędzy 13 sierpnia, a 21 września, a pozostałe pięć maszyn w grudniu 1944 roku. Numery seryjne zachowanych do dnia dzisiejszego podwozi wozów Sturmtiger od Muzeum w Kubince (250043) oraz w muzeum w Sinsheim, rzeczywiście świadczy, że była to produkcja na podwoziach czołgowych pochodzących z odzysku. Nowy pojazd został przyjęty do uzbrojenia jednostek Wehrmachtu i wpisano na listę sprzętu bojowego (typowego) dopiero 6 października 1944 roku, nadając mu indeks materiałowy 21-562.

Prototyp Sturmtigera podczas oficjalnej prezentacji przed Adolfem Hitlerem, poligon w Arys w Prusach Wschodnich, 20 października 1943 roku. Pojazd posiadał nadbudówkę wykonaną ze stali nieutwardzanej oraz koła jezdne z gumowymi bandażami

Rozwój moździerza RW 61

380 mm moździerz RW 61 strzelał ładowanymi odtylcowo nabojami bezłuskowymi, które opracowano specjalnie dla tej broni. Pierwotny projekt pocisku miał formę mocno zbliżoną do granatu, używanego w klasycznej artylerii polowej, z ostrołukowym przekrojem części czołowej, zbiegającej się do zapalnika uderzeniowego wkręcanego w szczyt skorupy. Próby prowadzone z modelem dowiodły, że pocisk tego kształtu przy zachowaniu długości całkowitej bezłuskowego naboju (kalibru 1440 mm, z tego 950 mm, przypadało bezpośrednio na granat), nie mieści zakładanej ilości materiału wybuchowego. Potrzebny był pocisk bardziej tępołukowy, szerszy w części czołowej, który przypominał by inne pociski stosowane jak dotąd w niemieckiej artylerii rakietowej. Jego część napędowa pozostała bez zmian, w formie cylindra o długości 470 mm, zawierającego komorę spalania, w której mieściło się aż 45 kilogramów prochu diglikolowego w postaci rurowatych ziaren. Gazy powstające przy spalaniu tego ładunku wydostawały się przez 32 ukośne dysze rozmieszczone wokół obwodu dna części napędowej. Ich ukośne ustawienie nadawało wystrzeliwanemu pociskowi ruch obrotowy, stabilizujący go w locie. Oprócz nich pocisk był zaopatrzony w umieszczone w obwodzie części napędowej dziewięć ukośnych występów prowadzących, współpracujący z bruzdami przewodu lufy. Pierwotnie sam miotacz miał w lufie gwint 9-bruzdowy, lecz w ostatnich egzemplarzach produkcji seryjnej zastąpiono go gwintowanym 36-bruzdowym. Zmiana ta nie miała żądnego wpływu na polepszenie stabilizacji i wynikała jedynie z chęci ułatwienia pracy dwóm ładowniczym. Przy konieczności trafienia dziewięcioma umieszczonymi zaledwie 40 mm od dna występami w dziewięć bruzd często dochodziło do konieczności obracania już niemal w pełni wprowadzonego do zamka działa pocisku rakietowego. Służył do tego specjalny klucz czołowy z dwoma czopami, które wprowadzało się w otwory dyszy gazowych w dnie części napędowej, obracany następnie przez obu ładowniczych w wozie, do momentu, aż występy prowadzące wskoczyły na swoje miejsce i pocisk dawał się wprowadzić całkowicie do komory nabojowej wyrzutni. Przy czterokrotnym zwiększeniu liczby bruzd w lufie, wartość kątowa, o którą należało obrócić ważący ponad 330 kilogramów pocisk rakietowy, malała czterokrotnie, z 40 stopni do zaledwie 10 stopni.

Widok na wnętrze Sturmtigera po zdemontowaniu nadbudówki. Wóz został zdobyty przez Brytyjczyków. W przedzie, po lewej stronie, widać wolant sterowniczy i stanowisko kierowcy. Po prawej przestrzeń, którą zajmował radiooperator – brak jednak radiostacji na półce. Na środku widoczny jest rampa załadunkowa z rolkami ułatwiającymi wsuwanie nabojów do lufy. Po bokach widnieją puste zaczepy amunicyjne

Kiedy wreszcie uporano się ze skonstruowaniem granatu burzącego do wozu Sturmtiger, zaczęły się przygotowania do wprowadzenia go do produkcji seryjnej, a wraz z tym zaczęły się piętrzyć nowe schody. Najpierw trzeba było w mocno już przeciążonym systemie zasilania w amunicję, znaleźć nowego producenta, zdolnego by skonstruować, wdrożyć do produkcji i wytwarzać planowane na początku 300 sztuk naboi bezłuskowych miesięcznie. Rozwiązanie tych problemów trwało bardzo długo, a tak cennego czasu przecież nie było – sam pojazd, choć jeszcze z nadbudówką, wykonana z stalowych płyt niepancernych, był gotów 20 października, kiedy zaprezentowano do samemu Führerowi. Samej amunicji wtedy jeszcze nie było i dość długo jeszcze jej nie miało być – pierwsze próbne strzelania prowadzone bombami głębinowymi do RTgW L/5,4. Pierwszą partię eksperymentalnych granatów burzących Raketen-Granate 4581 dostarczono dopiero na wiosnę 1944 roku i rezultaty ich użycia były mało zachęcające. Nie dojść, że występowały poważne problemy z zapalnikami, prowadzące do dużego odsetka niewybuchów, to jeszcze sam miotacz okazał się bardzo nie celny. Przy maksymalnym zasięgu, wynoszącego ok. 5700 metrów, przy podniesieniu 45 stopni, rozrzut wystrzelonego pocisku rakietowego mieścił się w kole o średnicy 4% maksymalnej odległości. Co jak nie trudno policzyć wynosiło ok. 230 metrów, czyli cały kwartał domów. Przyczyną był przede wszystkim zastosowany w pocisku jego rakietowy napęd. Pocisk tego kalibru miotany z klasycznej, długiej lufy byłby znacznie celniejszy, ale działo tego kalibru musiało by znieść potężny odrzut, konieczność jego opanowania uniemożliwiałaby montaż na podwozi czołgu, nawet ciężkiego wozu Tiger I. Zastosowany układ pozwalał zaoszczędzić na masie i kubaturze działa, ale zmiana masy wylatującego pocisku o 14% na skutek spalenia ładunku prochowego przesuwała środek ciężkości na tyle daleko, że o zachowaniu celności nie było oczywiście mowy. Na tle ówcześnie istniejącej w Niemczech artylerii rakietowej celność moździerza RW 61 i tak nie wypadała najgorzej (na przykład holowana wyrzutnia 15 cm Nebelwerfer 41 posiadała rozrzut o wartości 10% dystansu na odległości rzędu 3800 m). Po zmniejszeniu dystansu do bardziej realistycznego, zwłaszcza w warunkach walk miejskich, rzędu 1000 m, rozrzut spadał do 1% odległości – czyli ok. 10 metrów. To już mniej, niż szerokość jednej kamienicy. 20 kwietnia 1944 roku, czyli w swoje 55 urodziny, Adolf Hitler był świadkiem prezentacji prototypowych pojazdów bojowych, w tym Sturmtigerów, które przedefilowały odciskiem niemieckiej autostrady w pobliżu zamku Klessheim. Sama prezentacja zrobiła na nim takie wrażenie, że pomimo niepomyślnych raportów z prób poligonowych, Hitler nakazał wprowadzenie wozu do produkcji seryjnej i jak najszybsze stworzenie pierwszego tuzina pojazdów.

Z samego Berlina przyszło wkrótce kolejne polecenie – wóz Sturmtiger ma być zdolny do niszczenia grubo opancerzonych, ufortyfikowanych pozycji obronnych. W tym celu dla moździerza rakietowego nowego pocisku. Nowy granat miał zawierać dużą wkładkę kumulacyjną, oznaczony jako 38 cm Raketen-Hohllandungsgranate 4592 (38 cm R Hl Gr 4592). Jednocześnie, dotychczas już istniejący granat burzący otrzymał nazwę: 38 cm Raketen-Sprenggranate 4581 (38 cm R Spr Gr 4581).

Schemat pancerza Sturmtigera, w którym pominięto resztki dolnej połowy płyty kierowcy i górnej części glacis, które znajdowałyby się tuż za dolną krawędzią 150 mm grubości przedniej płyty w Sturmtigerze. Ten schemat pomija również pancerny płaszcz wokół lufy działa

Pocisk takiego typu został w końcu opracowany, ale trudności jakie podczas jego użycia były bardzo podobne, jak w przypadku granatu burzącego 38 cm R Spr Gr 4581 i doprowadzenie nowego, całkowicie bezużytecznego w świetle doniesień z frontu pocisku trwało do samego maja 1945 roku, kiedy III Rzesza Niemiecka ostatecznie skapitulowała. Amunicja z granatem kumulacyjnym nigdy nie weszła do użytku bojowego, choć być może w końcowym okresie walk zużyto jakieś zapasy, pochodzące z amunicji eksperymentalnej tego typu. W ciągu całego cyklu badań i niewielkiej bojowej kariery wozu Sturmtiger podczas trwania II Wojny Światowej, niemiecki Heereswaffenamt przyjął do uzbrojenia zaledwie 317 sztuk amunicji do niego, co daje tak naprawdę mniej niż półtorej jednostki ognia (JO), na każdy zbudowany jeden pojazd. Jak w tak mocno spartańskich warunkach można było prowadzić odpowiednie szkolenie strzeleckie z tej broni, pozostaje po dziś dzień jedną z wielu nierozwiązanych zagadek III Rzeszy.

Opis techniczny

Widok stanowiska kierowcy z przodu po lewej stronie Sturmtigera wyraźnie pokazuje zarówno jego optykę wizyjną, jak i to, że oryginalny glacis pozostał nienaruszony, a oryginalna płyta kierowcy została po prostu odcięta wzdłużnie, aby uzyskać nową płytę przednią

380 mm moździerz szturmowy RW 61 osadzono na mocno przerobionym podwoziu czołgu ciężkiego Panzerkampfwagen IV Tiger Ausf. E. Zmiany w konstrukcji wynikały z zastosowania na ty podwoziu dużej, stałej nadbudówki, mieszczący przedział bojowy wozu Sturmtiger z 380 mm moździerzem i parkami amunicyjnymi oraz specjalistycznym wyposażeniem umożliwiającym przeładowanie moździerza.

Wóz Sturmtiger był cięższy od zwykłego Tygrysa, ważył on ok. 65 000 kg, na co składała się przede wszystkim zwiększona masa zastosowanego w wozie opancerzenia. Płyta czołowa Sturmtigera miała aż 150 mm grubości. Część wozów, w tym prototyp i co najmniej jeden egzemplarz z pierwszej serii produkcyjnej, posiadały jeszcze dodatkowe płyty pancerne o grubości 50 m, które były mocowane za pomocą 13 śrub (siedem z górnym rzędzie i sześć w dolnym), na dolnej płycie czołowej pojazdu, co ujednolicało grubość opancerzenia czołowego do 150 mm, na całej jego powierzchni. Później zrezygnowano z jej stosowania, ponieważ przy ówczesnych wozach pancernych przeciwnika, co wykazywało, że nawet „tylko” 100 mm” pancerna płyta stalowa w dolnej części jest wystarczająca, chociaż oczywiście Sturmtiger nie był przeznaczony do walki z wozami bojowymi przeciwnika. Dodatkowa 50 mm płyta pancerna i masywne śruby były już tylko balastem dla i tak mocno przeciążonego podwozia wozu, a na pewno dla jego przednich wahaczy.

Widok Sturmtigera z góry pokazujący duży prostokątny właz dachowy służący do przeładowywania

Ponieważ wóz Sturmtiger nie posiadał ani dachu przedziału kierowania, ani górnej płyty czołowej przedziału kierowania, a więc, obu miejsc gdzie zwykłych miejscach znajdował się reflektorów w czołgach ciężkich Tiger I, został on zamontowany na lewym przednim rogu pokrywy przekładni. Tak zamontowane były reflektory z wozu prototypowego i egzemplarza zdobytego w lutym 1945 roku w Reichswaldzie, ale już wóz Sturmtiger z grudniowej serii produkcyjnej (z końca 1944 roku), który został zdobyty w kwietniu 1945 roku w Minden nie miał nawet podstawy reflektora.

Sam pojazd był krótszy od czołgu ciężkiego Tygrys – jego lufa nie wystawała poza przednią krawędź kadłuba wozu i nieznacznie niższy (2850 mm wobec 2930 mm). Jednak ze względu na zamontowanym w uchwytach na tylnej ścianie dźwigiem, do pomocy przy ładowaniu do moździerza nabojów, wysokość pojazdu znacznie wzrastała i wynosiła 3450 mm. Nadbudówka sięgająca od czołowej płyty pancernej do przegrody przedziału silnikowego zbudowana była z pięciu płyt pancernych: czołowej, bocznych, tylnej i stropowej. Zastosowana płyta czołowa, największa i najcięższa, o grubości 150 mm, pochylona była pod kątem 45 stopni. Wycięto z niej otwory na jarzmo dla moździerza, na jego celownik, stanowisko kadłubowego uniwersalnego karabinu maszynowego Maschinengewehr 34 kalibru 7,92 mm i przyrząd obserwacyjny dla kierowcy wozu. Płyty boczne nadbudówki miały płyty pancerne pod kątem 60 mm i nachylono je pod kątem 80 stopni, z czołową płytą nadbudówki, jak i tylną były połączone za pomocą wpustów. Na górnej części wewnętrznej powierzchni płyty mocowano uchwyty do przewożenia liny holowniczej. Z zachowanych archiwalnych fotografii, można stwierdzić, że panowała w tym zakresie spora dowolność. Jeden pojazd posiada te uchwyty tylko i wyłącznie na prawej burcie wozu, natomiast pojazd kolejny wyłącznie na lewej burcie, inny z obu burt posiada takie uchwyty, natomiast jeszcze inny wóz nie ma ich wcale, podobnie jak w wozie prototypowym. W obu burtach nadbudówki zostały wycięte otwory, dające możliwość załodze prowadzenie ognia przez nie, z broni osobistej, zasłaniane pancernymi czopami na łańcuszkach. W górnych rogach obu płyt bocznych, przyspawano cztery zaczepy do unoszenia płyty stropowej nadbudówki, a które w razie potrzeby nakładano specjalne uchwyty z łańcuchami, zawieszane na haku suwnicy bramowej, używane przez jednostki remontowe ciężkich batalionów czołgów. Płyta tylna nadbudówki o grubości 80 mm, była nachylona pod kątem 80 stopni. Posiadała na środku duży, okrągły właz, przeznaczony dla załogi wozu. W górnej części lewej strony tylnej płyty przyspawane były dwa uchwyty na wyposażenie. Z prawej strony zamocowany był ręczny żurawik, przeznaczony do ładowania amunicji, umieszczona równolegle obok niego podstawa anteny prętowej radiostacji pokładowej FuG 5. Pozwalała ona na porozumiewanie się w pasmie od 27,2 MHz do 33,3 MHz. Zestaw ten był złożony z 10 watowego nadajnika 10 W,.S.c (trzy lampy typu RP 12P 35 oraz jedna RP 12P 4000) i odbiornika fal ultrakrótkich UKW. E. e. (siedem lamp typu RV 12P 400). Całość była uzupełniane przez przetwornicę, umożliwiającą zasilanie wprost z akumulatorów oraz umieszczona w gnieździe z twardej gumy zlokalizowanym przy prawej tylnej krawędzi nadbudowy. Antena prętowa (Sabantenne) o długości 2000 mm. W ruchu zasięg maksymalny wynosił do 6500 mettów, w postoju do prawie 10 000 metrów. Do kontakty po między załogantami, podobnie jak w czołgu ciężkim Panzerkampfwagen VI Tiger I służył telefon pokładowy – interkom. Instalacja elektryczna wozu była jednoprzewodowa o napięciu znamionowym 12 V, zasilana była z prądnicy Bosch GULN 100/12-100 oraz dwóch, umieszczonych w metalowych skrzynkach akumulatorów ołowiowych Bosch 12B 150. Dostarczała ona prąd do rozrusznika, oświetlenia zewnętrznego: przedniego reflektora zainstalowanego z przodu, z lewej strony oraz tylnego światła pozycyjnego, którego nierzadko brakowało, tablicy rozdzielczej obok kierowcy-mechanika oraz celownika uzbrojenia głównego. Właz załogi, o grubości podobnie jak płyta – 80 mm, otwierał się na zawiasie w lewo, na zewnątrz. Przedział bojowy nakrywała od góry pozioma płyta stropowa o grubości 25 mm. W płycie tej została wycięte otwory na właz amunicyjny, pokrywę przyrządu obserwacyjnego dla dowódcy oraz dwa wentylatory: większy, który został osłonięty wysokim kołpakiem w przednim prawym rogu stropu, tam, gdzie po otwarciu zamka wydostaje się najwięcej gazów prochowych i mniejszy z lewej strony pokrywy peryskopu dowódcy. Okrągła po0krywa peryskopu dowódcy oprócz osłony stereoskopowego, panoramicznego przyrządu obserwacyjnego zaopatrzona była także w otwierane z wnętrza pojazdu – otwory, przez które wystawiane mogły być obiektywy lornety nożycowej typu Scherenfernrohr 14Z (Sf 14Z). Nieco ponad półtorametrowej długości prostokątny właz amunicyjny, nakrywany był dwuczęściową pokrywą. Jej przednia prostokątna część długości około 1000 mm zdejmowana była tylko na czas ładowania amunicji i nawet nie posiadała zawiasów. Tylna kwadratowa o boku 500 mm, otwierała się na zawiasie do tyłu i służyła również jako właz dla dowódcy. W tej pokrywie zamontowany był miotacz pocisków dymnych i przeciwpiechotnych Nahverteidigungswaffe. Cała nadbudówka pancerna mocowana była do podwozia za pomocą 32 bolców ze stożkowymi łbami, wprowadzonych na zewnątrz płyt: 20 z nich wystaje z płyt nadbudówki, cztery z tylnej i po osiem z każdej bocznych. 12 pozostałych, w trzech grupach po dwie, wkręconych było w boczne płyty kadłuba wzdłuż krawędzi bocznych płyt nadbudówki.

R.aG43 w Tøjhusmuseet w Kopenhadze, Dania, oznaczony „bwo 38cm R.ag.M43 Nr.10”

Po lewej stronie płyty czołowej znajdował się przyrząd obserwacyjny, używany przez kierowcę wozu (Marine PaK ZEC-42), a nad nim otwór na obiektyw celownika panoramicznego PaK Zf 3 x 8. Kadłubowy karabin maszynowy Maschinenegewehr 34 z zapasem 600 sztuk nabojów 7,92 mm x 57 mm (cztery worki taśmowe), umieszczony był w jarzmie kulistym typu Kugelblende 150, podobnie jak w dziale przeciwpancernym, opracowanym na podwoziu czołgu średniego Panther – Jagdpanther i czołgu szturmowego Sturmpanzer IV Brummbär, po prawej stronie ukośnej płyty czołowej płyty pancernej przedziału bojowego. Czołgowy wersja uniwersalnego karabinu maszynowego Maschinengewehr 34, nazywany czasem „Panzerlauf”, często pozbawiona była stosowanej w jednostkach piechoty kolby, chociaż kolba zdejmowana znajdowała się wraz z dwójnogiem, jako standardowe wyposażenie załogi w wozie. Na wypadek, gdyby zaszła potrzeba jego użycia poza wozem. Od wersji podstawowej odróżniał ją także brak zaczepu do montowania dwójnogu pod przednim końcem osłony lufy (w wariancie dla piechoty Maschinengewehr 34 dwójnóg można było zamontować w dwóch pozycjach – tuż za komorą zamkową i pod wylotem lufy). Wynikało to z konieczności montowania karabinu w jarzmie pancernym: wystający zaczep przeszkadzałby w usuwaniu lufy na zewnątrz. Sama osłona lufy była także inna, zamiast perforowanej blachy stalowej, składała się ona z dwóch arkuszy blachy pancernej, pomiędzy którymi u dołu i u góry osłony ciągną się szczeliny, które umożliwiają chłodzenie lufy karabinu. Jarzmo typu Kugelblende 150 (jarzmo kulowe do płyty pancernej o grubości 150 mm) umożliwiało wychylanie kadłubowego Maschinengewehr 34 po 5 stopni w obie strony, natomaist w pionie wynosiło to od -10 stopni do +15 stopni. Prócz samego karabinu w jarzmie zastosowano celownik optyczny typu KZF 2 o stałym powiększeniu 1,8 x. Sam karabin był zainstalowany w jarzmie na kołysce, którą można było poruszać dla specjalnego manipulatora, z zamontowanym na nim spuście.

Zasadniczym uzbrojeniem samobieżnego moździerza Sturmtiger jest moździerz rakietowy o kalibrze 380 mm, oznaczony jako RW 61. Była to broń stromotorowa o niewielkim, w stosunku do użytego kalibru zasięgu, maksymalnie do 5700 mm, przy kącie podniesienia 45 stopni. Jarzmo umożliwiało wychylenie lufy w zakresie od 0 stopni do +70 stopni w płaszczyźnie pionowej i zaledwie po 3 stopnie na każdą stronę w płaszczyźnie poziomej. Kula jarzma osłonięta była przez uszkodzeniem pancerną osłoną w formie kształtu kielicha, nakładaną specjalnie na lufę. Mimo potężnej masy tej osłony, sama okazała się nadal zbyt lekka i nie zrównoważyła masy części zamkowej, toteż na jej wylot zakładano jeszcze dodatkowe obciążniki w postaci kręgów mocowanych do czterech występów będących częścią osłony.

Przewód wewnętrzny moździerza RW 61

Zapas przewożonej amunicji wynosił 14 bezłuskowych nabojów: po sześć sztuk w parkach amunicyjnych po obu stronach lufy, jeden na pochylni ładunkowej i jeden w lufie miotacza. Pociski stabilizowane były obrotowo – rura rdzeniowa była gwintowana i nadawała prędkość obrotową, podtrzymywana następnie przez powstające gazy, tworzące się przy spalaniu ładunku miotającego, wyprowadzane przez 32 ukośne dysze (podobnie jak w pocisku rakietowym do miotacza Nebelwerfer). Mierzący niemal półtora metra nabój bezłuskowy, zawierał pocisk rakietowy (granat) o masie 330 kg z łącznie 135 kg ładunkiem wybuchowym (38 cm R Spr Gr 4581) lub ładunkiem kumulacyjnym o masie 125 kg (38 cm R Hl Gr 4592) zdolnym przebić żelbetonową ścianę o grubości dochodzonej do 2500 mm oraz ładunek miotający o masie 45 kg, którego spalanie nadawało mu prędkość początkową dochodzącą do 250 m/s. Tutaj dodatkowe 50 m/s dawały powstające gazy rozprężające w przestrzeni pomiędzy dwiema współosiowymi rurami, z których składa się lufa. Gazy przepływać mogły swobodnie pomiędzy bruzdowaną rurą rdzeniową lufy stanowią komorę wysokiego ciśnienia, a pełnią rolę komory niskiego ciśnienia przestrzenią pomiędzy nią, a płaszczem lufy. Po wystrzeleniu pocisku, gazy wylatując ma zewnątrz przez otwory gazowe w wylotowym płasku lufy, skutecznie zmniejszały parcie na zamek, lufę i czopy kołyski. Otworów tych mogło być 20 (rozłożonych równomiernie wokół wylotu: lufę z taką liczbą otworów gazowych posiadał prototypowy wóz Sturmtigera), 30 – rozłożonych równomiernie wokół wylotu, 31 – 16 w dolnej części i 15 w części górnej: to właśnie taki układ był stosowany najczęściej lub nawet 40 – tyle posiada egzemplarz eksponowany w Muzeum Broni Pancernej w Kubince. Sam moździerz był ładowany odtylcowo, a pracochłonny system ładowania zajmował dobrze wyszkolonej załodze wozu zajmował aż 10 minut. To nic dziwnego, jeśli się wie, że aby po strzale przeładować działo, trzeba: opuścić lufę do położenia na 0 stopni, co przy wyposażeniu podstawy jedyne w ręczne pokrętła do nadawania kąta podniesienia sięgającego +70 stopni, co musiało trwać bardzo długo, otworzyć zamek klinowy, co znowu wymagało około 20 obrotów korby zamkowej obracającej koło zębate, które działając na listę zębatą klina zamkowego, przesuwało go w prawe skrajne położenie następnie przy pomocy umieszczonej pod stropem przedziału suwnicy należało podnieść ważący 330 kg półtorametrowy nabój z gniazda w lewoburtowym lub prawoburtowym parku amunicyjnym i przełożyć na pochylnię ładunkową umieszczoną bezpośrednio za zamkiem. Kiedy już nabój został za pomocą łańcuchowego wielokrążka opuszczony na pochylnię, cała wolna załoga poza kierowcą (dowódca, celowniczy i dwóch ładowniczych) wypychała go specjalnym stemplem do komory nabojowej moździerza po sześciu rolkach pochylni. Pocisku nie dało się tak po prostu wbić do lufy, trzeba było go powoli wprowadzać, aż występy prowadzące napotkały aż występy prowadzące napotkały na bruzdy gwintu, a wtedy przerwać ładowanie. Jeśli występy prowadzące nie trafiły dokładnie w bruzdy (cztery na pięć prób), należało wtedy użyć specjalnego klucza czołowego z dwoma czopami, które wprowadzano w dysze wylotowe dna pocisku. Pocisk obracano tak długo, aż zaczepy zaskoczyły. Po założeniu klucza dwaj członkowie załogi napierali na jego końce i obracali cały nabój. Jeśli został on wprowadzony do komory zbyt energicznie i występy zablokowały się w stożku przejściowym, trzeba było w otwór w gniazda ładunku inicjującego podsypki wkręcić korek zakończony pętlą ze stalowego pręta, przez nią przełożyć łom i opierając go o obsadę zamkową wycofać pocisk na tyle, żeby możliwe było jego obrócenie. Oczywiście na czas wycofania pocisku trzeba było zdjąć klucz do jego obracania. Po umieszczeniu pocisku na miejscu należało wykręcić korek z pętlą z gniazda ładunku inicjującego, a na jego miejsce wkręcić ładunek inicjujący, otworzyć gniazdo zapłonnika w klinie zamkowym, włożyć zapłonnik, następnie zamknąć zamek, znowu kręcąc korbą, aż klin przesunie się tym razem w lewo, teraz można było nadać lufie pożądany kąt podniesienia i ewentualnie skorygować punkt celowania. Jeśli poprawka przekraczała 1,5 stopnia w jakąkolwiek stronę,trzeba było przestawić cały ważący 65 000 kg pojazd. W końcu nadchodziła wielka chwila: ładowniczy nabijał bijnik mechanizmu uderzeniowego w zamku i na komendę dowódcy ciągnął się sznur odpalający. Zwolniony bijnik uderzał w spłonkę zapłonnika, którego wybuch zapalał ładunek inicjujący podsypki, a od niej następował zapłon ładunku napędowego pocisku.

Być może w obleganym mieście pojazd tego typu, wymagający tak długiego przeładowania broni, miał jakieś szansę na przeżycie – na froncie nie miał ich wcale, czego dzieje bojowego użycia wozów Sturmtiger dowiodły aż nadto wyraźnie.

Prototyp wozu Sturmtiger posiadał jednolite, piaskowo-szare malowanie (Wehrmacht Olive RAL 7028), stanowiące zarazem kolor bazowy dla wszystkich pojazdów niemieckich sił zbrojnych, który został zatwierdzony na mocy „Instrukcji Nr. 181” z dnia 18 lutego 1943 roku. Taki sam schemat zastosowano prawdopodobnie w wypadku z drugiego z wozów ostatniego wojennego lata skierowany do Warszawy, jak również maszyny, która została zdobyta przez amerykańskich żołnierzy z 8. Dywizji Piechoty, na krótko przed kapitulacją III Rzeszy Niemieckiej, która wcześniej znajdowała się na stanie Panzersturmmörser Kompanie 1001. Pozostałe wozy lub ich większość posiadały dodatkowo nanoszone plamy kamuflażowe w kolorach: ciemno-zielonym (Dunkel Grün RAL 6003) oraz ciemno-brązowe (Brun RAL 8012). Były to plamy o dużej powierzchni i mocno rozmazanych krawędziach. Niekiedy uzupełniono to mniejszymi, jaśniejszymi plamami, uzyskując w ten sposób efekt kamuflażu typu Hiterhalt-Tarnung, mającego oddziaływać również powstającym refleksem świetlnym. Klasyczną odmianę charakteryzującą się plamami dużymi, posiadającymi wyraźne kontury charakteryzują się sfotografowane dwa pojazdy Sturmtiger. Tutaj problemem pozostaje jaki kolor mógł znajdować się we wnętrzu wozu – mógł on być zarówno biały (Weiss), bardzo jasny piaskowoszary, albo posiadać charakterystyczny odcień kości słoniowej (Elfenbiel). Wewnętrzną część kuli uzbrojenia głównego przemieszczającą się wewnątrz jarzma pozostawiono w naturalnej barwie stali.

Typowy kamuflaż „zasadzki”, Reichswald, Niemcy, luty-marzec 1945 rok

Jak też wynika z istniejących fotografii archiwalnych ciężkie samobieżne moździerze Sturmtiger nie posiadały żadnych oznaczeń taktycznych, nawet symbolu przynależności państwowej. Jedynie w przypadku pojazdy prototypowego, który został zaprezentowany bezpośrednio Adolfowi Hitlerowi w Orzyszu, który z lewej strony u dołu przedniej płyty nadbudowy, została naniesiona czarna inskrypcja: 150 m/m 45o, odnosząca się do grubości oraz kąta nachylenia pancerza (część napisu opiera się na domniemaniu, tak naprawdę na jedynym istniejącym tego zdjęciu, na którym został uwieczniony ten wóz, jest on fragmentarycznie zasłonięty przez przedni reflektor).

Na froncie

Zamknięty zamek działa – klin stanowiła pancerna płyta, zasunięcie jej wymagało ok. 20 obrotów korby widocznej na dolnej prawej części płyty

Wozy Sturmtiger miały operować w ramach kompanii pancernych moździerzy szturmowych wojsk lądowych (Heeres – Panzersturmmörser Kompanie – w skrócie PzStuMrKp). Przedrostek Heeres, jak wiemy w historii organizacyjnej jednostek czołgów ciężkich, oznaczał jednostkę samodzielną, którą dysponowano ze szczebla dowództwa armii. Kompania taka, przy założeniu produkcji dziesięciu wozów Sturmtiger miesięcznie, miała liczyć 14 samobieżnych moździerzy szturmowych. Ponieważ jednak uruchomienie produkcji przebiegało bardzo opornie i do połowy września zbudowano jedynie dziesięć sztuk, a sformowano już dowództwo dwóch kompanii i dostarczono im pierwsze pojazdy, ostateczny etat zatwierdzony 15 września 1944 roku KStN 1161 wyglądał zupełnie inaczej. Według niego kompania liczyła zaledwie 79 żołnierzy podzielonych na pluton dowodzenia z dwoma motocyklami, samochodem osobowym i jednym półgąsienicowym transporterem opancerzonym Sd. Kfz. 251, dwa plutony bojowe po dwa wozy Sturmtiger i jeden motocykl każdy, sekcję naprawczą z jednym samochodem osobowym i dwiema 3-tonowymi ciężarówkami oraz kolumnę transportową (tabory) z jednym motocyklem, jednym samochodem osobowym i dziewięcioma 3-tonowymi ciężarówkami.

Organizacja Panzersturmmörser Kompanie jesienią 1944 roku:

Autor – zdjęcia: Dawid Kalka

Niemcy, Muster – Panzermuseum w Munster

  • Kompanie Stab: 1 x opancerzony transporter półgąsienicowy Sd. Kfz. 251/18, 1 x samochód osobowo-terenowy, 1 x motocykl

  • 1. Panzersturmmörser Zug: 2 x samobieżny moździerz rakietowy 38 cm Sturmtiger

  • 2. Panzersturmmörser Zug: 2 x samobieżny moździerz rakietowy 38 cm Sturmtiger

  • Werkstätte Zug: 1 x samochód osobowy/osobowo-terenowy, 2 x samochody ciężarowe (3t)

  • Kraftwagen Kolonne: 1 x samochód osobowo-terenowy, 9 x samochody ciężarowe (3t)

Pocisk kalibru 380 mm w lufie moździerza – osiągnięcie takiego rezultatu, kosztowało załogę ok. 10 minut skoordynowanych czynności i wysiłku fizycznego

Organizacja pododdziałów pancernych moździerzy szturmowych uległa zmianie 23 stycznia 1945 roku, kiedy to wszystkie trzy istniejące kompanie zostały przeniesione z wojsk pancernych do jednostek artylerii i przemianowane na baterie pancernych moździerzy szturmowych (Heeres – Panzersturmmörser Batterie, w skrócie PzStuMrBtr). Wraz z tą zmianą przyszedł rozkaz zwiększenia stanów jednostek do trzech plutonów bojowych, a więc sześciu Sturmtigerów, ale z uwagi na szybko postępująca dezorganizację i brak możliwości technicznych dalszej budowy tych tych pojazdów rozkaz ten pozostał jedynie na papierze.

Panzersturmmörser Kompanie 1000

Proces przeładowywania Sturmtigera był pracochłonny, ale prosty. 1) Rozpakowanie pocisku po wtoczeniu go na miejsce na parze drewnianych szyn. 2) Zamocowanie zacisku do dźwigu w celu podniesienia pocisku. 3) Podniesienie pocisku z załogą, aby utrzymać go w miejscu. 4) Opuszczanie pocisku przez właz dachowy w celu załadowania go do środka

Próby poligonowe prototypowego, nieopancerzonego wozu Sturmtiger, rozpoczęte na kilka dni przez prezentacją wozu przed Hitlerem, 20 października 1943 roku bardzo się wydłużyły z uwagi na pojawiające się problemy z uruchomieniem odpowiedniej amunicji. Wyniki prowadzonych strzelań poligonowych nadal nie były pomyślne, ale nadarzyła się okazja do przeprowadzenia próby w warunkach bojowych. 1 sierpnia 1944 roku, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie i mimo użycia wszelkich środków bojowych w dyspozycji niemieckich wojsk w tym rejonie, zacięte walki miejskie trwały nadal. Po niemal dwóch tygodniach walk, 12 sierpnia 1944 roku, kiedy użycie prototypowego wozu Sturmtiger z zapasem zaledwie 12 granatów rakietowych (nawet nie pełnej jednostki ognia), pozostałym do prób przetransportowano z poligonu w Orzyszu, w rejon Warszawy. Używano go do ostrzeliwania Mokotowa i Starówki, z wynikami względnie mówiąc – nie najlepszymi. Była to przede wszystkim wina ciągłych problemów z pociskiem 38 cm Raketen-Sprenngranate 4581. Nadal były kłopoty ze stabilnością procesu spalania ładunku napędowego, celność nie poprawiła się ani trochę, a na dodatek okazało się, że zupełnie nieźle funkcjonujące na próbach poligonowych poprawiane już uprzednio zapalniki głowicowe ze zwłoką, w warunkach rzeczywistej walki, zaczęły one szwankować. W odróżnieniu od żelbetonowych kubików stawianych jako cele na strzelnicy jako cele prawdziwe budynki z cegły stawiały zwykle za mały opór i wiele powstawało z tego powodu niewybuchów. Większość niewybuchów pocisków artyleryjskich i bomb zostało naniesione na mapie i po zakończeniu działań wojennych, je wysadzono, ponieważ nikt nie ryzykował ich usunięcia, aby uniknąć niepotrzebnych ofiar wśród ludności cywilnej. Ocalał do dzisiejszych czasów co najmniej jeden pocisk (niewybuch) 38 cm R Spr Gr 4581, który jest obecnie eksponowany w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Kolejne partie amunicji dowożone w czasie trwania powstania zaopatrzono już w udoskonalone zapalniki i procent niewypałów znacznie zmalał.

Sturmtiger zdobyty przez żołnierzy US Army (14 kwietnia 1945 roku)

Tyumczasem 13 sierpnia sformowano pierwszą jednostkę Heeres – Panzersturmmörser Kompanie 1000, pierwszą pilotażową jednostką pancernych moździerzy samobieżnych (szturmowych), która miała posłużyć do przeprowadzenia prób bojowych i przetestowania koncepcji taktycznej użycia tych pojazdów. 14 sierpnia włączono ją w skład Grupy Armii „Środek”, przydzielając wozy do jednostek, które tłumiły powstanie na terenie Warszawy. Włączono do niej ostrzeliwujący już Warszawę prototypowy wóz, a 15 sierpnia 1944 roku dostarczono pozostałe trzy wozy Sturmtiger, formując pierwsze dwa z planowanych siedmiu plutonów kompanii. Jeden z tych pojazdów w dniach 15-18 sierpnia przewieziono bezpośrednio do Warszawy, gdzie wraz z prototypem stworzyły 1. Pluton 1000. Kompanii. 28 sierpnia uznano, że prowadzone próby w warunkach bojowych przebiegły mimo problemów pomyślnie i prototyp powrócił do zakładów Alkett w Berlinie. Na rozkaz naczelnego wodza miano tak w ciągu trzech dni od dotarcia pojazdu dokonać wymiany żelaznej nadbudowy na stalową. Miejsce 1. Plutonu zajął teraz 2. Pluton, który był wyposażony już w dwa seryjne wozy Sturmtiger. Wycofany pluton został wysłany do francuskiego Meaux, skąd w dniu 10 września zaczęto przerzucać jednostkę na Węgry w składzie 109. Brygady Pancernej. 1. Pluton miał wykorzystać zebrane w Warszawie doświadczenia, ostrzeliwując teraz słowacką Bratysławę, gdzie wybuchło słowackie powstanie narodowe. Ostatecznie okazało się, e nie było takiej potrzeby, ponieważ sytuacja panująca w stolicy Słowacji została opanowana, zanim na miejsce dotarła tam 109. Brygada Pancerna. W tej sytuacja brygada udała się na Węgry, skąd 20 października odesłano ją z powrotem do Warszawy, gdzie 1000. Kompania ponownie połączyła się w pełnym składzie obu plutonów, z ich czterema wozami Sturmtiger. Stan techniczny wozów, które swoją masą były cięższe o ponad 8000 kg, a w dodatku podwozie pochodziło z wozów, pochodzących z „odzysku”, już w znacznym stopniu zużytych, pogorszyły się do tego czasu na tyle, że dwa dni później, 22 października wozy z 1000. Kompanii, została odesłana do remontu i odnowienia stanu do Sennelager, gdzie przebywała do listopada. W tym okresie z jednostki wycofano najbardziej zużyty pojazd – prototypowy, które dalsze losy do tej chwili nie są znane. Po krótkim odpoczynku 1000. Kompania licząca trzy wozy Sturmtiger zostały przydzielone do 15. Armii, szykującej się operacji wojskowej, pod kryptonimem „Wacht am Rhein” – czyli sławnej już kontrofensywy przeprowadzonej w rejonie Ardenów. Po rozpoczęciu samej operacji przydział zmieniono, trzy wozy Sturmtiger z kompanii miały działać w ramach LXVII Korpusu Pancernego ze składu 6. Armii Pancernej SS zrównać z ziemią Liege w Belgii.

Nabój rakietowy kalibru 380 mm

Z tych planów też nic nie wyszło: trudności transportowe, a potem seria awarii technicznych sprawiły, że Panzersturmmörser Kompanie 1000 nie dotarła na czas, na wyznaczone pozycje wyjściowe do ataku. Jak wiemy, niemieckie natarcie nie dotarło do miasteczka Liege, więc i tak do niczego by się nie przydały, za zwiększone zużycie paliwa, przez już zużyte silniki czołgowe, uszczupliło by i tak mocno skromne i niedostateczne zaopatrzenie atakujących jednostek.

Dalsze losy Panzersturmmörser Kompanie 1000 nie są za bardzo znane. Niektóre źródła historyczne piszą o obecności jednego lub nawet kilku wozów Sturmtiger w Alzacji, podczas trwania operacji „Nordwind”, kolejnej nieudanej próby niemieckiej kontrofensywy. Być może właśnie pojazdy pododdziały przemianowanego w dniu 23 stycznia 1945 roku na 1000. Baterię Pancernych Moździerzy Szturmowych.

Sturmtiger podczas ostrzału powstańczej Warszawy, 15-18 sierpnia 1944 roku

Panzersturmmörser Kompanie 1001

Jesienią 1944 roku Alkett oddał Heereswaffenamtowi kolejne dziesięć wozów Sturmtiger i można było tworzyć następne jednostki pancernych moździerzy szturmowych. 23 września 1944 roku powołano Panzersturmmörser Kompanie 1001, pod dowództwem kapitana von Gottburga. 28 września zakończono formowanie 1. Plutonu, który zameldował osiągnięcie gotowości bojowej. 5 października stan gotowości bojowej osiągnął także 2. Pluton 1001. Kompanii. Co bardzo ciekawe meldunek o osiągnięciu gotowości bojowej przez całą kompanię złożoną dopiero 22 października 1944 roku – wcześniej na stanie nie było amunicji.

Sturmtiger zdobyty przez Amerykanów w pobliżu Drolshagen w lutym 1945 roku. Pojazd ma dodatkowe opancerzenie frontu kadłuba, w postaci płyty pancernej o  grubości 50 mm, przykręconej śrubami

W dniu 10 listopada 1944 roku kompanię oddano do dyspozycji Naczelnego Dowódcy Frontu Zachodniego (Ober Kommando West), ale generalny odwrót na wschód nie sprzyjał użyciu bojowemu pododdziału. Dopiero na przełomie grudnia kompanię przydzielono razem z 1000. Kompanią do 15. Armii, a potem do XLVII Korpusu Pancernego 6. Armii Pancernej SS w rejonie Elsdorf-Gmund z zadaniem ostrzeliwania Liege. Podobnie jak 1000. Kompania i ta nie dotarła na miejsce, za to podczas transportu kolejowego, podczas nalotu powietrznego utraciła jeden wóz Sturmtiger. Jednostka weszła do walki pod koniec grudnia 1944 roku w rejonie gór Eiffel, w rejonie Duren i Elskirchen. Po załamaniu natarcia wycofała się w kierunku Renu. 23 stycznia została przeniesiona do jednostki artyleryjskiej i przemianowana na 1001. Baterię Ciężkich Moździerzy Szturmowych. Na początku lutego 1945 roku jednostka ewakuowana za Ren, wzięła później udział w walkach pod Drolshagen, gdzie 28 lutego 1945 roku jeden z pojazdów został zdobyty przez siły amerykańskie. Pozostałe dwa sprawne wozy z powodu trudności w zaopatrzeniu w paliwo oraz amunicję, na pewno do 10 kwietnia 1945 roku zostały zniszczone przez własne załogi. 11 kwietnia jeden z nich został odnaleziony przez amerykańskich żołnierzy z 8. Dywizji Piechoty. Był to bardzo ciekawy egzemplarz bardzo wczesnego modelu wozu Sturmtiger, posiadającą zamocowaną dodatkową płytą pancerną na przedniej dolnej części kadłuba i skręcanym pierścieniem przeciwwagi na wylocie lufy moździerza.

Panzersturmmörser Kompanie 1002

Załadowany nabój

Trzeci i ostatni pododdział, który został uzbrojony w samobieżne moździerze Sturmtiger – Panzersturmmörser Kompanie 1002, znajdująca się pod dowództwem porucznika Zippla, powstała dopiero późną jesienią 1944 roku. Historycy zajmujący się tematem często różnią się w relacjach i datują powstanie kompanii na 22 października (Jentz), albo dopiero na datę 14 listopada (Niehorster). Tak czy inaczej, powstało wówczas jedynie dowództwo jednostki, ponieważ dostarczone później wozy, podchodziły z ostatniej serii produkcyjnej pięciu sztuk Sturmtigerów, powstałych w połowie grudnia 1944 roku, kiedy następnie kompanię tę oddano do dyspozycji Naczelnego Dowódcy Frontu Zachodniego (Ober Kommando West) – nawet nie czekając na osiągnięcie przez jednostkę gotowości bojowej. Oczywiście, i tak było już za późno, aby jednostka wzięła udział w operacji „Wacht am Rhein”, więc kompanię, tradycyjnie już oczekującą na dostawę specjalnej amunicji, wysłano w rejon Reichswaldu, gdzie 23 stycznia przemianowano na jednostkę artylerii – 1002. Baterię Pancernych Moździerzy Szturmowych. W marcu 1945 roku zdołała ona w rejonie Rheinbergu wycofać się za linię rzeki Ren. Następnie walczyła ona w rejonie Dorsten i Kirchellen, a potem wzdłuż trasy odwrotu na wschód pod Polsum, Marl i w końcu koło Datteln. Tam bateria rozdzieliła się, ale jeszcze 14 kwietnia w okolicach Minden, ostatni z wozów Sturmtiger oddał ostatni strzał podczas tej wojny, do nadjeżdżających w jego kierunku pojazdów pancernych z 737. Batalionu Czołgów, działającej w ramach 5. Dywizji Piechoty. Jak relacjonował amerykański weteran z tej jednostki – „Sturmtiger strzelał do mojego plutonu, kiedy przebywaliśmy odkryte pole z piechotą nacierającą pomiędzy moimi pięcioma czołgami. Kiedy coś takiego do ciebie strzela, to widok jest porywający, ale doskonale bym się bez niego obszedł (…). Spudłował do moich czołgów i piechoty, bo pewnie strzelił z nadmiernego dystansu. W każdym razie ruszyliśmy pełnym gazem i zdobyliśmy go czym prędzej, zanim poprawił”.

Sturmtiger otrzymuje amunicję. Było to trudne zadanie, w które zaangażowana była cała załoga, ze względu na ciężar amunicji

Niektórzy historycy wojskowości, którzy analizowali niemieckie materiały archiwalne, dotyczące dziejów niemieckich samobieżnych moździerzy szturmowych kalibru 380 mm spotkać można informację, iż ostatniej wojennej jesieni powstała czwarta kompania, której nadano numer Panzersturmmörser Kompanie 1003. Jednak należy to traktować w charakterze pomyłki – dwa lub cztery wozy, które nie zostały rozdysponowane po jednostkach liniowych, stanowiły odwód oraz ewentualne źródło części zamiennych. Nie otrzymały one jednak przydziału frontowego. Warto również zaznaczyć, że od 23 stycznia 1945 roku wszystkie sformowane kompanie pancernych moździerzy oddano pod Kuratelę Inspektoratu Artylerii (Inspekteur der Artillerie), przez co zmieniła się ich nazwa: odtąd określane były jako baterie pancernych moździerzy szturmowych.

Zachowane egzemplarze i ocena wozów

Sturmtiger wystrzeliwuje jedną ze swoich rakiet kalibru 380 mm

Mimo, iż większość samobieżnych moździerzy rakietowych kalibru 380 mm została porzucona przez własne załogi i prawdopodobnie przeważająca część tych wozów znalazła się w rękach radzieckich i sił alianckich, to do dnia dzisiejszego przetrwały jedynie dwa egzemplarze.

Pierwszy z nich, egzemplarz o numerze podwozia – 250174, który został zdobyty przez siły amerykańskie pod miastem Minden 11 kwietnia 1945 roku, został następnie przetransportowany na terytorium Stanów Zjednoczonych. Został poddany testom na poligonie w Aberdeen (dokładnie Aberdeen Proving Grounds), acz ostatecznie wóz stanął przed budynkiem tamtejszego Ordnance Museum. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku wóz został ponownie przekazany władzom Republiki Federalnej Niemiec, gdzie trafił do zbiorów Wehrtechisches Studiensammlung w Koblencji. W 1992 roku rozpoczął się proces jego gruntownej renowacji, który został przeprowadzony przez pracowników Auto und Technik Museum w Sinsheim. Obecnie wóz w jednolitym, piaskowym malowaniu, jest cenną ozdobą dużej kolekcji pojazdów pancernych na ekspozycji głównej w Deutches Panzermuseum w Münster.

Zdobyty przez Amerykanów Sturmtiger w trakcie wyładunku z okrętu transportowego

Natomiast drugi z egzemplarzy: wóz, który może się poszczycić mocno nie zbadaną historią poszczycić się może wóz, znajdujący się w składzie wielkiej kolekcji pojazdów pancernych, w Muzeum Broni Pancernej w Kubince, pod Moskwą. Prezentowany pojazd, posiadający numer podwozia: 250043, reprezentuje pierwszą partię produkcyjną, o czym ma świadczyć podwozie z dodatkową płytą pancerną przynitowaną z przodu wanny kadłuba oraz zainstalowany dwudzielny wizjer mechanika-kierowcy. Ponadto u wylotu zainstalowanej w wozie lufy, znajduje się pierścień dla przeciwwagi w formie litery C. Wydaje się najbardziej prawdopodobnym, że należał on do odwodów. Pojazd został zabezpieczony przez radzieckich żołnierzy z 3. Armii Uderzeniowej wiosną 1945 roku, dowodzonej przez generała Wasilija Kozniecowa, po czym przewieziony na teren Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Pojazd obecnie stanowi własność Federacji Rosyjskiej.

Oprócz powyższych, kompletnych egzemplarzy,, w brytyjskim Tank Museum Bovington znajduje się uzbrojenie tytułowej maszyny – 38 cm Raketenwerfer 61, pozyskanej jak należy podejrzewać z rozmontowanego egzemplarza, otrzymanego latem 1945 roku z rąk amerykańskiej US Army (wcześniej, na terytorium Alzacji wóz został przejęty przez żołnierzy 464. Kompanii Ewakuacyjnej). Natomiast w Warszawie, o czym już napisałem znajduje się skorupa pocisku rakietowego, odnalezionego na Starym Mieście, inną, w niewłaściwych piaskowo-czarnych barwach podziwiać można w Deutches Panzermuseum w Münster.

Brytyjscy pancerniacy mijają uszkodzony wóz Sturmtiger – późna jesień 1944 roku, Belgia

Pojazd Panzermörser mit 38 cm auf Tiger I można uznać za pojazd mało udany. Wpływ na tę ocenę miały przede wszystkim realia pola walki w jakich wozy te miały brać udział – w wyniku utraty inicjatywy strategicznej przez III Rzeszę Niemiecką po bitwie na łuku Kurskim, tego rodzaju konstrukcje, o takiej wadze i mobilności w terenie, wydawały się całkowicie bezużyteczne. Ponadto, poważny problem stanowiła podatna na defekty amunicja do głównego uzbrojenia wozu, jej masowa produkcja oraz kolportaż do jednostek linii frontu. Rzutowało to bardzo negatywnie na skuteczność formowanych pododdziałów. Z punktu widzenia technicznego, sam projekt maszyny był też mocno przeciążoną konstrukcją czołgu ciężkiego, który posiadał masę bojową przekraczającą 56 000 kg. Również sylwetka wozu, o wysokości równej 2850 mm (bez wystającego dźwigu, wspomagającego załadunek amunicji) oraz szeroką, nie była trudna do trafienia nawet z większej odległości. Niemniej jednak przedstawiony pojazd można zaliczyć do najciekawszych konstrukcji pancernych XX wieku.

Dane taktyczno-techniczne

  • Załoga wozu – pięciu żołnierzy: dowódca wozu, celowniczy, dwóch ładowniczych (z czego jeden był dodatkowo radiotelegrafistą), kierowca wozu

  • Masa bojowa wozu – 65 000 kg

  • Wymiary konstrukcji:

  • Długość wozu – 6280 mm

  • Szerokość wozu – 337 mm

  • Wysokość wozu – 2850 mm

  • Prześwit wozu – 470 mm

  • Jednostka napędowa wozu – silnik gaźnikowy typu Maybach HL 230 P45, 12-cylindrowy, rzędowy, chłodzony cieczą, górnozaworowy, pojemność skokowa 23 000 cm3

  • Moc maksymalna jednostki – 700 km (515 kW) przy 3000 obr./min.

  • Skrzynia biegów typu Maybach OLVAR OG (B) 40-12-16A, hydrauliczna, półautomatyczna z preselekcją o ośmiu biegach jazdy do przodu, cztery biegi wsteczne

  • Osiągi wozu:

  • Promień skrętu – 3440 mm

  • Pokonywanie przeszkód terenowych:

  • Wzniesienia o nachyleniu do 35 stopni

  • Ścianki o wysokości do 790 mm

  • Rowy o szerokości do 2300 mm

  • Brody o głębokości do 1200 mm

  • Uzbrojenie wozu:

  • 380 mm moździerz rakietowy RW 61 L/5,4 z zapasem amunicji 14 sztuk nabojów

  • Wyrzutnik granatów dymnych kalibru 90 mm

  • Uniwersalny karabin maszynowy Maschinengewehr 34 z zapasem amunicji karabinowej w liczbie 600 sztuk

  • Broń osobista załogi

  • Opancerzenie wozu:

  • Przód kadłuba – 100 mm

  • Boki kadłuba – 60 mm i 80 mm

  • Tył kadłuba – 80 mm

  • Strop przedziału silnikowego – 26 mm

  • Dno kadłuba – 26 mm

  • Przód nadbudówki – 150 mm

  • Boki nadbudówki – 80 mm

  • Tył nadbudówki – 80 mm

  • Strop nadbudówki – 25 mm

Bibliografia

  1. Łukasz Gładysiak, Sturmtiger. Samobieżny moździerz rakietowy kalibru 380 mm, Militaria XX wiekju Wydanie Specjalne Nr. 24/2012, KAGERO

  2. Tadeusz Melleman, Samobieżny moździerz Sturmtiger, Technika Wojskowa Historia Numer Specjalny 5/2016 Magnum-X

  3. https://tanks-encyclopedia.com/ww2/nazi_germany/sturmtiger.php

  4. https://tank-afv.com/ww2/germany/SturmTiger.php

  5. https://bronpancernafb.wordpress.com/2016/08/09/sturmtiger/
    https://commons.wikimedia.org/wiki/Sturmtiger

image_pdfimage_printDrukuj
Udostępnij:
Pin Share
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments